piątek, 30 listopada 2012

Dzień czterdziesty - Śmieciowa historia z sąsiadami

Jak ja nie lubię moich niektórych sąsiadów.
Nie mam ich wielu.
A jednak.
Podejrzewam, że gdyby mnie ktos okradał - to nikt by nic nie zauważył.
Jak pies czyjś obsikuje co jakiś czas wycieraczki - to tez jakoś nikt nie zwrócil nikomu uwagi.
Ale jak raz zdarzyło mi się pozostawić na klatce na 10 minut śmieci. To ktoś się musiał czepnać...

A było to tak, że wyciagnełam worek ze śmeiciami z kubła i już wychodziłam, aby je wynieść do śmietnika na zewnatrz.

W tym momencie zadzwonił telefon.
No to zostawiłam śmieci przy drzwiach i cofnęłam się.
Rozmawiałam parę minut. Po rozmowie rzuciłam jeszcze okiem na e-mail'a, ktorego miałam dostac od rozmówcy. I poszłam wyrzucic te smieci.

A po powrocie na moich drzwiach wisiała kartka o treści:
"Proszę nie zostawiać śmieci na klatce - bo śmierdzi. Sąsiedzi"

Ludzie! Raz mi się zdarzyło. Chwilę trwało. Co myślał sobei gooopi sasiad?
Sekunde mu smierdziało jak przechodził obok moich drzwi.
I przeciez jak wrócił z kartka to śmieci nie było!
A w ogole to co za odwaga? Nie można zapukać. Trzeba pisać anonimy?

Obiad - Medalion z mintaja z sosem porowym, fasolka szparagową
w sosie pomidorowym i surówką z marchewki z jabłkiem



czwartek, 29 listopada 2012

Dzień trzydziesty dziewiąty - Sen

Od dzieciństwa -a  właściwie odkąd pamiętam mam niesamowite sny.
Może powinnam je wykorzystywać i pisać fantastyczne książki?

I dziś cały dzień jestem pod wrażeniem snu... Tylko jak go opisać?
Stałam na tarasie u mamy z najbliższymi mi osobami.
Nagle usłyszeliśmy niesamowity szum (naprawdę słyszałam go w śnie!).
Szum przeradzający się w łopot a raczej w krzyk zbliżał się coraz bliżej... Czarna wielka chmura ptaków.
Nagle błysnęło. Nagle oślepiło nas.
I za tym oslepieniem przyszedł wybuch.
W tym wybuchu krążyliśmy jak w stanie nieważkości.
Zdarzyłam tylko kogoś uchwycić za rękę i zaczęliśmy spadać w dół.
Tak jak byśmy wpadli w studnie bez dna... Obracając się wokół swojej osi spadaliśmy i spadalismy i spadaliśmy... Bałam się. Czułam, że to nie sen. A miałam nadzieje, że jednak.
I obudziłam się...
Kolacja - Krem z kalafiora z groszkiem ptysiowym

Obiad - Pieczony migdałowy filet z kurczaka
z kasza jęczmienna i gotowaną brukselką

środa, 28 listopada 2012

Dzień trzydziesty ósmy - Samochody widma

Tak sobie rano stoje w tych korkach. Mam wrażenie, że zawsze tych samych.
I tak samo wygląda każdy poranek.
O tej samej godzinie codziennie wychodze z domu.
Z tymi samymi sąsiadami spotykam się w garażu.
Jadę ta samą trasą.
Ale nie wiem, czy spotykam tych samych kierowców, w tych samych samochodach.
Dziwne to jest. Rano słucham codziennie tego samego radia tok fm. Codziennie zasłuchana patrze się niewyspanym wzrokiem na te ponure ulice i brudne samochody. Ale nie mam zielonego pojęcia, czy te samochody, na które patrzę to te same co je np. wczoraj widziałam. Albo czy dziś jedzie obok mnie np. ten facet, co mnie wczoraj otrąbił. Albo czy przede mną jedzie ta sama pani, co wczoraj poprawiała makijaż w samochodzie. A może jedzie ten facet, co wczoraj gadał przez telefon i jechał połową nie swojego pasa i go musiałam obtrąbić.
Dziwne. Bo zauważam zmiany na tych szarych ulicach. Czasami widzę te same osoby na przejściach dla pieszych a samochody i ich kierowcy - jakby nie istnieli...
Macie tak podobnie?

Śniadanie - Jabłko pieczone z miodem i ciastkiem imbirowym

Kolacja - Naleśniki curry z pastą z tuńczyka

wtorek, 27 listopada 2012

Dzień trzydziesty siódmy - Dentysta sadysta

Dziś w przelocie piszę, czyli pomiędzy obiadem a podwieczorkiem. Na podwieczorek są dziś ciasteczka - doczekać się nie mogę a tu jeszcze ponad 2 godziny czekania :))) - ale nie wiem jak to z tym jedzeniem dziś w ogóle będzie...

Siedzę sobie w kafejce i pracuje - nadrabiam zaległości, które znów się porobiły.
Nie idzie mi najlepiej, bo cała szczęka mnie boli.
Przydałoby mi się jakieś wiadro wody, żeby ten ból ukoić, poprzez włożenie chyba całego łba.
Picie zimnych napojów to tez nie jest dobre rozwiązanie, bo wrażliwość moich zębów na gorące i zimne wzrosła tymczasowo.
Czuję się jakby ktoś widelcem drapał w moje zęby. Jakby setki wykałaczek powbijały się w moje dziąsła. Język i usta jakby były oblane jakimś spirytusem. A na dodatek czuję w nich lekki posmak krwi...

Horror? No skąd. To tylko taka krótka - pół godzinna wizyta u dentysty - sadysty, którego w brew pozorom bardzo lubię.
No i zabieg - skaling z piaskowaniem i fluoryzacją. Tortury!
Powinnam ze względu na dbałość o zdrowie moich dziąseł chodzić na to co pół roku. Ostatnio byłam rok temu :( Wolę już wyrywanie ósemek. Przynajmniej da się znieczulić... i jest mniej krwawy!


Tak, teraz będę się do końca dnia użalać :)
I serdecznie pozdrawiam wszystkich dentystów.

P.S.  Kiedyś mi jeden dentysta powiedział, że próchnica to śmiertelna choroba... a dziś już z tego się nie nabijam... Warto przeczytać TE informacje.


Śniadanie - Różyczki z wędliny drobiowej z dressingiem
szczypiorkowym, cząstkami pomidora i ogórka kiszonego

Obiad - Grillowany indyk z sosem majerankowym podany
z pieczonymi ziemniaczkami i gotowanymi na parze warzywami

poniedziałek, 26 listopada 2012

Dzień trzydziesty szósty - 5 tygodni za mną?

No leci ten czas jak szalony...
Aż nie wierzę, że to już z tyle czasu....
I co u mnie?
no chudnę...
no chudn...
no chud...
no chu... (ooops)
no ch... (ooops 2)
no c...
no i zaraz znikną oponki ;)

Aaaaaa oponki... no dobra - jutro zaczne walczyć z oponkami:
- masazyk oponki z rana - poprzez ugniatanie tłuszczu
- no i może tak dwie - trzy serie czterech ćwiczeń na dobicie brzucha...
Zobaczymy :)

Śniadanie - Twarożek bazyliowy podany
z rzodkiewką, kukurydzą i chrupkim pieczywem

Obiad - Szpinakowa sakiewka z kurczaka z serem feta,
ryżem jaśminowym i surówką z kapusty pekińskiej


niedziela, 25 listopada 2012

Dzień trzedziesty piąty - Wybór prezentów

Nie lubię sobie tworzyć dodatkowych stresów i nie znoszę na ostatnia chwilę załatwiać spraw około świątecznych.
Przede wszystkim od wielu lat - sama zakazuje sobie wkręcać się w wir światecznych porządków. Jak wiadomo - mam fioła czasami na punkcie sprzątania - więc raczej poza normalnym fiołem dodatkowy fioł mi nie grozi.
Świąteczne gotowanie - uwielbiam - ale dla jednego dzieciaka chyba trochę dziwne byłoby szalenie w kuchni. Więc jakies smakołyki są w niwielkiej ilości i bez wariactw. Zawsze ratuje nas mama. Jednak zawsze wściekła chodzę, że sie przepracowuje i pada nam w Wigilie ze zmęczenia. Ale wiadomo - u mamy wszystko najlepiej smakuje!

W ogóle mam dziwny stosunek do różnych okazji... ale może o tym kiedyś napiszę. 

Więc pozostają mi wcielenie się w Mikołaja. Ale Mikołaj jest uparty i musi mieć wszystko pozałatwiane przed końcem listopada. Nie ma zamiaru się stresować. Stresowac się będzie i tak samym pakowaniem - bo ma do tego dwie lewe ręce - albo nogi... bo i nogi w tym pakowaniu udział biorą...
Ta gwiazdka będzie skromna.  :(((( 
A Mikołaj musi się bardzo dobrze zastanowić.
Więc czmycham na allegro... a Wam życzę miłego wieczoru.

P.S. Przepraszam za jedno niewyjściowe zdjęcie - ale jakoś tak szaro-buro było dziś...

Śniadanie - Sałatka z szynką drobiową, warzywami i dressingiem musztardowym

Kolacja - Omlet z warzywami i paseczkami kolorowej papryki

sobota, 24 listopada 2012

Dzień trzydziesty czwarty - To nie był mój dzień

Zdarzają się takie dni, kiedy nic nie wychodzi...

Dzień zaczął się uroczo. Obudziłam się przed 7 i czułam się wyspana. W związku z tym po zjedzeniu śniadania pełna werwy wzięłam się do typowych prac sobotnich. Oczywiście w towarzystwie fonii z  tvn24.

Byłam tak rozkręcona, że pierwszą kawę zapragnęłam wypić koło południa.
Włączyłam czajnik i... koniec uroczego dnia.
Syknęło, pryknęło, zaćwierkało i przestał działać TV.
Prąd poszedł. A wszystko przez jeden głupi rozgałęźnik. Przeklinać nie będę.
Po kombinowaniu dłuższym, dzwonieniu do UPC okazało się, że najwyraźniej trzeba będzie wymienić dekoder... dopiero w poniedziałek. Auć!
No i jak ja ten weekend przeżyje?

Następnie postanowiłam dogodzić dziecku i zrobić czekoladowo - rumowe kulki owsiane. Tysiąckroć je robiłam i zawsze wychodziły. Niestety tym razem, zamiast płatków owsianych błyskawicznych - kupiłam płatki górskie. Takie największe z płatków owsianych. Które najmniej się kleją po nasączeniu płynem... Nie wyszły kulki - tylko cos na ich małe podobieństwo :)

Wreszcie miałam popracować. Potrzebowałam wykorzystać pliki, które nagrałam na pendrive. Wszystko pięknie. Tylko pendrive nagrywać się dawał -ale już odczytywać nie.

A wreszcie - chciałam przed chwilą, ściągnąć zdjęcia do tego bloga ze swojego telefonu - jednak nie wiedzieć czemu z kilku fotek ostała mi się jedna. Czary czy co?

Trzeba zakończyć ten dzień. Dobranoc :)

Kolacja - Pulpeciki drobiowe z sosem myśliwskim
i gotowanym na parze kalafiorem

piątek, 23 listopada 2012

Dzień trzydziesty trzeci - Książki vs ebooki

Huurrrra już weekend.
No ale z drugiej strony patrząc wcale tak nie fajnie, bo znów czas ucieka jak szalony...
Nabiera coraz większego przyspieszenia im jestem starsza...
Ech...

No ale jest weekend.
Chętnie bym troche się wyluzowała i przeczytała jakąś książkę.

Jestem książkoholiczką.
Bez przeczytania paru stron wieczorem trudno mi jest usnąć. Kiedyś podobnie działał na mnie gadający TV wieczorami - ale i nie mam przy łóżku TV obecnie i jednak książka ze sobą niesie jakieś ukojenie - a nie szum we łbie.

Niestety książki mi się skończyły a nie zdązyłam nic kupić. Zwykle zamawiam wiele książek w wetbildzie i po kolei je czytam. Można tam dopaśc niezłe okazje - np. ksiązki po 10 zeta.
No ale ani nie zamawiałam ostatnio, ani dziś nic sobie nie kupiłam w sklepie stacjonarnym - to postanowiłam, że kupie sobie jakiegoś ebooka. Kupie - a nie ukradnę!

Ale się powstrzymałam. Nie podobają mi się ceny ebooków. Rozumiem, że ceny audiobooków mogą być porównywalne lub droższe od książek papierowych. Ale ebooki?

Ebooki są jednak mniej wygodne do używania. Są mniej sexi. No dobra - można czytać na komórce nawet - ale mam iść do łóżka z komórka?.
Zaletą jest to, że mniej :) zajmują miejsca - a ja chyba zacznę książki trzymać już w piwnicy...
Do książek się bardzo przywiązuje i lubię do nich wracać - wiec nie mam zamiaru ich oddawać, sprzedawać, albo wymieniać na inne.
No ale właśnie ich forma powoduje to, że cena powinna być niższa przez:

a) koszt papieru
b) koszty logistyczne - dystrybucyjne - dostawa, przechowywanie w sklepach

no ale nie!

Możliwe, że wydawcy w cenie zawierają jakieś ubezpieczenia potencjalnych strat spowodowanych "kradzieżą" w net albo też własciciele serwisów wynegocjowali sobie większe stawki z posrednictwo w sprzedaży...

Nie podoba mi sie to... To jakiś hamulec w rozwoju tego obszaru. No ale jak zwykle - poki są kupujący, poki dystrybutorzy nie konkuruja miedzy soba cenami -  to będzie jak jest...

Chyba sobie dziś nic nie kupie. Opornik.

        Śniadanie - Serek brie z plasterkami gruszki
i brzoskwini podany z sosem malinowo - borówkowym

II Śniadanie - Naleśnik z pastą z soczewicy

czwartek, 22 listopada 2012

Dzień trzydziesty drugi - Domestos

Tak jak czasami odbija mi na punkcie sprzątania.
To w czasie sprzątania odbija mi na punkcie domestosa.
Używam go do wszystkiego. Tylko nie stosuje go do prania i do mycia olejowanej podłogi i olejowanych mebli.
A tak: i drzwi i ramy okien i lodówkę i blaty w kuchni i kafelki i fugi i wanne i toaletę i kuwete kota i zlewozmywak i krany (tylko w tych dwóch przypadkach trzeba być bardzo ostrożnym, żeby ich nie zniszczyć) i parapety i śmietnik i nawet ściany jak się zabrudzą i wiele wiele innych...

Akcja błyskawica - człowiek się nie namęczy podczas sprzątania.
Ale jest jedno "ale".
Po całej akcji chodzę jak zatruta. Czuje i smak i zapach domestosa.
I efekt  tego trzyma się przez nawet parę godzin.
Zatruwam się...
Ale czego się nie zrobi dla błyszczącego mieszkania?

Kolacja - Placki ziemniaczano - porowe z cząstkami pomidora

Śniadanie - Trójkąciki z pieczywa pełnoziarnistego posmarowana serkiem topionym
z gotowanym jajkiem i ogórkiem konserwowym


środa, 21 listopada 2012

Dzień trzydziesty pierwszy - Kominiarze

Nie lubię przebierańców. Nie lubię osób, które chodzą po mieszkaniach zbierając kasę na "słuszne" cele. Nie lubię kominiarzy.

Okres przedświateczny zawsze mi się kojarzy z kominiarzami i kalendarzami.
Nie wiem skąd ten zwyczaj się wziął. I dlaczego kominiarze - którzy niewiele mają dziś wspólnego z nowoczesnymi blokami - właśnie odwiedzają lokatorów tych bloków. A najbardziej mnie denerwuje, że mieszkam na zamkniętym osiedlu i mam domofon - miedzy innymi po to, żeby mi Ci ludzie nie przeszkadzali w moim świętym spokoju.

Do szczęścia nie jest mi potrzebny kominiarz.
Nie wierzę w takie zabobony.
Nie lubię, kiedy wieczorem - siedzę sobie spokojnie w domu -i  nagle zrywa mnie dzwonek i dobijanie się do drzwi. I uśmięchnięty kominiarz oznajmia mi, że życzy mi szczęsliwego nowego roku. I wciska kalendarz. A raczej tekturę z kalendarzem, która poza wyrzuceniem do niczego się nie nadaje.

W zeszłym roku odwzajemniłam uśmiech. Wzięłam od kominiarza kalendarz - choć się zapierałam.
I życzyłam również dobrego roku i zamknęłam drzwi mu przed nosem. Usłyszałam parę nie cenzuralnych słów. Ale po pierwsze - ja nie miałam zamiaru nic kupować. Tym bardziej szczęścia.
Po drugie nie lubię poczucia pressingu, że powinnam coś komuś dać - bo stoi w moich drzwiach.
Po trzecie nie posiadam ani złotóweczki, grosika gotówki w domu.

W tym roku podjezdzając pod blok juz widziałam idącą ekipę kominiarzy.
Byłam przygotowana. Więc nie otworzyłam drzwi. Mimo, że dzwonili jak wariaci jednocześnie pukając. To przeciez ja decyduje komu otwieram!

Usłyszałam tylko sąsiadkę, która na nich krzyczała - że żebranie jest karalne!
No fakt - ale tylko w takim przypadku, gdy zebrze osoba zdolna do pracy - i w tym przypadku podejrzewam, że tak jest.
Może trzeba było zadzwonić po straz miejska?

II Śniadanie - Pasta twarogowo - ziołowa na liściach cykorii

Obiad - Panierowane w parmezanie filety z piersi indyka podane z makaronem
i czosnkową zielona fasolką szparagową







wtorek, 20 listopada 2012

Dzień trzydziesty - Bombowy

No i co za dzień dziś?
Kto się spodziewał takich rewelacji - jak udaremnienie zamachu na samą wierchuszkę RP?

A ja się wkurzam... ale swojego wkurzenia na pewnych polityków tu dziś nie uzewnętrznie!

Bo ja mam większą rewelacje a właściwie BOMBĘ!

Umiem zabić smak brukselki!
Próbowałam tysiące razy. Na tysiąc sposobów.
I co?

I proszę Państwa - cynamon jest tym rozwiązaniem!

Kolega podpowiedział mi, żeby gotować brukselkę ze szczyptą cynamonu w wodzie.
Ja ją po prostu obsypałam cynamonem.

Od dziś mogę ją jeść :)

Kolacja - Szpinakowe risotto z kaszy pęczak

Obiad - Pieczona pierś z kurczaka z salsą cayenne
podana z brązowym ryżem i zielonym groszkiem



poniedziałek, 19 listopada 2012

Dzień dwudziesty dziewiąty - Podsumowanie miesiąca

Poniedziałek - więc krótko.
Czuje się nieźle - pomijając ciągnące się przeziębienie.
Myślę, że jeszcze jakiś tydzień i pora będzie iść do piwnicy po mniejsze ciuchy. Myślę, że przez ten miesiąc spokojnie zjechałam jeden numer w dół. Trochę wisi mi miejscami skóra - ale zacznę smarować się jakimś kremem ujędrniającym.
Znajomi zwracają uwagę - że jakoś wyciagnęła mi się buzia.  Co bardzo mnie motywuje do działania.
Nie chodzę głodna.
Choć w ubiegłym tygodniu miałam jeden dzień kryzysu spowodowany podana na obiad brukselką. I w piątek - bo przeziębienie mnie dobijało i marzyłam o jakimś chlebie z czosnkiem...
A i w sobotę męczył mnie sernik, który został upieczony na obiad niedzielny do mamy. Taki karmelowy... Taki rozpływający się w ustach...ach...

Poza tym dziś udało mi się dokładnie zrealizować również plan dotyczący kwestii biznesowych - choć nadal to fuchy a nie "swoja" robota. Dokładnie każde zadanie - było określone przez czas pomiędzy posiłkami.  Ale skoro mi się dziś udało, to widzę światełko w tunelu!

Tak więc niniejszym oświadczam - kolejny miesiąc będę ciągnąć wygodnadieta.pl
Ale oświadczam, że jeszcze nie będę w tym tygodniu ćwiczyć. Muszę wyjść z choróbska.
(ciągłe jakaś wymówka!)

Dobrego wieczoru!
Kolacja - Mieszanka sałat z awokado, grejpfrutem,
ogórkiem i musztardowym dressingiem

Podwieczorek - Ciasto z malinami


niedziela, 18 listopada 2012

Dzień dwudziesty ósmy - Słoiki

Normalnie kopara mi opadła.
TVN24 i dwóch dziennikarzy - Żakowski i Morozowski.
I sobie mówia lekko i przyjemnie używając słowa "słoiki".
Chyba większość osób wie - że jest to raczej słowo obraźliwe - określające przyjezdnych mieszkańców Warszawy. Pewnie tez dotyczy mieszkańców innych większych miast w Polsce.

Użycie tego słowa przez tych dwóch Panów mnie ruszyło. Kto jak kto - ale osoby publiczne nie powinny zaogniać tego cichego konfliktu.
Sama powinnam się smażyc w piekle - bo zdarza mi się, z niechlujstwa, lenistwa użyć tego słowa - ale zazwyczaj w prywatnych rozmowach - pomiędzy osobami raczej nie będącymi przyjezdnymi.

I tak - wścieka mnie to, że jest tak wielu przyjezdnych - ktorzy zarabiaja w warszawie - ale ich podatki nie sa tu płacone.
Ale z drugiej strony - to przecież warszawa - prywatni ludzie - żyje z przyjezdnych. Bo i kręci się wynajem mieszkań. Bo i w sklepach ludzi pełno. Bo knajpy są oblegane.
W sumie to nie jest tych ludzi wina, że te podatki płacą poza Warszawą - bo przecież zameldowac się nei maja gdzie - to oni głównie wynajmuja mieszkania na poczatku swojego pobytu w Warszawie  - a ktory wynajmujący chciałby kogos zameldować - nawet czasowo. tak, powie ktoś, ale można zgłosić fakt, że tu chcesz się rozliczać z US. Akurat - mi by sie nie chciało tym głowy zawracać. Przecież US w Warszawie są osssstre bardziej niż w innych miastach :)
Ale poważnie - ludzie żyja z "słoików".

Kurcze, poza tym pokolenie wstecz tez było pokoleniem słoikowym. I to było coś. W czasach PRL - mieć rodzine poza warszawa to było naprawdę coś. No ale nikt już o tym nie pamięta...

Ale ja Wam się przyznam - ja tez jestem słoikiem. Ja warszawianka jeżdzę do mamy na druga stronę Warszawy  co tydzień i przywożę smakołyki w słoiku!
I jeszcze uważam, że słoikom - nie-słoiki powinni zazdrościć. Bo o słoika ktoś dba, ma kochających rodziców, rodzinę - a o to w tych czasach nie jest łatwo!

Słoiku bądź dumny i blady!

P.S. A tu link do artykułu w Newsweeku o Słoikach

Podwieczorek - Racuszki z jabłkiem

Śniadanie - Sałatka jarzynowa podana z pieczywem chrupkim pełnoziarnistym


sobota, 17 listopada 2012

Dzień dwudziesty siódmy - Nie chciało mi się

Nie chciało mi się nic.
Sobota.
Ja chora.
Ale już o 7:oo się rozbudziłam. Nie tylko ja. Moje dziecię również.
I wpadłam w wir.
Przygotowanie śniadanie. Ugotowanie 2-daniowego obiadu dla dziecka. Ciacha upieczenie. Odkurzenie. Umycie podłóg. Pranie. Zmywanie. Posprzątanie kotu. Wyczesanie kota. Ostrzyżenie chłopaka. Zrobienie kolacji.
A tu jeszcze takie polityczne rewolucje w tle :)

Padam. Jestem słaba. Może jeszcze ciut chora. Moje serce ledwo dycha.
Miałam pracować. Nie mam siły. Nie chce mi się.
Ciekawe kiedy wyzionę ducha. Bo to wszystko - to choróbsko - to przez nerwy.
Poddać się?

P.S. Zdjęcia też dziś nie bardzo wyjściowe - ale nie chciało mi się...

Śniadanie - Serek topiony przekładany pomidorem z mieszanką tostów i tostem

Obiad - Kotlecik mielony z kurczaka z sosem pieczarkowym,
kluseczkami ziemniaczanymi i surówka z białej kapusty



piątek, 16 listopada 2012

Dzień dwudziesty szósty - Fałszywa filantropia

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, że ludzie uwielbiają uzewnętrzniać to co nie jest prawdą - a co w oczach innych powinno spowodować to, że będą widziani jako ludzie życzliwi, cudowni, ludzie chylący głowę nad nieszczęściem innych?

Czasami patrzę na te wszystkie akcje na FB. jest np. Jakaś akcja, żeby komuś pomóc zebrać pieniądze na operacje. Pomijam kwestie słuszności tej zbiórki. Ale uznajmy, że to rzeczywiście istotna sprawa.
I np. ponad 250 osób klika w "lubię to". Dołącza się do wydarzenia.
Osoba zbierająca cash cieszy się. Ale na jego konto spływają grosiki. Nawet nie te 250 zł.
Ta osoba widzi przecież nazwiska darczyńców. I okazuje się, że ktoś wpłaci np. 100 zł - ale nie z tych oso, które "lubią to".

No ok, może kliknięcie w "lubie to" pokaze innym znajomym taka akcje - ale może lepiej udostępnic takie wydarzenie a nie dawać złudnej nadziei zbierającemu?

To klikanie w "lubię to" chyba dowartościowuje tych ludzi... A prawda jest taka, że ludzie są jednak obojętni na nieszczęście innych i choć ta złotówka (bo grosik do grosika...) nie byłaby obciążeniem dla ich portfela, to lepiej kliknąć "lubię to", pokazać ludziom, że lubię i zapomnieć o sprawie.


Szkoda, bo FB miałby siłę. Można byłoby...
Ale cóż... dla ludzi ważniejsza jest pokazówka i słowa...

A przecież po czynach ich poznacie...

Idę chorować dalej, dobranoc

Obiad - Spaghetti z sosem dyniowo - kalarepowym
i surówką z rzodkiewki i ogórka ze szczypiorkiem

Podwieczorek - Kruche ciasteczka






czwartek, 15 listopada 2012

Dzień dwudziesty piąty - Rozbiera mnie

Nie mam siły pisać...
Padam na twarz.
Cos mnie rozbiera.
Dieta dietą - ale mleko z miodem i czosnkiem być musi.

idę się kurować...

Dobranoc :)

Śniadanie - Połówki jajka na twardo z sosem majonezowym,
łódeczką z cykorii i rzodkiewką - z chrupiącym pieczywem

środa, 14 listopada 2012

Dzień dwudziesty czwarty - Smutni ludzie

Dziś rano zaskoczyła mnie - a może nie zaskoczyła - lecz upewniła - wiadomość PAP, że ludzie coraz bardziej w tym kraju są smutni, w depresji, w nieszczęściu. I coraz więcej ludzi wokoło, którzy targają się na swoje życie.

Nie potrafią sobie radzić z problemami. Często niosą na sobie zbyt duży bagaż - ale mimo tego, że otaczają ich inni i teoretycznie nie są sami - nikt nie chce im pomóc. Nikt nie chce albo nie widzi. Często tez ludzie, dla których oni sami są wsparciem też nie zauważają ich poświęcenia - chcą więcej i więcej. A brak wdzięczności też ludziom zdołowanym nie pomaga...

W tym kraju bardzo rzadko się jeszcze samemu idzie po wsparcie psychologiczne.
A często tych ludzi bez pracy, z kłopotami finansowymi, z kłopotami rodzinnymi nie stac na ten wydatek paru złotych. Bo za darmo - to musza czekać. A czekać nie mogą. Drobiazg powoduje to, że postanawiają przerwac ten ciąg swoich mniejszych czy większych niepowodzeń.

Ludzie, ktorzy odbieraja sobie życie potrafia przed tym zyc z maską usmiechu. Kreowac swój wizerunek. I tylko drobiazgi mogą ich odkryć...

Dlatego bądźmy czujni i bądźmy zawsze otwarci na innych potrzeby...
Mimo wszystko, tak niewiele często potrzeba, żeby człowieka uratować. I to całkiem nieświadomie.

A tu ten artykuł: Fala samobójstw w Polsce.

No i w sumie jakoś do tego tematu nie pasują radosne zdjęcia jedzenia. Jednak, aby zakończyć optymistycznie i wierząc, że to tylko chwilowy trend w PL... dwa zdjęcia.

Kolacja - Cypryjska sałatka z serem feta, pomidorem,
czarnymi oliwkami, papryką, selerem naciowym,
sosem vinegrette i mini grahamką

II Śniadanie - Chudy twaróg z dżemem z suszonych moreli




wtorek, 13 listopada 2012

Dzień dwudziesty trzeci - Zaćmienie trzynastego

Ja to nie wiem jak to jest, że na mnie działa wpływ księżyca...
Pełnia rozwala całkowicie mi noc. Spać nie mogę. Kręcę się. A jak już usnę to i tak obudzę się po godzinie.

A dziś najwyraźniej doszedł do czynników wpływających na moje samopoczucie układ księżyca w stosunku do słońca.
Mamy dziś na nieboskłonie zaćmienie... i co z tego, że nie widoczne z terenu Polski?
I co? I mimo rozrywającej mnie jeszcze wczoraj energii - dziś snuję się jak żółw ociężale.
Nic mi sie nie chce. No nie, spać mi się chcę.
A jak już spać mi się chcę - to mój organizm reagując na to co głowa myśli symuluje:

  • mam migrenę
  • bolą mnie kolana
  • bolą mnie stopy
  • boli mnie kręgosłup
  • boli mnie prawa łopatka
  • boli mnie żołądek
  • boli mnie wątroba
  • bolą mnie nadgarstki - pisać też nie mogę...

aaaaa i mózg mnie boli :P

jak nic trzeba iść spać :)
Dobrej nocy :))))

P.S. A tu artykuł z Zwierciadła o wpływie zaćmienia na naszą psychikę - dla ciekawskich :)


Śniadanie - Łódeczki z papryki z pasta twarogową
z polędwicą sopocką i kaparami


poniedziałek, 12 listopada 2012

Dzień dwudziesty drugi - Podsumowanie

No to minęły 3 tygodnie z wygodnadieta.pl

Tak jak wczesniej pisałam - jeszcze się nie ważę. Jeszcze nie ćwiczę.
Ale co widzę i co widzą inni:

  • mniej jestem "nabita"
  • mam więcej energii
  • spódnica lata na talii
  • wydaje mi się, że nogi mi się wydłuzyły :)
  • no i zdecydowanie lżej biega mi się na obcasach

Nie oczekiwałam od diety tej jakiś super szybkich efektow. Chcę spokojnie zrzucać kg.
Ale myślę, że kiedy nie czuję się głodna, jem zdrowo i smacznie, uczę sie regularności i widzę zmiany w sobie - to sa pozytywy dla kltorych warto było spróbować...

Co dalej, zobaczymy za tydzień. Za tydzień tez zastanowie się czy dalej w diete będę brnąć.

Dobrego wieczoru :)

Obiad - Kurczak po meksykańsku podany z surówką
z selera, marchewki i kiszonego ogórka

Kolacja - Bigos z pieczarkami i suszoną śliwką

niedziela, 11 listopada 2012

Dzień dwudziesty pierwszy - Dzień Niepodległości

Miał być świąteczny dzień w tym kraju.

Było jak zwykle.

Niech wreszcie ktoś coś zrobi z tymi zadymiarzami!

Nie mam zamiaru być patriotką tylko w domu i bać się świętować z innymi Polakami.

Tym "gnojkom" mówię - won z tego kraju!

P.S. Z tego wszystkiego wyrzuciłam przez przypadek menu...

II Śniadanie - Kulka twarogu z rodzynkami i jabłkiem

Obiad - Kotleciki z zielonymi warzywami

Dzień dwudziesty - Nie lubię 10-tego dnia miesiąca

Nie cierpię 10-tego.
I to nie tam z okazji wszelakich akcji około smoleńskich.

Nie znoszę, bo to jest dzień kiedy płacę i płacze.

I wtedy wściekam, się, że mam kredyt w CHF. Bo w przeciągu ostatnich 6 lat płace o 1/3 więcej raty niż w pierwszym roku. I, że w ogóle mam jakiś kredyt. Ale przepraszam, z domu bogata nie jestem, a i żadnego banku nie okradłam. A gdzie do cholery bez tego kredytu bym mieszkała? A mieszkanie mam niewielkie i nie w jakimś super miejscu w Warszawie.

I wściekam sie na te wszystkie miesięczne wydatki - których jest mnóstwo - ale konieczne. I pojedyńczo niewielkie.

I wściekam się, że dzieciak mi rośnie i kolejne ciuchy i buty trzeba kupić.
Ale i przecież żyć musi. I się rozwijać - ksiązki, zabawki...

Teraz niestety więcej wydaje niż zarabiam... Ale to się unormuje... Musi... Wszak taki jest mój cel :)

Zawsze mogę dziecku kota dać na obiad w czasie skrajnego kryzysu :)

Śniadanie - Młode liście rukoli z mozzarellą, wędliną drobiową,
oliwkami, marynowaną cebulką i ciabatką

Kolacja - Pierożki leniwe z musem śliwkowo - jogurtowym


sobota, 10 listopada 2012

Dzień dziewiętnasty - Kasa z UE

Mało piszę o swoich poczynaniach biznesowych.
Tak jak wcześniej pisałam - biorę fuchy - po to, żeby przeżyć. A jak ich nie mam - to powolutku robię "swoje".

To bardzo smutne - bo można by było to wszystko robić po bożemu. Założyć firmę. I już jako osoba prawna załatwiać rożne sprawy. Kupić to, kupić tamto, podpisać umowę, wejść we współpracę.
Ale dupa blada - bo juz na start musisz mieć cash na zusy - srusy. Szkoda mi tych pieniędzy.

Inną możliwością jest - nim się założy firmę - udać się do jednego z "dawców" kasy z UE.
Takich programów aktywizujących ludzi bezrobotnych, matki powracające czy ludzi po 45 roku życia -  jest mnóstwo.

Ale moje zdanie jest takie - ta kasa idzie na shit.
Bo nie istotny jest koncept.
Istotne jest:
  • żebyś papierusie dobrze wypełnił (Nawet nie musisz mieć dobrze rozpisanego biznesplanu - piszesz sobie prawie z palca informacje, żadnej prezentacji - prawie nic. Poproszą Cię o uściślenie jakby co)
  • żebyś mimo, że termin nadsyłania prac jest np. 2 tygodnie - zmieścił się w odpowiednio w pierwszych x przesyłkach.
Nie ważne, że chciałbyś dobrze opisać swój projekt, przyłożyć się, przemyśleć. Myślisz, że masz czas. Nie - musisz się zmieścić w określonej liczbie. Czyli najbezpieczniej wysłąc pracę dokładnie tego dnia od kiedy jest nabór prac. Bo jak prześlesz dzień wczesniej to i tak Cie zdyskwalifikują.

No i co - czyli z tych pierwszych x prac wybiorą tych co dostaną dofinansowania. Bo tą kasę ten "dawca" i tak musi wydać!
A te, ktore mogą byc rewelacyjne, merytoryczne, z szansą na sukces - pójdą w odstawkę...

Nie podoba mi się to.

Obiad - Pieczony filet z łososia podany na szpinaku z migdałami
i surówka z białej rzodkwi, ogórka kiszonego i jabłka

Kolacja - Gulasz warzywny z kotlecikami sojowymi


piątek, 9 listopada 2012

Dzień osiemnasty - Schody

Człowiek w dzisiejszych czasach ma mniej pod górkę.

A już prawie w ogole nie ma pod górkę jak ma cztery lub dwa kółka.

Jako, że mam wstręt do poruszania się środkami komunikacji miejskiej - moje 4 litery jezdzą komfortowo po miescie.
Przez to - rano zbiegam po schodach do garażu. Wyjątkowo w moim bloku nie ma windy - jednak zbieganie 2 pięter w dół to żaden problem. Wpełzanie w górę może stanowić problem, w momencie gdy moje obie ręce dotykają prawie moich stóp - obciążone tobołami.

Na to tez mam sposób - bo cywilizacja dała nam sklepy internetowe i duże zakupy same do mnie wchodzą na piętro.

Kiedy znajdę się w garazu moszczę moje 4 litery w wygodnym siedzeniu i jadę.
I gdzie nie pojadę, to albo wjadę do garażu np. w centrum handlowym albo mój malusi samochodzik znajdzie sobie miejsce blisko celu.

Zrobię tylko parę kroków i jestem w budynku. A tam? Zawsze jest pojazd jadący do góry. A to schody a to winda... Już nie pamiętam, gdzie musiałam dreptać pod górkę.
Mój ruch ograniczony jest do minimum.

Odkąd pamiętam - w szkole - mówiono mi, że kobita potrzebuje dziennie 2400 kcal. No ale jak byłam w szkole - to ani samochodów pod dostatkiem, ani wind. Jedyne schody ruchome to były chyba pod Zamkiem Królewskim.

A w takim Paryżu. Mimo że takie dobre żarcie (sery, sery, sery!). Ze popijane takim dobrym winem.
I co? Same chude laski?
No ale tam samochodem to żadna frajda jeżdzić - bo sie poobijac można i za długo to trwa (wszak warszawa to minimiasteczko w porównaniu z tamtym miastem) i najrozsądniej jest poruszac sie metrem.

A metro - dziekuje bardzo - schody, schody, schody i w góre i w dół... No to proszę, nie maja wyjścia  i sobie jedzenie spalają bez wyrzutów...

Och Paryż :)

Śniadanie - Różyczki pieczonego schabu z sałatka
z kiełkami fasoli mung, ogórkiem i papryką

Kolacja - Sałatka alpejska z chrupiącymi grzankami

środa, 7 listopada 2012

Dzień szesnasty - Szał sprzątania

Mam takie dni, gdy odbija mi na punkcie porządku.
Bardzo to dziwne, skoro nie potrafię uporządkować swojego życia, nie mówiąc o dniu.

Ale wracając do błahych spraw - potrafi mi drobnostka np. nie leżąca na swoim miejscu zepsuć cały dzień.
Może to być kołtun kota na podłodze. Albo jakaś plamka niewytarta na stole. Albo okruszek plątający się pod komputerem. Albo kropka od pasty do zębów na lustrze. Albo niedokładnie umyty kubek do kawy.
Jak zobaczę to coś - to się zaczyna akcja błysk.
Najpierw pozbywam się tego pierwszego denerwującego mnie wroga porządku. Po czym np. jeśli zdarzył się ten przypadek nieuczesanego ładu w kuchni - zaczynam zaglądać do każdego zakamarka kuchni i szukać innych buntowników.
Nie potrafię się powstrzymać.
Czasami jednocześnie przychodzi mi myśl, że jakiś kurz się przypałętał, bo za dużo mam szpargałów w danym pomieszczeniu. Wtedy chora jestem jak nie wyrzucę kilku nikomu niepotrzebnych rzeczy. 
Na tyle umiem się jeszcze opanować, żeby nie iść dalej z odsieczą porządkowi - i nie zaglądam do następnych pomieszczeń... No chyba, że potknę się przez jakiś drobiazg przez przypadek tego samego dnia w innym miejscu w domu...

To natręctwo to niezły złodziej czasu... Powinnam wykorzystać to jednak w lepszym celu. Porządkowanie ma przecież usprawniać i dawać więcej czasu.
Powinno mi wreszcie odbić na punkcie uporządkowania swojego życia....

Śniadanie - Naleśnik z twarożkiem podany
z serkiem waniliowym i cząstkami mandarynki

Obiad - Rolada z indyka nadziewana papryką z puree
z kalafiora i surówką z czerwonej kapusty z jabłkiem

Kolacja - Meksykańska zapiekanka makaronowa z szynką i mozarella






Dzień siedemnasty - Noc wyborcza

No i  kto kazał mi siedzieć w nocy i oglądać jakąś noc wyborczą w kraju, który nawet z nami nie sąsiaduje?
No i co mnie to obchodzi co tam się dzieje, jak szanowni prezydenci maja nas głebooooko...
No dobra jakaś tam tarcza... Wielka mi sprawa...

A czy wiecie, że:
Tylko 4 z 27 państw Unii Europejskiej znajduje się poza programem bezwizowym z USA.
Oprócz Polski, poza programem znajdują się Węgry, Bułgaria i Cypr.
To gdzie my sie pchamy? Po co sobie wmawiamy, że USA jest naszym wielkim przyjacielem?
hahahaha!
I co z tego, że prezydentem został Obama?
I po cholerę to oglądałam?
Moja produktywność dziś jest równa 0. Jestem niewyspana...

Śniadanie - Sałatka z ciecierzycą, ogórkiem, kiełkami i vinegrette kolendrowym

II Śniadanie - Słone babeczki zapiekane z pomidorem concase i mozzarellą


wtorek, 6 listopada 2012

Dzień piętnasty - Już dwa tygodnie za mną

No to juz za mna dwa tygodnie diety.

Czy poukładałam swoje zajęcia?
Nie - z tym mam cały czas problem.

Czy coś się zmieniło z moim ciałem?

  • stopy mi zmalały
  • wydaje mi się, że widzę zarys talii
  • lepiej śpię
  • mam więcej energii
  • nie burczy mi w brzuchu
  • lżej mi się wchodzi po schodach
  • cera mi się poprawiła i błyszczą mi włosy
  • czuje po zapinaniu biustonosza, że jakby jest ciała mniej :)

Na razie nie będę się ważyć. Nie chce sobie psuć nastroju.  Nie znam swojej wagi. Nie ważyłam się tez przed dietą. Efekty jak na razie poznaje po ciuchach, po pierścionku na palcu - czy łatwo schodzi czy nie itp. Zważe się za dwa tygodnie.

Na razie nie będę jeszcze ćwiczyć - myślę, że to może za bardzo jeszcze obciązć moje serducho. Za chwilę.

Dziś zdjęć nie będzie. Zdechł mi telefon. Odżyje jutro.

Dobrej nocy...


poniedziałek, 5 listopada 2012

Dzień czternasty - Będę marudzić

I nadszedł dzień marudzenia.
I tak długo wytrzymałam. Całe 13 dni bez marudzenia w moim przypadku należy uznać jako sukces.
Dziś moja ulubiona wygodna dieta nie trafiła w moje smaki.
3 pudła na 5 dań.
No dobrze - niech będzie, że 2,5 pudła na 5 dań.
Ale też jedno danie mnie zachwyciło. Od zachwytu zacznę. Nigdy w życiu nie jadłam kotlecików z ciecierzycy. Niebo w gębie. Muszę poszukac przepisu i zaserwować juniorowi.

A pudła:
  • nie znoszę hawajskiej sałatki - żółty ser, szynka, ananas i kukurydza - bleeeee
  • nie znoszę budyniu - w żadnej postaci - nawet w kremie i w postaci panna cotta - bleeeee
  • nie znoszę surówki z selera - bleeee

Powyższe nie oznacza, że dania nie były świeżutkie jak zawsze, czy nie doprawione, czy coś było nie tak. Ja po prostu takich "smakołyków" nie lubię.

Ale na koniec coś optymistycznego. BUTY mi się powiększyły! Nogi mi zmalały.
Chudnę :) - wszystko zaczyna się od stóp!

Tralalalala :))))

Śniadanie - Hawajska sałatka z żółtym serem, szynką, ananasem i kukurydzą


Obiad - Płatki kurczaka w indyjskim sosie z warzywami
podane z musztardową surówką z selera

 

sobota, 3 listopada 2012

Dzień trzynasty - Nosi mnie

Nosi mnie od rana.
Jeśli mnie nosi, to muszę się dać ponieść.

Nie będzie siedzenia:
  • ani na kanapie
  • ani na krześle
  • ani na "tronie"
  • ani przy kompie
  • ani przy TV
  • ani przy książce...

Z pełnym przekonaniem uznaje, że moje przyrodzenie - tfu zrodzone siedzenie czy raczej nieodrodne siedzenie dziś jest nie możliwe do użytkowania.Strajkuje! Jedynie zmuszę je do siedzenia w fotelu kierowcy. Ale nie dłużej niż godzinę w ciągu połowy tego pięknego dnia... Nocą wskazane umoszczenie tegoż w fotelu.

Więc w drogę... (z paczuszką żywnościową w zanadrzu i wałówką dla młodego).

Miłego dnia.

II śniadanie - Ptasie mleczko z suszoną żurawiną