wtorek, 17 września 2013

Nastąpi przerwa

Drodzy czytelnicy,

Z przyczyn niezależnych ode mnie - ale bardzo ważnych, które maja wpływ na moje codzienne życie (przede wszystkich rodzinnych, zdrowotnych i obowiązków zawodowych - związanych z egzystencją :)) muszę przerwać nadawanie informacji z życia najpóźniej do 30 września. Może znajdę chwilę w tym czasie, jednak obecnie nie mam czasu na nic - łącznie z tym, że nie mogę powiesić prania, umyć garnków, iść do sklepu - a mimo wszystko muszę chwile dziennie poświecić dziecku.

Nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Ale mam nadzieje, że gdy wrócę, los się trochę uspokoi...

ściskam Was gorąco...

piątek, 13 września 2013

Dzień trzysta piętnasty - Cat show

I ot tak rozpoczęliśmy życie wystawowe :)
Jeden kot wystawiony.
Bazyl... drugi excellent w swojej kociej klasie maluchów :)))


środa, 11 września 2013

Dzień trzysta trzynasty - WF

Odwożąc dziś syna do szkoły słuchałam audycji o wf-ie w szkołach. Na początku się roześmiałam gdy usłyszałam jak wyglądała promocja wf-ów w szkołach, że gdzieś tam w obecności Pani Ministry odbywało się jakieś skakanie i robienie gwiazd. Wielka mi zachęta dla dzieci i rodziców.

Jechałam do szkoły w trakcie pierwszej lekcji – o to mi się właśnie nie podoba w tym roku, że nie codziennie mój syn chodzi na 8 do szkoły! No ale trzeba się jakoś zorganizować. Choć przez to wybijają mi dzieciaka i mnie z rytmu. No ale jadąc w tym czasie miałam okazje zwrócić uwagę na to co się dzieje na mijanych przeze mnie boiskach szkolnych.

Na jednym parę osób biegało w kółko i wymachiwało rękoma – za to tłum rosłych chłopaków siedział na ławkach. Prawdę mówiąc to śmiesznie wyglądało, bo było rano dość chłodno i wszyscy tacy zakapturzeni siedzieli – jak stado wron na żerdziach :) Ciekawa jestem jakie to wymówki Ci koledzy mieli. Wszyscy kontuzjowani?

A drugie boisko (warto wspomnieć, że te oba to już takie nowoczesne boiska – nie jak kiedyś trawa i piach) w szkole prywatnej.  Tu dwie grupki. Chłopaki i dziewczyny. I nie wydaje mi się, żeby było widac jakiś leserów. Dziewczyny robiły jakieś pajacyki, a chłopaki biegali dookoła.

Czy to oznacza, że dwa typy szkoły i inne w nich podejście młodych ludzi do wf-u? A może ich rodziców?
W prywatnej się docenia to za co rodzice płacą? Czy co?

No i przypomniałam sobie wf-y w mojej podstawówce. Jak ja nie znosiłam tego wf-u. Nie, że byłam tłuściochem, bo taka to się zrobiłam po urodzeniu dziecka. To było nudne. To było głupie – bo rywalizowaliśmy między sobą w rzutach piłkami, skokami, biegami...Jak ja nie znosiłam tych jakiś podchodów pod piłkę ręczną. Nie pamiętam wf z początku podstawówki, ale ten koniec to jakaś masakra. Pamiętam, że jak kazali nam biegać na czas – to potrafiłam przejść spacerkiem te okrążenia. Z jakiej paki myśmy otrzymywali oceny za te wysiłki. Przecież nie ma możliwości, żebyśmy mieli równe szanse w każdej z dyscyplin. Bez sensu.

W LO to już było inaczej, poza rozgrzewka mieliśmy do wyboru to czym się zajmowaliśmy w przeciągu 90 min. A te obowiązkowe testy przechodziliśmy wszyscy na 4 – jak komuś nie zależało  - albo na 5 jak ktoś miał ochotę powalczyć bez względu na wynik. Efekt był taki, że chłopaki grali w piłę nożną lub w kosza a dziewczyny w siatkówkę. I to były fajne chwile. Poza tym jak ktoś miał ciśnienie jakieś – bo przed klasówką albo czegoś nie zrobił – nie było problemu, żeby wyłączyc się z zająć. Było normalnie. Bez przymusu i wycisku – co nie powodowało zniechęcenia.
Tak jak mi zostało zniechęcenie do biegania po podstawówce...

A mój syn? No mija 2 tydzień szkoły – a wf-u ani jednego jeszcze nie miał... A dlaczego? Bo wfistą jest dyrektor – a ten na początku roku jest zajęty innymi sprawami... a zaraz będzie zimno i dzieciaki nie będą korzystać z ruchu na świeżym powietrzu... ech...

poniedziałek, 9 września 2013

Dzień trzysta jedenasty - Znów złodziej?

Biegam dziś od rana po mieście. Ostatnie 5 dni na nanoszenie poprawek do biznes planu, ale tez ostatnie negocjacje w sprawie lokalu z dzielnicą.

No i tak biegam jak kot z pęcherzem a tu nagle telefon od pani, która została z moim synem, że chyba złodziej próbował się dostać do mojego mieszkania.

Bo ktoś zadzwonił do drzwi (nie do klatki!) i wmawiał, że mam coś popsutego z domofonem. I że, przyszedł naprawić bo dostał zgłoszenie!!!!! No ale nie mam nic popsutego! Czasami się tam coś piep**** ale w życiu nic nikomu nie zgłaszałam!!!! Poprosiła pana o jakaś legitymacje lub przedstawienie dowodu do wizjera.
No ale pan powiedział, że nie ma...

Fajnie? Wcale mi się to nie podoba...
Oczywiście już do administracji się nie dodzwonię, bo tylko do 15:30 otwarta... Lecę do domu...

sobota, 7 września 2013

Dzień trzysta dziewiąty - Pożar w kuchni

Słowo daje, że powinnam zafundować sobie gaśnicę.
Nie lubię się z ogniem.
Jakas klątwa. Zaczęło się wszystko od tego, jak kiedyś machnęłam kucykiem nad grobem dziadka i włosy zajęły się ogniem od świeczki stojącej na grobie.
I co jakiś czas coś się dzieje.

Dziś byłam w Siedlcach. Po powrocie zmęczona położyłam pokrowiec od kompa bezładnie obok kuchenki gazowej. Coś robiłam i na to rzuciłam szmatkę kuchenną. Tak, że pokryła cześć palnika. Zajęłam się przygotowywaniem jedzenia dla dziecka i bez zastanawiania włączyłam palnik. Ale nie ten, którego chciałam włączyć, tylko ten na którym leżała szmatka. Takie rzeczy robi se automatycznie. Odwróciłam się po garnek z wodą i miałam zamiar postawić go na ogniu. Tylko, że zamiast ognia - miałam już ognisko.
Od szmatki zajął się tez pokrowiec. W nim były jakieś kartki. Na szczęście mało ważne.

Udało mi się szybko opanować ta sytuację i poza szmatką pokrowcem i papierami w nim - nie zanotowałam innych strat. Ale mogło być groźniej. Mógł być choćby komp w tym pokrowcu.

Nie lubię takich sytuacji. I wiem, że kiedy jestem zmęczona nie powinnam nic robić. No ale dziecko było głodne....



czwartek, 5 września 2013

Dzień trzysta siódmy - Kołowrotek

To nie jest kraj dla ludzi niepełnosprawnych.

Jak już pisałam, od dłuższego czasu pracuje nad koncepcja założenia dla osób niepełnosprawnych warsztatów terapii zajęciowej.

Dlaczego warsztaty? Dlatego bo niepełnosprawni poprzez pracę się rozwijają i przygotowują, aby być zatrudnionym np. jakiejś firmie. Są takie WTZ, że jest duza rotacja. I to  pozytywnym znaczeniu. Ale też kiedy nie ma szans na to, aby niepełnosprawny poszedł dalej taki wtz pozwala mu pod swoja opieka wykonywać jakąś pracę, która tez daje mu niewielkie ale zawsze jakieś zarobki. 
Dodatkowo taki wtz może wspierać rehabilitacje swoich podopiecznych. Wtz są przeznaczone dla osób o umiarkowanym i ciężkim stopniu niepełnosprawności.

Działania takiego wtz reguluje rozporządzenie ministra pracy i pomocy społecznej.
Wg tego rozporządzenia, dofinansuje działalność takiego ośrodka PFRON - ale to nie jest tak hop siup, że każdy może spełnić warunki tego finansowania.

Podstawowym warunkiem jest własność prawna do lokalu na 10 lat. Najlepiej z promesą, że gmina nie będzie chciała dostawać ani złotówki za wynajem. To jednak udało się jakoś ominąć. Po prostu zastrzegłam, że koszty wynajęcia lokalu będą finansowane z innego źródła. No ale wynająć na 10 lat gmina nie chce. I nie może. Bo w całej Warszawie podjęto uchwały, że wynajmuje się lokale użytkowe TYLKO na 3 lata.

Czyli takimi decyzjami spowodowano, że niniejsze rozporządzenie jest martwe. Dziś już definitywnie usłyszałam, że tych 10 lat w żaden sposób sie nie przeskoczy...

Dodatkowo, choć znam stawki dofinansowania PFRON na miejsce  takim wtz od dawna i prawdę mówiąc szyłam na miarę biznes plan - więc szansa była - to jednak dziś dowiedziałam się, że nawet jeśli uzyskamy dofinansowanie, to i tak prawdopodobnie za rok PFRON zostanie zlikwidowany i nikt nie wie co będzie z finansowaniem, kto będzie finansował i czy...

No to po cholerę im te 10 lat?????  Nie mogę w związku z tym z dwóch powodów sięgnąć po ta kasę do PFRON. I szlag mnie trafia patrząc na ta sytuację. Nawet jak ten martwy przepis by się ożywił to duża szansa, że tylko przez rok dalibyśmy opiekę niepełnosprawnym i później zostawili ich bez niczego. A tak nie wolno robić. Oczywiście zaraz napisze oficjalne pismo  tej sprawie do Ministra - z prośba o wyjaśnienie.

Ale czułam, że się tak może wydarzyć - i mam dwa backupowe rozwiązania. Czekam tylko na ostateczną wycenę remontu i wyposażenia lokalu i lecę  poniedziałek do wojewody mazowieckiego składać jednocześnie dwa wnioski. Ale muszę dostosować się do kolejnych dwóch rozporządzeń ministra - a już tego czytania ze zrozumieniem mam dość. W sumie nic się nie zmienia... nawet terminy chyba nic... poza tym, że w Urzędzie Miasta bardzo mi pomagają a w Urzędzie Wojewódzkim muszę przetrzeć ścieżki... No i w tym całym nowym bałaganie bardzo mi zależy na powołaniu spółdzielni socjalnej osób niepełnosprawnych - bo to mi ładnie zepnie biznesplan... ale z tym to jeszcze chwila... i o tych nowych koncepcjach.

Nie, nie, ja się nie poddam...






wtorek, 3 września 2013

Dzień trzysta piąty - Jestem ale jakby mnie nie było

Rok szkolny się zaczął - kolejne zmartwienia... znów finansowe...
Ale o tym pisać będę - o szkole, jednak do czwartku muszę dużo spraw pozałatwiać...
Zdycham nadal. Ale jakby trochę jest lepiej. Ale nie mam czasu na zdychanie.

Dziś dzień spędziłam na mierzeniu lokalu, siedzeniu w wielu katalogach meblowych, sprzętu medycznego, wykładzin... Niby fajne. Ale ja nie znoszę robić zakupów. A do tego szukanie czegoś po jak najniższych cenach ale bezpiecznego dla podopiecznych, negocjowanie rabatów mnie dobiło. A i u księgowej siedziałam. Bo to nie takie hop siup. Muszę mieć sto pieczątek na moim biznes planie.

Lokal to mnie dziś dobił. Musze całkowicie zmienić koncepcję rozmieszczenia pomieszczeń dla przyszłych moich podopiecznych a i wylazło sporo spraw, o których wcześniej nie myślałam...

Jak się uda to czeka mnie remont. Jako smaczek wrzucę poniżej kilka zdjęć, żebyście się nie nudzili (hahahaha) jak mnie nie ma...

Trzymajcie kciuki! Proszę... Niech się uda...