wtorek, 31 grudnia 2013

Dzień czterysta trzydziesty pierwszy - Życzeniowo

Życzę Wam, żebyście dobrze wykorzystali dany Wam czas w 2014 roku, abyście odnaleźli nieznalezione talenty. A jeśli je znajdziecie albo już je macie - to mądrego ich wykorzystania Wam życzę.

I szeroko otwartych oczu aby nie deptać innych w drodze do swojego celu ale też nie nie dać się z niej zepchnąć przez fałszywych życzliwych. Dobra w sercu, w ludziach, w dniach...


poniedziałek, 30 grudnia 2013

Dzień czterysta trzydziesty - Modem

No i miałam sen. Bo wczoraj w nocy mi net nie działał. A i mózg zmęczony po 30 godz. niespania syna.

Otóż w sytuacji, gdy net nie działa - należny wyjąc modem przenośny, który wygląda jak mini stojak do mikrofonu z kulką na górze. Trzeba wkroplić (?) w niego płynny uran. Następnie nacisnąć przycisk. Najpierw po prawej stronie wystrzeli światło - dający obraz na ścianie jak z camera obscura grzyba atomowego. Następnie stanie się to samo i po drugiej stronie. Oczywiście nie należy stać na drodze promienia. Jak obie strony dadzą obraz wówczas oznacza to, że modem działa. I odbiór i wysyłanie danych następuje z prędk. 666 MB na sek.

Idę się leczyć :))))))

Dzień czterysta trzydziesty - Jutro Sylwester!

PRZYPOMINAM jak co roku!

Żyją wśród nas nie tylko zwierzaki - ale ludzie - niewidomi, autyści i inni niepełnosprawni....

Dla nich nagłe wystrzały są kompletnie niezrozumiałe - jak i dla zwierzaków.

Dla mnie Sylwester i Nowy Rok to dwa dni, kiedy trzymam dziecko w łazience albo trzymam non - stop w słuchawkach - inaczej wpada w zachowania autoagresywne - które są zagrożeniem dla jego życia.

Pół godziny szaleństw wytrzymalibyśmy. Sama lubię popatrzeć!

Jednocześnie przypomnę, że nasz kot Oskar - padł na zawał serca - rano - w dzień Sylwestra rok temu  - przez nagły atak petard.

POMYŚLCIE nim wystrzelicie!

niedziela, 29 grudnia 2013

Dzień czterysta dwudziesty dziewiąty - Historie wigilijne - part 2

Historie wigilijne, które poznaję jak pisałam wcześniej są wesołe ale tez te smutne, tragiczne.

Dziś będzie ta smutna - choć nie miała być - ale jakoś tak w związku z śmiercią wrażliwego Kilara a trochę też z wydarzeniami w Wołgogradzie.
Dlaczego? Dlatego, że wrażliwych ludzi często zauważa się po ich śmierci. I dlatego, że cały czas zastanawiam się jakim desperatem trzeba być żeby popełnić samobójstwo.

Ona i on. Ona na rozstaju dróg. Skrzywdzona w poprzednim związku. On pojawia się nagle. Jak wybawiciel.
Ona nie chce żadnego związku. On mówi jej, że nie pozwoli nigdy jej skrzywdzić. Zaklina się na swój honor i przysięga na swoja zmarłą mamę. Że zabije jak ten poprzedni jeszcze raz ja skrzywdzi.
Mówi, że jest dla niej wszystkim. Że zaopiekuje się nią. Że nie będzie musiała nawet pracować - bo ma kasy jak lodu. Ona mu ufa. Ona się zakochuje. I oddaje się cała. Ale jemu to nie wystarcza.

Ale pojawiają się problemy. Bo on ma remont mieszkania i problemy chwilowe finansowe. Które zresztą trwają ponad rok. Ona go utrzymuje, daje kasę, kupuje ubrania, codziennie chodzi na obiady i to nie do baru mlecznego (przecież on shitu nie będzie jadł), zabiera go ze sobą jeśli gdzieś wyjeżdża, pożycza sprzęt elektroniczny - bo coś mu się zepsuło, czasami gotuje, a i daje mu dach nad głową. On kocha. Przeprasza. Mówi, że to chwilowe. Ale ona mu nadal wierzy. I brnie dalej. Nie widzi, że jest całkowicie pod jego wpływem. A on - coraz częściej ją rani, coraz bardziej nią manipuluje - bo gdy się chwilę spóźnia - robi  jej awantury, jak zagada się z koleżanką - to ją rzuca - bo ona go nie szanuje. Rollercoaster. Ale ona nadal mu wierzy, że ją kocha. Nabiera się na drobne kłamstwa. Choć mówiła mu, że najważniejsze dla niej to mówienie prawdy. Bo ten poprzedni ja okłamywał.

A i jeszcze - mówi jej, że za mało spędza z nią czas, że w pracy jej nie szanują, że powinna to rzucić w cholerę. No i robi to. Ale jak znajomi ja urządzają huczne pożegnanie, to nawet nie może tam być - bo nie odbierała setek telefonów w tym czasie od niego - i on przyjdzie i zrobi jej publicznie awanturę.
I kiedy nie ma za co on i ona żyć - to znika z jej życia. Nie ma odzewu na maile, sms, telefony - błagania o litość o znak życia, o powiedzenie prawdy...

Dziewczyna z długami nie do przejścia, zaraz bez dachu nad głową, bez zasiłku - bo niestety dłużna jest jakiś podatek vs US. Wpadła w spiralę finansową. Bo chwilówki. Pętla się zaciska. A gdy ktoś pyta o ten sprzęt, co mu pożyczyła - i którego sprzedaż pokryłby chociaż czynsz za mieszkanie - to tłumaczy, że pewnie mu jest bardzo potrzebny - do kontaktu ze światem. Z nią. A sama już nawet nie może do nikogo zadzwonić. Bo rachunki niepłacone.

Do tego jeszcze bliska jej osoba wymaga eksperymentalnej terapii rakowej - a ona nie ma jak pomóc. Czyż nie on będzie miał życie ludzkie na sumieniu?

Nikt nie może jej pomóc. Nikt. Poza nim.

I w wigilie - przepłakała cały dzień siedząc nad kuchenka gazową. Szukała winy w sobie. Widzi ją tylko w sobie. Nie w nim.

Nie wierząc w słowa ludzi. Że on po prostu ja wykorzystał. Że dała się nabrać. Że to drań i pewnie dziś uczestniczy w kolejnej podobnej historii - z inną kobietą. Wierząc, że on nadal ją kocha. Licząc, że się obudzi i powie jej przepraszam. Że się pojawi i wyjaśni jej dlaczego ta się stało. Czy może jej pomóc. Czy ja kochał chociaż przez chwilę. I dlaczego ona ta cierpi. Najbardziej w swoim życiu.

W wigilie zakręciła ten kurek. Dała sobie czas do Sylwestra. Mam nadzieje, że da sobie więcej czasu. I mam nadzieje, że historia dobrze się kończy.

Kochani ludzie. Patrzcie szeroko otwartymi oczami na swoje i innych życie i na miłość... bo pod wpływem emocji człowiek ślepnie... i często jest później trudno wyplatać się, odwrócić sytuacje i odbudować swoje życie.



piątek, 27 grudnia 2013

Dzień czterysta dwudziesty siódmy - Pytajniki

Nie jest mi dziś do śmiechu. Cała noc i dzień bez snu. Atak za atakiem dziecka. Ani leki, ani uspokajanie, ani nawet podwójne dawki leków uspokajających nie dawały rady. Mama w zasięgu reki - to drapanie, szczypanie, gryzienie, wyrywanie włosów. Brak mamy - to wrzask, walenie głową w ścianę, w kaloryfer... Pewnie i sąsiedzi przez to nie spali...

Do tego jeszcze usłyszałam dziś potok niemiłych słów.

Ile mam jeszcze wytrzymać? Co ja zrobiłam złego?

Synku - co ja Ci zrobiłam złego... Jak ja mam Ci pomóc? Jak Ci ulżyć? Jak dać Ci spokój?
Nie umiem. I wiem, że tego wszystkiego nie robisz specjalnie - nie zależy to od Ciebie. Jak Ci zrobić milszym ten świat?

I dlaczego mnie otaczają do tego dranie, chamy, kłamcy, oszuści i złodzieje, którzy obciążają moje myśli i moje działania tak mocno, że czuje się zagubiona....i tyle we mnie nerwów, smutków, niepokoi, które przekładają się synu na Twój stan...

Co ja Ci robię....?

Wzięłam sama leki na uspokojenie. I może po tych wariackich 24 h dzieciak wreszcie padnie....

I znów zapytam...

No i Panie Boże - gdzie Ty jesteś?

czwartek, 26 grudnia 2013

Dzień czterysta dwudziesty szósty - Historie wigilijne - part 1

Zbieram przez te dni od znajomych - cudowne - weselsze i te tragiczne - smutne historie wigilijne, świąteczne, noworoczne...

To jedna z weselszych:

"Znałam jakąś rodzinną historię - nie pamiętam szczegółów. W każdym razie wujek z Legnicy, szwagier babci, a raczej jego zwłoki, były odwożone w tajemnicy z W-wy do jego domu. Z jakichś powodów typowo prl-owskich nie mógł nagle zejść poza miejscem zameldowania. Wujki, ciotki czy pradziadki, jakiś tłum w każdym razie, zapakowali się do samochodu i ruszyli w trasę. Gdzieś pod Legnicą wujek nagle ożył"


wtorek, 24 grudnia 2013

Dzień czterysta dwudziesty czwarty - Święta, święta, święta...

Niech ten kto odszedł - będzie.... Niech ten kto skłócony - uściśnie Wam rękę i popatrzy w oczy.
To co zgubione - niech się odnajdzie. To co beznadziejne - stanie się rzeczywistością. To co bez miłości - goreje... Niech się dobrze dzieje...

Cudów moi Drodzy Wam życzę, cudów... w te magiczne dni...


sobota, 21 grudnia 2013

Dzień czterysta dwudziesty pierwszy - Dzieło sztuki


Takie cudo z pomocą pani (i wyciętymi elementami przez pana) zrobił mój syn dla mnie w prezencie - skleił, malował  (buzia namalowana oczywiście z pomocą - bo syn nie widzi), przewlekł sznurek. 

I co z tego, ze to trwało 3 tygodnie! 

Można?

Bardzo jestem wzruszona....
To będzie jedyny element świąteczny w moim domu! Dzięki synkowi!

czwartek, 19 grudnia 2013

Dzień czterysta dziewiętnasty - Świąteczni męczennicy

Zaraz zawisnę na suchej gałęzi - ale tak sobie przeglądam to co moi znajomi piszą na FB i mam wrażenie, że okres przedświąteczny to czas samych - no prawie samych - męczenników :)))
Cel: zajechać się - i przy stole wigilijnym mieć oczy na zapałki i umierać ze zmęczenia.

Mnie to już sam poziom stresu w powietrzu wokół ludzi przeraża - oddychać się nie da... Żywi ludzie zamieniają się w zaprogramowane androidy (trzeba to, trzeba tamto, muszę kupić, muszę zrobić aaaaaaaaa) A ja myślałam, że święta są dla ludzi...

Wracając z Krzeska wstąpiłam do L. tylko po papier toaletowy i owoce dla syna...
Cała podróż i konsultacje tak mnie nie zmęczyły - jak rozmowy ludzi w kolejce, jak rozpychanie się łokciami, jak rozmowy przez tel, gdy matka wrzeszczy na córkę, że jeszcze nie wytrzepała dywanów...
A jeszcze tekst - no to cioci kupmy te rajstopy ciepłe i ten portfel - tani jest - bo ona i tak nam nic atrakcyjnego nie przyniesie... Boszzzzzz....

Dla tych androidów brak karpia na stole - to koniec świata...

A brak w nich też empatii - bo bez znaczenia jest to ich gadanie o mieć, chcieć, kupić, brać... a tyle osób obok nich nie może ani mieć, ani kupić, ani dać a nawet zjeść...

Nie lubię Świąt... w świecie androidów i męczenników.


wtorek, 17 grudnia 2013

Dzień czterysta siedemnasty - Dotacje

Wiadomo, jestem na rynku - gdzie instytucje składają projekty o dofinansowanie - blado jeszcze zielona...

Ale słowo daje, że nie mogę zrozumieć, dlaczego człowiek musi codziennie spędzać czas na skanowaniu sieci bo coś może przeoczyć (no dobra - rozumiem intencje - bo lepiej, żeby mniej instytucji składało wnioski niż więcej).

Nie rozumiem tez dlaczego raz wystarczy złożenie wniosku przez e-biuro-podawcze, drugi raz trzeba jeszcze wysłać wersje papierową do tego wniosku elektronicznego (bo nagle podpisy sa ważne a i tak papierologie przy podpisywaniu wniosku trzeba będzie złożyć i umowę podpisać) za trzecim i czwartym razem jest również inaczej -a do tego raz ma być BP w kwotach brutto a raz w kwotach netto - albo raz z "symbolami identyfikującymi produkt - nazwa nr serii i takie tam) a w innym miejscu bez symboli - tylko np. komputer stacjonarny. A co ja w ogóle marudzę - przecież ludzie muszą z siebie wypluwać tony regulaminów, tabelek, zasad - żeby nie 100 pracowników ale 1000 miało pracę.

I cały czas się zastanawiam, co stanie się z tymi ludźmi - jak źródełko unijne wyschnie... (pośrednimi dawcami i bezpośrednimi biorcami).

Bleeeeee.....

A dla uśmiechu - czy podoba Wam się ten kocurek?


niedziela, 15 grudnia 2013

Dzień czterysta piętnasty - Inteligencja kota

Kładę syna do łóżka. W ogóle nie spal dzis w nocy - więc nadzieja matka głupich... Może padnie.

Niestety ostatnio nie chce spać pod żadna kołdra - tylko nie wiadomo dlaczego - pod śpiworem (dzieci ZA tak miewają). I wściekam się, bo śpiwór zniknął z materaca (ktoś musi być winny - no chyba nie duchy).

I co się okazuje, że to kot Bazyl - jak tylko zorientował się, że ma szansę wejścia do pokoju mojego syna  i wiedząc, że zamkną mu przed nosem drzwi - przeciągnął śpiwór - jak pies do garderoby i się na nim położył.

 I jeszcze go oznaczył. Coraz bardziej mnie zwierzak zachwyca :))))
Na szczęście dla syna - mam jeszcze jeden śpiwór w chałupie.

piątek, 13 grudnia 2013

Dzień czterysta trzynasty - Przekręt stulecia

Obiecałam, że napiszę co tam się dzieję w kwestiach kasy, która potrzebuje odzyskać...
Dziś napiszę, bo cały dzień ryczę - cała noc nieprzespana przez syna, jestem znów pogryziona a do tego już nie mam siły walczyć o życie. A ktoś ma moja kasę!

Otóż po pisaniu tu na blogu, po poszukiwaniach osobistych... kiedy już zgasła nadzieja na to, ze jakikolwiek apel pomoże (zero odpowiedzi na e-maile, na smsy, na prośbę spotkania) - postanowiłam napisać pismo do szefa tej osoby. No i szef tej osoby odesłał mnie do zupełnie innego nazwijmy to departamentu do innego szefa. Pani nic mi nie odpisała, lecz do mnie zadzwoniła, mówiąc, że ta osoba tu nie pracuje. No niestety jednak, swoimi kanałami sprawdziłam, że ta osoba wisi na stanie osobowym. Ale pani jednak odesłała mnie do innego departamentu. I znów szef tego departamentu napisał, że i owszem, ten pan realizował projekt w latach 2010-2011 ale był wynajęty z innego departamentu. Dostałam to na piśmie i z kopią do wreszcie tego prawdziwego szefa. Ten prawdziwy szef z kolei - chyba przez swoja asist - wysłał do mnie pismo, że nie może mnie poinformować, czy ta osoba pracuje czy nie :)))))) (bez żadnej pieczątki i podpisu). Powołując się na ustawę o danych osobowych. Co ciekawe - w takich sytuacjach jest możliwość udzielenia informacji - jakoś ten pan nie zauważył. A jakoś inni mogli napisać :))) To ta sama firma - tylko inne oddziały.
No więc znów odpisałam - tym razem wracając do wszystkich poprzednich szefów departamentów z info, że sprawę przekaże do prasy, bo nie mam już siły... bawić się z nimi w ciuciubabkę. Poza tym mnie nie interesuje czy ktoś pracuje czy nie - tylko o oddanie mojej własności. I to panowie szefowie powinni się tym zająć.

Jestem w kontakcie z opiniotwórczą prasą - nie żadnymi szmatławcami. Czekają tylko na mnie.

Ja cały czas liczę na to, że się odezwie, ja mu naprawdę wybaczyłam, ale jest mi ciężko i powinien się odezwać, powiedzieć słowo, a jak nie ma, to kiedy będzie miał kasę...

Tak się nie robi... nie chodzi o mnie - ja mogę jeść kaszę jaglaną i popijać wodą! :))))))))
I jeszcze raz podkreślę, że nie chodzi to o obca osobę, tylko mi znaną - która jak widać nawet w sprawie tego gdzie konkretnie pracuje nie była w stanie mnie poinformować zgodnie z prawdą. No a ja naiwnie pomogłam, ufając mu bezgranicznie.

Jestem i czekam na kontakt. A panom szefom - daję czas do poniedziałku.

czwartek, 12 grudnia 2013

Dzień czterysta dwunasty - Co to za śmieci?

Znów obsuwy mam w pisaniu. Niestety taki czas. I właśnie w związku z tym świątecznym czasem dziś prawie nie pękłam ze śmiechu.

Otóż jadąc rano w Siedlcach i mijając jedno rondo zauważyłam na jego środku kupę śmieci.
Pomyślałam sobie, że to pewnie jakiś protest w sprawie segregacji albo nie wiem co...
Wielka kupa. Ale jakoś nie zaprzątało to zbyt mojej głowy. Choć jak wiadomo z tego bloga segregacja śmieci jest w kręgu moich zainteresowań. A może raczej kpin.

Wracając już z oddali zobaczyłam, że ta kupa śmieci się świeci. I ta śmieciowa góra przyjęła kształ choinki. Aż zatrzymałam się na przystanku i musiałam się przyjrzeć.
Kupa śmieci składała się z kostek śmieci, poustawianych jedna na drugiej. Na czubie gwiazda. A na dole reklama firmy śmieciowej.

No cóż, pomyślałam, ładnie to nie wygląda, ale pewnie Gmina Siedlce cierpi na niedobór kasy i pewnie ta firma musiała słono zapłacić za reklamę na głównym rondzie.

Gdy przyjechałam do domu – wrzuciłam fotkę na FB z komentarzem.
Ale się zdziwiłam, kiedy w odpowiedzi na ten komentarz otrzymałam informacje od koleżanki z Siedlec, że to nie śmieciarze zapłacili za to brzydactwo lecz miasto zapłaciło śmieciarzom za ta choinkę dokładnie 20 tysięcy złotych.

Nie wiedziałam, że Gmina, gdzie w woj. maz. jest chyba największy wskaźnik bezrobocia – ma kasę na płacenie za śmieci... za których wywóz wcześniej i tak zapłaciła...

Brawo!

P.S. No i noga jak bolała tak boli (choć nie ma śladu już spuchnięcia) – niestety nie mogę sobie pozwolić na leżenie i jej nieruszanie... Zresztą jak chodzę tylko – to jest ok. Za to jazda samochodem mnie wykańcza.  Ech...

niedziela, 8 grudnia 2013

Dzień czterysta ósmy - Przyłapany :)



Objechałam wczoraj i dziś syna, że specjalnie zrzuca pudełko z mozaika na podłogę, żebym miała robotę.

Dziś popołudniem przyłapałam winnego. Otóż Bazyl nosem spycha pudełko ze stołu. Pudełko spada, otwiera się i pinezki się rozsypują. On sobie wybiera tą, która mu się podoba i gania za nią po mieszkaniu.

Ktoś mówił coś o inteligencji kotów???


piątek, 6 grudnia 2013

Dzień czterysta szósty - Czas, którego nie lubię

No i zaczął się ten najgorszy okres, którego nie lubię.
W tym roku szczególnie nie lubię. Nie lubie bo komercha. Ale nie lubię tez, bo już nie wierzę w to, że kiedyś mój syn będzie czekał tak jak inne dzieci z mlekiem i ciastem na przyjście Mikołaja. To, że Mikołajem dla mnie będzie - tez nie wierzę. Po prostu jest mi strasznie przykro. Pomijając to, że ja naprawde nie mam pomysłu na niespodzianki dla niego. A jak coś widzę, to akurat w tym roku jest to poza moim zasięgiem. A już dziś naprawdę poryczałam się po wyjściu ze szkoły dzieciaka... bo te wszystkie prezenty - a czuje jakby mój syn dostał guzik z pętelką...

Do tego wszystkiego przez to wietrzysko noc była ciężka. Cięższa niż poprzednie. Bo jak już trochę zaczynam akceptować fakt, że od momentu, kiedy jest śpiący - muszę przy nim być - a każde moja próba wyjścia z łóżka - nawet do kibla - kończy się natychmiastową syna pobudką i waleniem w ścianę głową. Inna sprawa, że bardzo krótko śpi. Ale z tym jakoś sobie radzę. Psychicznie sobie nie radzę, że musze spać z dużym chłopcem, i że de facto jestem od 21 do 7 rano jego niewolnicą.

Dziś o tyle było gorzej, gdy zerwał się orkan, zerwał się tez mój syn i zaczął mnie gryźć... i atakować. Nie da się uciec. Az do krwi.
Och, chyba mi się blogi pomyliły, bo miałam tu o moim synu - autyście nie pisać... Ale te noce to chyba konsekwencja tego, że odszedł Kazik. Bo od tego czasu trwa ten koszmar...

A orkan? Poczułam się dziś w pewnym momencie dnia jak w grze komputerowej. Poranny wypad do Centrum Onkologii - ładne 30 km drogi obwodnicą - był spokojny i uśpił moja czujność.. Lecz koło 14 rozpoczął sie atak konarów z drzew, oślepiającego śniegu w pysk i ślizgawka... Więc musiałam unikać przeszkód - tak jak w grze :) - a to konar - a to kierowca bombowca, który najwyraźniej nie zmienił jeszcze opon. W sumie to trochę adrenaliny. I pozytywnej, bo wysmarowałam kolejnego maila w sprawie osoby, która mnie skrzywdziła... A szczególnie dziś mnie to dotykało rano. Ale o tym może jutro...

Ale szczęśliwie dotarłam do domu, choć przez te zabawy w test drive 3 niestety znów zaczęła mnie bolec noga. No tak - przy takiej pogodzie - to częściej się naciska sprzęgło... sama jestem sobie winna...

Och, niech dziś będzie spokojniej, niech chociaż dzieciak prześpi noc...

wtorek, 3 grudnia 2013

Dzien czterysta trzeci - Refleksja

Taka refleksja (bo nie chcę brzydko napisać) z dnia dzisiejszego. Jeśli ktokolwiek w rodzinie będzie miał przypadek nowotworowy - to ZAPAMIĘTAJCIE RAZ NA ZAWSZE - termin pierwszego naświetlania (brachyterapia) ma znaczenie (bo inaczej nie ma sensu) i trzeba się zmieścić w określonym czasie. NALEŻY o to pytać. Bo oczywiście nikt o tym sam z siebie nie informuje (przynajmniej w naszym wypadku żaden z 3 lekarzy konsultantów się nie zająknął).

P.S. Kurka wodna - jestem autykiem (tak ostatnio sie modnie określa autystów) i mnie kosz w całości wypełniony doprowadza do szału. Więc kwadrans temu rzuciłam się ku niemu w moich wysokich butach - w celu wywalenia na zbity psyk. Usłyszałam w oddali głos, że mogłabym raz wyjśc w butach jak normalny człowiek wiec pod słowna presja ducha założyłam pod nogami stojace syna crocsy- ten sam rozmiar (chlop rosnie) i co--- i na ostatnim schodku z śmieciami się zwaliłam... smieci stoja na parterze a mnie kostka boli - nie puchnie! Wniosek -= nie słuchac szeptów! ała!


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Dzień czterysta pierwszy - Ukraina

Jestem pod wrażeniem zajść na Ukrainie.
A właściwie to nawet nie tyle co pod wrażeniem, ale przerażona.
Sama nie jestem entuzjastka UE. Choć prawda jest taka, że liczę na unijną kasę, aby zrealizować plany fundacyjne. Jednak rozumiem, że Ukraińcy liczą na to, że powód wejścia do UE może spowodować u nich zmiany przez nich oczekiwane – chyba przede wszystkim dotyczy to korupcji wszechobecnej. Moja znajoma Ukrainka opowiadała mi historię, że mama zapisała jej w spadku -w testamencie dom. Ale niestety do sądu jej jakaś siostra cioteczna złozyła pozew, że to jej się ten dom należy. Oczywiście nie miała podstaw. Przed sprawą wezwał obie panie sędzia i powiedział wprost, że ta która przyniesie mu kasę, ta wygra sprawę. I moja znajoma zebrała w Polsce jakieś 4000$ a niestety siostra jej 7000$. No i wiadomo, kto wygrał.

Druga historia to taka, że mój znajomy otowrzył firmę na Ukrainie. I ona nawet sobie ładnie działała. No ale kiedy już się tak ładnie rozbujała, to przyszła jakaś decyzja, że musi ja zamknąć i majatek firmowy zostawić i wrócić do Polski. Facet jeszcze walczy, ale wszystko znów zależy od okoliczności przyrody, bo dowiedział się, że np. warunkiem będzie to, że znajomych jakiegos sędziego by musiał zatrudnic – którzy ani się na tej branzy nie znają a również za takie opieniadze, których w zyciu na tych stanowiskach by im nie płacił w normalnej sytuacji.\

Czy to się zmieni? Czy mentalność można człowieka zmienić? Złodziej zostanie złodziejem... Bo tak się przyzwyczaił. Bo tak łatwiej. Więc pewnie po prostu przypudruja troche przepisy a - hulaj dusza - będzie tak jak dawniej. A unijna kasa będzie i tak przekładana z rączki do raczki pod stołem.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego nam w PL powinno zależeć na wejściu Ukrainy do Polski. Ale mam za małą na ten temat wiedzy i muszę trochę przeczytać.

Dziwię się tez Polakom, którzy zieją jadem w stosunku do JarKacza. Że schizofrenia, bo nie był proeuropejski. On ZAWSZE był proeuropejski – namawiał do udziału w Referendum. On się tylko czepia, że Polska jest zbyt słaba w UE – a on chce silnej Polski (tia....)

Ale sceny z Majdana mnie przerażają. Ciekawe czy byłoby tak samo u nas, gdyby nie było referendum i podjeto taka decyzję jak na Ukrainie?
Straszne... a z drugiej strony przeciez przed kilkoma tygodniami – prowokatorzy – bojówki z zakrytymi twarzami próbowali dowalic policji. Podobne narody... bardzo podobne. Ale patrząc jak adrenalina milicji uderza...i jak biegnąć prawie każdy z milicjantów pałuje biednego leżącego człowieka... nie wyglądającego na bojówkarza - to wyc mi się chce. I wierzę, że jednak w naszym kraju brat bratu nie będzie takim wilkiem.. Niech już sobie dowalają słowem.

Niech nigdy takie czasy do PL nie wrócą...


p.S. I jeszcze słowo o ambasadorze Ukrainy w PL. Zaimponował mi, że z widocznym strachem w oczach miał odwage cywilną skrytykowac wydarzenia w swoim kraju. Mam nadzieje, że nie poniesie żadnych konsekwencji. Hero.