środa, 10 września 2014

Dzień nie wiem który - ale wkrótce policzę - Rewolucja

Czasami w życiu człowieka pojawiają się takie momenty - kiedy musi przejść rewolucję.

Czasami podjęcie jakiś rewolucyjnych decyzji oznacza w życiu człowieka przechodzenie przez czas wielkich emocji. Przez psychologów porównywanych z żałobą.

To mój czas - moich emocji. Nie jestem gotowa na dzielenie się nimi.

Wrócę tu. Pewnie szybciej niż później. Ale teraz pomilczę.

Jednocześnie zapraszam Was wszystkich na Kiermasz z lepszej półki w najblizszą sobotę - 13 wrzesnia... moze będzie okazja do poznania się :)

"Z cyklu ogłoszenia: Już w sobotę Fundacja Ergo Sum (a pod jej skrzydłami wiele naszych wspolnych koleżanek z swoimi pięknymi, osobiście wykonanymi produktami - ubrania, elementy wystroju wnetrz, biżu etc) ale i też moja pierwsza ulubiona spółdzielnia socjalna Zbuczynianki - będą obecni na Kiermaszu z lepszej półki w Parku Praskim w Warszawie od godz.12:00
Bedzie mozna coś zjeść - np. wege u ss Margines. Przewodnicy po Warszawie szykuja super atrakcje dla dzieci. Będa tez psy  Będzie np. mozna bezpłatnie uzyskac pomoc prawną. I wiele, wiele innych fajnych organizacji pozarządowych przygotowuje niespodzianki dla dzieci ale tez dla seniorów. Wiem jakie - ale nie moge zdradzic

Atrakcją wieczoru będzie występ zespołu KaCeZet :)))))

Zapraszamy serdecznie - będzie okazja do spotkania :))))"








czwartek, 28 sierpnia 2014

Dzień sześćset sześćdziesiąty ósmy - Bezsilność

Czy jakiekolwiek działania mogą zatrzymać Putina?

Cisza zapadła - wielcy tego świata nawet nie są w stanie potwierdzić oficjalnie (poza Litwą), że to jest agresja Rosji na Ukrainę (choć nawet wywiad USA to potwierdza). Francja sobie dozbraja agresora. A reszta Europy nawet nie może zdecydować, żeby dozbroić Ukrainę - która wszak TYLKO się broni. Zorganizować pomocy humanitarnej tez jakoś nie może.

Zegar tyka. Putin działa. Bezkarnie. Z przyzwoleniem.

piątek, 8 sierpnia 2014

Dzień sześćset czterdziesty ósmy - Jestę blondynką :)

Nie wytrzymam dziś... chichram się od rana... tym razem z siebie...

 Dopadłam sąsiada widząc, że wybiera się gdzieś samochodem:

- Panie sąsiedzie, czy mógłby pan mi zrobić niewielkie zakupy, bo z synem nie mogę pojechać do sklepu.
- No, no, no, to poproszę na karteczce listę.

Zrobiłam, bo chodzi mi od kilku dni samosa po głowie. Ziemniaki, groszek mrożony, cebula, papryczka chili, pietruszka, czosnek..
.
I daję mu tę listę i wyciagam portfel a tu ani złotóweczki. Wcięło?

Sąsiad mówi, że nie ma sprawy, oddam mu jak wyciągnę z bankomatu.

Przywiózł mi zakupy po 2 godz. No i ugotowałam farsz. I zagniotłam ciasto. I co? I zapomniałam o oleju :))))

Trzeba iść na żebry :)))))))))))

środa, 6 sierpnia 2014

Dzień sześćset czterdziesty szósty - Złoto

Sąsiad od rana - słuchając Lata z Radiem - grzebał coś w garażu. Trochę byłam na niego zła i chciałam poprosić go o ściszenie radia, bo mi dzieciak ładnie spał i miałam chwilę na zajęcie się pracą na kompie. Ale nie zdążyłam nic powiedzieć poza dzień dobry, bo ów pan zapytał mnie wprost:

- A co tam o wojnie mówi się w Warszawie? Kupować już złoto?

Powiem szczerze, że w pierwszym momencie nie zrozumiałam o co mu chodzi. Kompletnie nie jestem przygotowana na myślenie w takich kategoriach.

- Bo wie pani, jak premier mówi, że wg jego opinii Polska nie jest zagrożona, to wg innych opinii może być.Przecież nie powie tego bezpośrednio, że jest. Ludzie spanikują. A widziała pani ile czasu dziennie latają nam nad głową. (Jest tu lotnisko wojsk transportowych i rzeczywiście to pierwsze wakacje kiedy dzień w dzień latają nad głową).

Dziwnie się czuje.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Dzień sześćset czterdziesty czwarty - Śmieci cd :)

Po roku ustaliłam z Gminą, do których śmieci należy wyrzucać zużyte podpaski/pieluchy. Od ponad roku segreguje tu śmieci - mam kompostownik, worek na szkło, na plastik i w teorii na papiery - ale te trafiają do kominka.

Podpaska jest niby plastikiem - ale napisane jest, że szkło i plastik maja być czyste  Gdybym miała mieszane śmieci - nie byłoby problemu, ale nie chce mi się płacić 56 zeta tylko 28 zeta za segregacje mies.

No i narobiłam problemu. Zaczęło się od zbitego szkła oraz porcelany i puszek na piwo, przeszłam przez buteleczki po lakierze do paznokci, gwoździe, maszynki do golenia, pety od fajek ale z podpaskami/pieluchami się męczyli i męczyli...

No i dostałam odpowiedź ustną,

Takie śmieci powinny iść do zmieszanych - ale wyjątkowo może je pani wrzucać do plastiku :))))

Czekam na maila, żeby mi ktoś kary nie wlepił  i zastanawiam się czy z czymś jeszcze mam problem  bo ta zabawa z urzędnikami mi się podobała...

piątek, 1 sierpnia 2014

Dzień sześćset czterdziesty - Miasto 14

Wracałam z Siedlec. Wyjątkowo wcześniej, bo chciałam byc w W-wie ok. 17. I los tak chciał, że minutę przed godz. 17 wjechałam na rondo Zgrupowania AK Radosław. Olałam zakazy i zatrzymałam samochód na rondzie na chodniku.Wyszłam z samochodu. Ludzie z ONR zatrzymali ruch. Mam wrażenie, że bez nich ten ruch samochodowy by się nie zatrzymał. Po minucie w dymie, po drżeniu serca podszedł do mnie pan, który zatrzymał się obok mojego samochodu. I zaczął do mnie mówić. Elegancki pan. W wieku ok. 50. I pyta mnie, czy wiem gdzie on mieszka (pewnie się pani domyśla? wskazujac na swoja twarz) . Byłam zbyt zaskoczona, żeby analizować. Okazało się, że przyjechał z Izraela na te obchody. Zaczęliśmy rozmawiać. To była dziwna rozmowa. Powiedział, że fajnie. że świat się zatrzymał... ale czy ja wiem o co chodziło? Zaczął mnie przepytywac z faktów... Po czym powiedział, rozumiem, że pani stanęła nie oceniając i nie pod wpływem "mody". No nie, powiedziałam, lecz nie znam opowieści dziadków z tamtych chwil, bo milczeli... bo ktos z rodziny jako członek AK zginął po wojnie....i chyba była w nich jakas obawa....Znam dyskusje rodziców, wujków, cioć...A pani wie, ze jest takie miejsce na Śląsku Cieszyńskim, gdzie ostatnie wolne wakacje spędzili przywódcy batalionu Zoska? I ja chce to miejsce wyremontować... I mi ciśnienie się podniosło - cholera jasna, po to te gadki, żebym zapewne dała mu cash...Kurde, czemu przyciągam takich ludzi....A on powiedział, niech pani poszuka tego miejsca... (choć wrażenie miałam, że zauważył to pytanie w moich oczach). Miłego dnia i dobrego życia pani życzę... i... niech pani oczy nie będą takie smutne... Cmoknął mnie w rękę. Odszedł...A za nim unosił się zapach palących się cmentarnych świeczek... To było realne... To nie był sen...

wtorek, 15 lipca 2014

Dzień sześćset dwudziesty piąty - Był sobie ptaszek - fotostory

Nie mam siły dziś pisać...

Więc fotostory z moim kotkiem na polowaniu (aby obejrzeć w większym rozmiarze należy kliknąć w miniaturkę).







sobota, 12 lipca 2014

Dzień sześcset dwudziesty drugi - Alarm

Gdy wyjechałam z synem na wycieczkę do miasteczka odruchowo aktywowałam system alarmowy.

W połowie drogi, czyli po 5 minutach zauważyłam jadąca ochronę. Ale oni ochraniają kilkanaście pewnie tu domów.

No ale niestety odezwał się tel. I pan w tel mówi, że się włączył alarm.

Ale nic sie strasznego nie dzieje, ale w domu chyba są koty jakieś - bo widzieli przez okno, może nie zauważyłam, że weszły! (Ofiaro losu Ty!)

I pyta czy mogą odjechać. No a ja owszem, że tak, nie ciągnąc tematu kotów.

 To oni proszą o hasło. No psia krew. Alarm mam od dwóch lat i ani razu nie musiałam ich odwoływać! Za piątym razem strzeliłam poprawne hasło. I teraz zastanawiam się czy to dobrze, że tak sobie mogłam strzelać do skutku...

piątek, 11 lipca 2014

Dzień sześćset dwudziesty pierwszy - W czasie deszczu dzieci się nudzą

Co prawda deszcz nie pada. Wieje za to.
Ale jest dość ciepło.
Niestety przez wczorajszy dzień woda się ochłodziła i mam dziś strajk.

Woda - nie. Spacer - nie. Poczytam Ci - nie. Huśtawka - nie.
Muzyka - nie. Tv - nie. Prysznic - nie.

Przynajmniej jeść - tak. Ale w tym przypadku z kolei mam włoski strajk.
Czy można jeść śniadanie 3 godziny?
Można.

Poza tym rozbita sama jestem - może dlatego też mi dzieciak taki dziś marudny.
Fucha nie przychodzi. Za obóz nie zapłacone.
Bida panie.

Nawet się złamałam i wysłałam jakieś civiki. Potrzebuje jeszcze trochę czasu na przetrwanie. Troszeczkę.

Tylko go chyba juz nie mam.

Za to moje koty szaleją. Przynajmniej one maja radochę :)

czwartek, 10 lipca 2014

Dzień sześćset dwudziesty - Chazan

Mam radykalne poglądy w kwestiach dr Chazana.

Nie mogę juz tego wszystkiego czytać i słuchać.

Nie jesteśmy mamą ani ojcem tego maleństwa. Nie mamy prawa nawet teoretyzować co oni czują. Teraz. Jednak podjęli jakąś decyzję. Nie nam oceniać - nie my jesteśmy ani sądem ani Bogiem a przede wszystkim ich sumieniem. Prawo dało im możliwości podejmowania jakiś decyzji a za tymi decyzjami prawo umożliwia ich wykonanie. Jest mi bardzo trudno dyskutować na ten temat, bo z drugiej strony, gdyby tydzień wcześniej urodziłby mi się syn, nie ratowano by go bo wg ówczesnych przepisów uznano by to jako poronienie...

Podejmujemy jako ludzie decyzje na tym świecie za te dzieci w naszym łonie - w szczególności w tak trudnych przypadkach i żaden człowiek, który uważa się za katolika nie ma prawa być większym sędzią niż Pan Bóg i do cholery zamiast wspierać innych ludzi - kurde przez modlitwę, dobrych psycholi, wsparcie grup - opóźniać, kombinować, knuć, ściemniać, kłamać... żeby ktoś bardziej cierpiał...

W takich sytuacjach naprawdę mam ochotę krzyknąć, to dobra, w takim razie jak ktoś podpisze klauzule sumienia (taka czy siaką) to niech niesie swój krzyż - a nfz niech go nie leczy... niech decyzja należy do Boga. Jak sobie wymodli - tak będzie.

Żeby była jasność, jestem osoba wierzącą. Jednak chyba inaczej - niż większość w tym kraju. Bo nie uważam się za Boga.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Dzień sześćset siedemnasty - No, no, no

Nie czepiam się moi znajomi z Wielkopolski, ale dlaczego jak coś powiem to na potwierdzenie tego w słowach tutejszej ludności słyszę: no, no, no... za każdym razem po 3kroć

Pytam w GS: czy jest kefir - w odpowiedzi słyszę: no, no, no...
I nie wiem czy tak czy nie :)

Gadam z sąsiadem, i mówię, że basen jednak udało sie uratować - słyszę: no, no, no - to chyba dobrze?

A u nas dziś zbierało się na burzę. Zbierało i zbierało... i zaczęło padać. Ale znowu nie aż tak strasznie. Efekt był cudny bo ziemia zaczęła parować. Mgła się zaczęła unosić.

Postanowiłam w związku z tym udać się na zakupy do miasteczka. Liczyłam po prostu, że mało będzie ludzi.
Niestety nie dotarłam, bo tuz przed moim samochodem złamało się drzewo. Uznałam to za znak. I wróciłam grzecznie do domku.

Później usłyszałam u sąsiadów jak mówiono, że nad tym miasteczkiem rozszalała się taka burza, że połamane zostały drzewa, ze poupadały na samochody i jakiś chyba dach zerwało. Dobrze, że zawróciłam.

U nas cisza... przed burzą...


niedziela, 6 lipca 2014

Dzień sześćset szesnasty - Koci złodzieje

Było tak.
Gdy przyjechałam tu z moja mamą - przyjechały ze mną również moje dwa koty.
Starszy zna teren, młodszy był tu drugi raz.
Starszy się trzymał blisko domu. Młodszy właściwie z niego niechętnie wychodził.
Do czasu, aż nagle z domu wyleciał i zniknął.
Wołałam. Nie przychodził. Przez pierwsze godziny się nie martwiłam, bo najwyraźniej każdy mój kot to samo musi przejść na wsi. Zniknięcie.
Po kilku godzinach zaczęłam chodzić i szukać. I wpadać po woli w panikę.
Nie było go przez cała noc.
Moja mam wpadła na pomysł, żeby rozwiesić ogłoszenia - i to uczyniła. Następnie ja również dokleiłam chyba 3 lub 4 ogłoszenia. Ważne było to, że wpisane było na nim, że to kotek chorego chłopca.

Przyjechała moja ciocia i zaczęłyśmy modlić się do św, Antoniego. Ba! nawet ciocia starała się go przekupić, mówiąc, ze da 50 zeta na potrzebujących jak kot się znajdzie.

Chodziłam po domach sąsiadów. Prosiłam ludzi o zwracanie uwagi na koty.
Mama juz miała teorie, ze ktoś mógł porwać tego kota, jest tak piekny i milusi, że może....?

I nagle, może po 36 godzinach kot nagle się pojawił. Ulga. Płacz. Ciocia lżejsza o 50 zł.
Co sie z nim działo. Nikt nie wie.

Teraz trzyma sie podwórka.

Ale odezwała się do mnie hodowczyni moich kotów, że ktoś w Jastarni ukradł dzieciom kota z następnego miotu po moim starszym kocie.

Nie miał prawa kotek wyjść, bo są specjalnie zrobione ogrodzenia.
Ale ktoś mógł wejść na podwórko i zwinąć kota. Nie ma go druga dobę. I dzieci płaczą.

Wiec może ktoś coś przypadkiem usłyszy? przeczyta, że ktoś sprzedaje podobnego kota? a może będzie w Jastarni:

"Prosze o udostępnianie!!!
W Jastarni skradziono wczoraj kota z mojej hodowli!!!!
Chester! Jest zaczipowany i jest w bazie!
Gdyby ktoś coś wiedział prosze o kontakt: 509-331-069!
Dla uczciwego, który pomoże znaleźć Chestera NAGRODA!!!!"


P.S. Mój kotek chyba będzie bardzo podobny do tego zaginionego kotka:







sobota, 5 lipca 2014

Dzień sześćset czternasty - Kryzys wakacyjny

Dziś chyba zaliczyliśmy z synkiem kryzys.

Furia - bo basen ma za zimna wodę (26 st). - ale grzałka nie jest na tyle wydolna, żeby przez dobę woda nagrzała się do 30 st. Mało tego nie stać mnie na to, żeby grzała non-stop.

Spacer. Jakiś atak agresji po 10 m od domu.  I tak stał w miejscu ponad pół godziny. Jak się zbliżałam to atak. Nawet sąsiad starał się coś z tym zrobić. Namawiał na lody. Na truskawki.

Teraz usnął na siedząco. Jak go położyłam. To natychmiast zażądał mamy. I oczywiście nie mam szansy usiąść sobie na tarasie w tą pierwszą tu ciepła noc, bo muszę mieć rękę na nim położoną.

Żaden środek zastępczy w postaci ciężkiej kołdry nie skutkuje.

Skąd w nim od tylu miesięcy strachu przed spaniem samemu?

Zeszłam na dół. Trudno, będzie kolejna dziura w ścianie.

Chcę posłuchać kumkających żab i pogapić się w gwiazdy!

piątek, 4 lipca 2014

Dzień sześćset trzynasty - Wieś XXI wieku

Idę sobie a tu na końcu wsi baner na płocie "sklepik samoobsługowy". Wchodzę przez furtkę i co widzę? :))))))))

Szok! Co prawda na wejściu można od razu sobie zęby wybić.
Gustownie wciśnięte pudło w otwór drzwiowy.
Deski chyba po to, żeby nocą potencjalni złodzieje nie wyciągnęli pudła na grzbiet :)))

Nie zdziwię się jak za rok sołtysowa będzie sprzedawać mleko z automatu :))))



czwartek, 3 lipca 2014

Dzień sześćset dwunasty - Rozczarowania siedleckie

Miałam zakończyć prace nad BP dla spółdzielni siedleckich 30 czerwca.
I tak się stało.
Smutno mi było wychodząc z biura bo intensywność kontaktów już taka nie będzie a co za tym idzie również  żadna kasa. Kolejny mój kłopot.

I gdy wsiadłam do samochodu, dowiedziałam się, że jedna z tych siedleckich spółdzielni otrzymała już wpis do KRS - co było niezbędne do tego, żeby kasa z dotacji została im przelana na konto. Nic tylko działać.

Niestety, nie dojechałam do domu a zaczęły się schody.
Członkowie jak jeden mąż postanowili zlikwidować spółdzielnie.

Żal dupe ściska... i chciało mi sie wrzeszczeć i płakać jednocześnie... Wczoraj spółdzielnia zarejestrowana w KRS - dziś własnie chce odrzucić i dotacje i plan działania i gotowy BP i projekt Sanepidu i pomoc i olewa cały rok ciężkiej pracy wielu ludzi...i sie wyrejestrować... Tego chyba jeszcze nie było...

Postanowiłam w związku z tym przyjechać jeszcze raz - rozmawiać z nimi i przekonać, że to bardzo głupi pomysł.

Trudno mi powiedzieć co sie stało. Wydaje mi się, że po prostu się przestraszyli, że od teraz musza realnie działać. Pracować na swoje.

Nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy.
Żal, że zdecydowali się w takim momencie a nie wcześniej. Może ktos inny miałby szansę, na te pieniadze i pomoc.

PO spotkaniu stanęło na tym, że 2 osoby zostają w spółdzielni ale do 9 lipca muszą znaleźć innych 4 członków - osoby bezrobotne.

Inaczej, kasa przepada. Taki regulamin.

Trzymam mocno kciuki.

A na koniec współpracy z ta czwórka, która odeszła otrzymałam wierszyk:

"Pomimo tego ze ja Ania ,Tomek i Ola nie będziemy w spółdzielni przesyłamy ci wierszyk, który i tak miałaś otrzymać tylko w innej formie. Spółdzielnia Socjalna ,,SAMI SWOI" pisze kilka słów do naszej Oli. Na początku zaczniemy od tego że chcemy Ci podziękować z serca całego, za to że zawsze z nami byłaś i że nas czegoś nauczyłaś, my Ciebie też nie raz zawiedliśmy, bo to co chciałaś nie pisaliśmy, za Twoją cierpliwość przede wszystkim bo byłaś i będziesz dla nas wszystkim. To dzięki Tobie Olu kochana nasza spółdzielnia ,,Sami Swoi'' powstała. My chcemy tylko tego, nie wyrzucaj wierszyka naszego, niech Ci o nas przypomina o tych dobrych i złych chwilach. My też o Tobie nie zapomniemy i w naszym lokalu zawsze miło Cię przyjmiemy. więc jak tylko znajdziesz czas to odwiedzaj często nas. Jeśli już nas odwiedzisz to trochę z nami posiedzisz a dla towarzystwa naszego zjesz swojaka dużego. Ola kochana, Ola wspaniała będzie nad nami zawsze czuwała. na tym kończymy nasz wierszyk wspaniały bo zawsze o Tobie będziemy pamiętali."

Wzruszyłam się.

czwartek, 26 czerwca 2014

Dzień sześćset piąty - Ciąg dalszy sprawy złodziejskiego stowarzyszenia

Sprawa stowarzyszenia, które pobieralo od nas rodziców kasę za terapie mimo tego, ze otrzymywało dotacje nabiera tempa. Terapeuci, którzy odeszli napisali list otwarty do członków stowarzyszenia. Niestety z niego wynika, ze mieli świadomość jak sytuacja wygląda :(((
Dla mnie jest to case podobny do kidprotect. Tylko, ze bezpośrednio mnie dotyczy.

Mało tego, niektóre osoby opłacały terapie dzieciaków np. z uzyskanych pieniędzy z 1% - więc to nie tylko nas dotyczy - ale również tych osób co wpłacały cash przy rozliczaniu podatków. Warto tez wspomnieć, że to stowarzyszenie to organizacja pożytku publicznego.

 MAKABRA

(aby zobaczyć zdjęcie w lepszej jakości, należy kliknąć w poniższe miniaturki)


środa, 25 czerwca 2014

Dzień sześćset czwarty - Zniknęłam?

Nie, nie zniknęłam...
Był intensywny długi weekend, którym musze się z Wami podzielić...
Ale... teraz...
Mój dzień wygląda tak:
Pobudka o 6:30
Oblucje
Śniadanie przygotowywane do szkoły
Pobudka i oblucje dzieciaka
Śniadanie dzieciaka
Wyjście z domu 7:40
Przyjazd do szkoły 8:15
Wyjazd ze szkoły
Droga do Siedlec
Zakup benzyny za 100 zł
Dojazd do Siedlec 10:30
Praca nad biznes planem do 15:30
Dojazd do W-wy 17:30
Zakupy 17:45
Dojazd do domu i przejecie dzieciaka 18:00
Wrzucenie dzieciaka do wanny 18:10
Od tego momentu praca...a w trakcie: kolacja dzieciaka
22:30 dzieciak idzie spać - mama porzuca pracę
czytanie do 23:00
...dzieciak usypia kiedy chce...
mama nie może sie podnieść z łożka - bo natychmiastowa pobudka dzieciaka...

Ile jestem praktycznie w pracy? od 8:30 do 22:30...
Płaca mi za 6 godz.
Naiwna jestem?

Naiwna bede tylko jeszcze do poniedziałku - bo projekt sie kończy - a tylko 2 spotkania w Siedlcach -a powinno byc przynajmniej jeszcze 6... Będę naiwnie pracowac w domu w weekend...charytatywnie.

Ale niestety bez mojej pomocy tej spoldzielni sie nie uda... :(


wtorek, 17 czerwca 2014

Dzień pięćset dziewięćdziesiąty czwarty - Złodzieje w organizacjach pożytku publicznego

Jestem w takim szoku, że w tym kraju coraz częściej instytucje pożytku publicznego wykorzystują pieniądze na cele statutowe jednocześnie dublując przychody za pomocą kieszeni rodziców osób np. niepełnosprawnych, że spędziłam wieczór w kiblu.

Dowiedziałam się dziś, od pani kontrolerki w Urzędzie Miasta, że Stowarzyszenie, które prowadziło przez kilka lat terapię mojego syna, za którą płaciłam niemałą kasę, miało dotacje na mojego syna i innych podopiecznych.

Oznacza to, że to Stowarzyszenie nie mogło pobierać od rodziców kasy! Scyzoryk się w kieszeni otwiera...

Warto tu wspomnieć, że to Stowarzyszenie ma status opp - czyli na dodatek zbierało 1%. Na co??????

Nie rozumiem. Widzę efekty ich pracy.  Ja ich wpuściłam do domu. Zaufałam. Decydują o moim życiu.

Inna sprawa, ze część terapeutów odeszła 2 mies. temu z tego Stowarzyszenia i założył Fundacje - i parę dni temu marudziłam tu na koszmarne warunki finansowe... i nadal marudzę...

Ale myślicie, że nie wiedzieli Ci terapeuci o przekręcie, że dostają dotacje na mojego syna i inne dzieciaki i od nas biorą kasę, której nie powinni brać? Jak mam tej nowej organizacji zaufać - nowej raczej z nazwy - bo 100% to byli pracownicy tamtego Stowarzyszenia?

Pani z Urzędu Miasta poinformowała mnie, że ta sprawa znajdzie swój finał w prokuraturze.
Kilku rodziców już ze mną jest w kontakcie i zastanowimy się czy się do tej sprawy nie przyłączyć.
Niestety prawnik powiedział, że tylko UM ma prawo zażądać zwrotu kasy. Niestety jak oni dostana zwrot dotacji - to niejako można powiedzieć, że Stowarzyszenie ma podstawę do naszej kasy...

Ale złodziejstwa im nie daruje!
Co za życie, sami złodzieje wszędzie. I to okradający niepełnosprawne dzieci!!!!


sobota, 14 czerwca 2014

Dzień pięćset dziewięćdziesiąty drugi - Ja wbita w kąt

Miało być o o taśmach prawdy - o  kolejnej aferze.
O kolesiach, którzy maja w du... całe Państwo a walczą między sobą o większy kawałek mięcha.
Zastanawia mnie ogromnie, jakie będą tego konsekwencje.
Prawdę mówiąc, patrząc na wyniki wzrostowe notowań PO, to ja na miejscu Tuska bym zagrała.
Jako wielki człowiek honoru (kpię sobie oczywiście), poddałabym się do dymisji.
Wcześniejsze wybory są i tak na korzyść PO (patrząc na te notowania). Za rok będzie trudniej wygrać.
A ta wygrana byłaby pokazaniem środkowego palca opozycji.
Niezła zabawa nas czeka. Niezłe wyzwania dla strategów politycznych.

A ja czuję się dziś koszmarnie. najchętniej usiadłabym w kącie, owinęła się kocem i trwała w bezruchu.
Fatalna sytuacja. Muszę zapłacić za obóz syna, potworna kasa za ta terapię, zaraz wakacje - a ja nie mam żadnych perspektyw. W cuda już nie wierzę. W zmiany w ludziach przestałam wierzyć. W obudzenie sumienia poniektórych przestałam wierzyć.

Jest mi po prostu źle.

czwartek, 12 czerwca 2014

Dzień pięćset dziewięćdziesiąty - Update do postu z wczoraj

Własnie dowiedziałam się, że inna dziewczyna, której pomagałam pisać kolejny biznes plan wygrała w konkursie na BP w jednym z banków - główna nagrodę i kilkadziesiąt tys zł na swój biznes...

:))))

P.S. A ja przystępuje do takich głupich konkursów unijnych, że mnie nokautują a to za młody wiek fundacji bark nowatorstwa w terapii,  a to za to, że "dużo jest takich ośrodków",a  to, że nie mam doświadczenia...
Tyle lat doświadczenia... ! ale im się czytać nie chce CV, popatrzeć w googla.. ech...

Szkoda, że nie pozwalają mi pokazać pełnej analizy BP... no cóż...

środa, 11 czerwca 2014

Dzień pięćset osiemdziesiąty dziewiąty - Udręka i ekstaza

Ufff... Kolejna moja grupa inicjatywna stała się spółdzielnia socjalną.
Mój biznes plan przeszedł bez zgrzytu przez ekspercką komisję - czego efektem jest to, że spółdzielnia zostanie dofinansowana :))))

Ale to był trudny czas.
Pracowaliśmy razem chyba z rok czasu. Nie pozostał nikt w tej grupie, kto był w niej na początku.
Pomysł jedynie został.
Dopiero w lutym uformowała się grupa, która właśnie podpisała papiery i powołała do życia spółdzielnie.
To była dla mnie szkoła. Już poprzednie doświadczenia z pracy z osobami trwale bezrobotnymi pokazały mi,  że podejście takich osób do tworzenia swojego biznesu jest oderwane od rzeczywistości.

Najtrudniejsze jest to, żeby zaczęły obce osoby ze soba współpracować. W szczególności, gdy to jest spółdzielnia socjalna - czyli jest współodpowiedzialność za prowadzenie firmy. Trudno osobom wytłumaczyć, że w takiej organizacji funkcja zarządu sprowadza się tylko do podpisywania dokumentów - a, że reszta członków podejmuje większością głosów decyzje. Zaskoczyło mnie to, w tym i poprzednich przypadkach, jak wybór (niejawny zresztą) doprowadza do rozłamu w tej grupie. Jak tworzą się dwa rozne fronty. Jak ludzie nie potrafią schować swoich pseudo ambicji do kieszeni.

Widać, że problem ludzki jest największym problemem. I niestety żaden konsultant nie ma takiej siły, żeby ta mentalnośc ludzi zmienić. Ludzi często, którzy nigdy nie pracowali. Którzy często niewiele potrafią. Maja trudności komunikacyjne.  Ale nazwa na wizytówce jest najważniejsza i można się o nią zabić.

Drugim zasadniczym problemem jest własnie brak wiedzy - i to nie chodzi o biznesowa - ale o ogólną. Mam wrażenie, że 90% mojej pracy z nimi to było pokazywanie świata, tłumaczenie zasad, uspołecznianie, otwieranie. Dziś nie wiem na ile to co jest w biznesplanie - który jest narzędziem dla nich do pracy na kolejne 3 lata - jest zrozumiałe.

Trzecim problemem jest to, że w spółdzielniach to, że osoby te zazwyczaj nie posiadają żadnych umiejętności managerskich. A jak maja - to np. dlatego bo założyli sobie z pieniędzy unijnych firmę, która szybciutko zbankrutowała. Take osoby niestety wywyższają się na tle innych członków, maja o sobie wysokie mniemanie  (co  znowu tworzy problemy wewnątrz grupy) -a  tak serio to często najwięcej pracy kosztują. Np. biorą na siebie wszystko - a  rezultat jest zerowy.
Ustawa powinna się zmienić - do takich spółdzielni na pierwszy rok powinien wchodzić zewnętrzny manager.
Oczywiście będę obok przez kolejny rok - ale to niewystarczające jest.

I chyba najtrudniejsze jest to, że często w głowach ich siedzi to, że jestem bezrobotnym - trzeba mi pomóc. To były straszne ostatnie tygodnie. Było ciśnienie. Gdybyśmy nie złożyli dokumentacji o czasie to wówczas kasa by im przeleciała przed nosem.

Ja chodziłam psychicznie i fizycznie wykończona. Codziennie byłam a to oszukiwana a to zwodzona. Ale udało się...

Te miesiące z udręki przerodziły się w ekstazę.
Za miesiąc będą działać pełna parą. Oby stosowali się do tego co maja napisane. Krok po kroku. Plan operacyjny, kosztorysy, ach... co tu dużo mówić, cały plan działania firmy.

Poprzednia spółdzielnia działa raz lepiej raz gorzej - ale zarabia na siebie :)

Trzymam kciuki za tą.

A ja wracam do tabelek następnej grupy :))) i znów wracam do Siedlec. Plan jest taki - aby 7 lipca ta grupa stanęła przed Komisją :)

Lubie to. Lubie jak innym się udaje :))))







poniedziałek, 9 czerwca 2014

Dzień pięćset osiemdziesiaty siódmy - Żywiciele ludzkim nieszczęściem

Nie wiem skąd mam wziąć kasę na obóz syna. 9 tys. zł.

A przed chwila dostałam umowę na terapię syna.
80 godzin miesięcznie.
Stawka - 50 zł/godzinę.
Usługodawca - Fundacja X

Może ktoś mi to wytłumaczyć????????
Mam zacząć kraść?




piątek, 6 czerwca 2014

Dzień pięćset osiemdziesiąty czwarty - Komisja jak z koziej du....trąbka

Odpadliśmy znów z projektu norweskiego (Fundacja Batorego)... w temacie dorosłych autystów i ich aktywizacji w ośrodku pobytu dziennego. Zero punktów za nowatorstwo...

Sorry czy poza terapiami ta grupa potrzebuje nowatorskich działań!? Kto mi powie jakich??? Czym jest priorytet????? Czy nowatorskie jest to, że ktoś się w ogóle nimi - naszymi podopiecznymi zajmie???? Czy może gdybym napisała, ze ściągnę nie wiem jakiegoś znachora, albo kosmitę to byłoby nowatorskie?

Zaniedbany temat - jest... to co super 2 osobowa komisja  chce mi powiedzieć????
Tak! niech dalej sobie siedzą dorośli autyści w domach cofając się w rozwoju i coraz bardziej wykluczają ze społeczeństwa!

Poniżej umieszczam wnioski komisji:

"Projekt nie przewiduje działań o charakterze nowatorskim. Z wielu projektów dotyczących wykluczenia społecznego bardzo trudno jest wybrać te najbardziej wyróżniające się z uwagi na wagę problemu - z tego powodu dodatkowy punkt jest przyznawany bardzo wyjątkowo. Duża liczba wniosków powoduje konieczność wyróżniania projektów realizowanych w szczególnie zaniedbanych miejscach i obszarach tematycznych. W miejscu, w którym działa wnioskodawca z pewnością potrzebny jest większy dostęp do pomocy, jest on jednak łatwiejszy niż w innych miejscach Polski (tam gdzie komunikacja nie pozwala w łatwy sposób dotrzeć do dużego miasta, lub z ogóle nie istnieją żadne podmioty realizujące takie działania)."

"Przedstawiona koncepcja projektu nie ma charakteru niestandardowego. Wnioskodawca korzysta ze sprawdzonych praktyk. Podobne działania podejmowane są na obszarze realizacji działań także przez inne instytucje."

"Plusem projektu jest uzasadnienie potrzeby podjęcia działań - jest kompletne i spójne. Opis działań i ich rezultatów jest wystarczający. Działania odpowiadają na potrzeby wskazane w uzasadnieniu.

Minusem projektu jest brak doświadczenia wnioskodawcy w realizacji podobnych działań. Dotychczasowe działania opisane są bardzo ogólnie. Fundacja nie realizowała jeszcze dużych projektów, nie wykazała projektów zrealizowanych do tej grupy odbiorców. Nie wskazano także żadnego partnera, który miałby doświadczenie w pracy z osobami z autyzmem. We wniosku brakuje informacji, dlaczego to akurat organizacja jest tym podmiotem, który powinien zrealizować projekt (opis działań organizacji wskazuje na to, że jej cele są dość rozproszone).

Trudno ocenić, czy budżet projektu jest adekwatny do zaplanowanych działań - czas realizacji projektu to rok, grupa docelowa to 15 osób, a koszt realizacji działań to prawie 780 000 zł. Być może tak wysoki budżet jest uzasadniony, ale w niedostatecznym stopniu wynika to z informacji zawartych we wniosku."

TO JAK NOWA FUNDACJA może pozyskać środki??????
Uczestniczę jako konsultant w projekcie unijnym i co chwilę są kontrole. Nie da się sprzeniewierzyć tej kasę!
POZA TYM, że do jasnej cholery - właśnie w drugim etapie uzasadnia się kosztorys!
CZY ktoś potrafi czytać? Moje osobiste CV pokazuje na moje wieloletnie managerskie doświadczenie na wysokich stanowiskach, a także na wielkie doświadczenie terapeutyczne i pracę z autystami - osób zgłoszonych w projekcie - terapeutów!
No a już ten tekst o wystarczającej liczby ośrodków mnie zabił...

Najciekawsze jest to, że nie można dowiedzieć się co to za dwóch Panów to oceniało i nie ma sie prawa odwołania.

Żal dupę ściska, że o tak ograniczonej wiedzy powołano do komisji.

Jednak, to drugi raz do tych funduszy składałam wniosek. Poprzednim razem mozna powiedziec poległam, teraz mi zabrakło kilku punktów.

Uczę się :))))))

środa, 4 czerwca 2014

DZien pięćset osiemdziesiaty drugi - Dzień wolności

Niewiele pamiętam z tamtego dnia (za dużo obecnie śmieci w głowie). Miałam zaledwie lat 18 (tydzień wcześniej obchodziłam urodziny) i dowód tymczasowy - czerwony  Pamiętam, że to był ważny dzień u mnie w domu. Pamiętam tez, że wchodząc do lokalu wyborczego w ojej szkole podstawowej dostałam do łapy informacje jak glosować i na kogo - nie było wtedy ciszy wyborczej!

Dziś często mogę sobie krytykować to co się dzieje w życiu publicznym. Bez konsekwencji (za to krytycznie ktoś może mnie także skomentować - również bez konsekwencji). Czasami się uśmiecham.

Moje życie tu i teraz - jest moim wyborem.

Moi rodacy wybierają (albo nie - bo nie chce im się iść na wybory) kto nam stanowi prawo i kto je wykonuje.

Ten dzień jutro - będzie moim dniem - świętem. Ciesze się, że miałam okazje poznać tamte i żyć w tych czasach. Bo łatwiej mi doceniać.

Dobrego święta

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Dzień pięćset osiemdziesiaty - Prywata

Kategoria: Przemiana cywilizacyjna
Plebiscyt: 25 lat wolności
Organizatorzy: Świat się kreci i onet
Wygrywa: Wprowadzenie Internetu

I choć to nie Twój tato jednoosobowe przyłożenie ręki do tej zmiany, to choć tam sobie fruwasz w chmurach, to Ci dziękuje... bo mój świat dzięki Tobie zmienił i poszłam drogą, która Ty zacząłeś w tym kraju wytyczać... i jestem tu dzięki Tobie...

I dziękuje Ci mamo, bo byłaś bardzo odważna kobietą, kiedy z narażeniem życia swoich dzieci i swojej rodziny - nie wyobrażając pewnie sobie co to jest ten bitnet (kto wtedy sobie wyobrażał) ale wierząc w słowa taty, że to wszystko zmieni, zgodziłaś się na to, żeby wywieźć te taśmy z systemem w walizce pod przykrywką czosnku z Zambii...

czwartek, 29 maja 2014

Dzien pięćset siedemdziąsiaty siódmy - Wielka nagonka medialna

Po wyborach... więc znów szukanie tematów zastępczych!

Deklaracja lekarzy. Podkreślam - deklaracja wiary. Nie wyłom w prawie, nie zmiana w prawie. 

Rozumiem, ze kwestia aborcji, in vitro, antykoncepcji, płciowości, eutanazji w deklaracji lekarzy boli... bo jest dyskusyjna. Te problemy co jakiś czas się pojawiają i znikają.

Co jeszcze tak bardzo boli w tej deklaracji?
Jest lista - każdy może sobie zobaczyć - i podjąć decyzję czy korzystać z opieki tychże ludzi.
4 tys. lekarzy na 178 tys. Warto sobie ją obejrzeć.

Ale nie rozumiem tych słów o nich, o tym, że to znachorzy... A bioenergoterapeuci, medycyna holistyczna, ziołolecznictwo, homeopatia i takie tam, gdzie się łazi będąc w ostateczności, w bezsilności - kiedy medycyna współczesna nie pomoże - to pies? Można wierzyć lub nie, chodzić lub nie.

Przypominam, że ostatnio protestowano przed specjalizacja na Akademii Medycznej w sprawie kierunku - Homeopatia. Ile moich wykształconych znajomych z tejże terapii korzysta!

A może Duch Święty w tej deklaracji tak boli?

Oni mają wybór - my też - po co awantura? Przecież poza tym napisali podobnie jak w przysiedzę Hipokratesa  I nie napisali, że nie będą stosować nowoczesnych terapii ratujących życie :))) Napisali o 5 wyjątkach, do których reki nie chcą przykładać - nie dotyczących ratowania życia!

Poza tym to deklaracja - to słowa - a nie czyny.

wtorek, 27 maja 2014

Dzień pięćset siedemdziesiąty piąty - Urodzinowo i refleksyjnie

Tak urodzinowo i refleksyjnie ...bo postarzałam się znów o rok... a i moja Fundacja dziś ma pierwsze urodziny:

Ta jedna chwila dziwnego olśnienia
kiedy któs nagle wydaje się piękny
bliski od razu jak dom kasztan w parku
łza w pocałunku
taki swój na co dzień
jakbyś mył włosy z nim w jednym rumianku
ta jedna chwila co spada jak ogień

nie chciej zatrzymać
rozejdą się drogi -
samotność łączy ciała a dusze cierpienie

ta jedna chwila
nie potrzeba więcej

to co raz tylko - zostaje najdłużej

ks Jan Twardowski

niedziela, 25 maja 2014

Dzień pięćset siedemdziesiąty trzeci - Wybory a rzeczywistość

Zdycham przez te wszędzie latające koty topolowe... Niech spadnie deszcz...
Na dodatek w piątek cały dzień nie działał mi komp.
Cały dzień straciłam z bratem na stawianie Windowsów.
Oczywiście jak robię backupy wszystkich plików, tak tym razem nie zrobiłam backupu poczty wysłanej :( Zła jestem na siebie. Do kitu te ostatnie dni i przez tego kompa i przez pyłki.

No a dziś wybory. Oczywiście, że poszłam, i uważam, że to jest obowiązek...
Jednak chyba nie zagłosowałam po myśli mojego syna, bo zostałam przez niego dotkliwie ugryziona.
I nie powinnam (za karę), ale poszłam z nim później na soczek i zimny sernik do pobliskiej kaffejki. Takie nasze święto. Co prawda myślę tez o tym, co będzie za 3 lata, kiedy mógłby głosować, ale nie będzie, bo będę musiała pozbawić go praw obywatelskich... Ale niech to będzie moim zmartwieniem za 3 lata...nie dziś..

I tak przy okazji - słowo o ordynacji i słowach PKW o lajkowaniu na FB :)
Zabawne jest to co powiedziała Komisja - za gazeta.pl: "Polubienie profilu jednego z kandydatów do PE na portalu społecznościowym podczas ciszy wyborczej będzie agitacją wyborczą; podobnie jak np. udostępnienie jego zdjęcia - stwierdził szef Państwowej Komisji Wyborczej. Za złamanie ciszy wyborczej grożą wysokie kary.
Szef PKW Stefan Jaworski stwierdził, że cisza wyborcza obowiązuje także w internecie. Dopytywany przez dziennikarzy powiedział, że polubienie profilu jednego z kandydatów do PE na portalu społecznościowym podczas ciszy wyborczej będzie agitacją wyborczą; podobnie jak np. udostępnienie jego zdjęcia."

Zatem poszukałam sobie w necie ordynacji wyborczej do PE. W tejże są odwoływania dotyczące agitacji wyborczej adekwatnej do wyborów do Sejmu i Senatu:

"Art. 87.

1. Od zakończenia kampanii wyborczej aż do zakończenia głosowania zabronione jest zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień, rozdawanie ulotek, jak też prowadzenie w inny sposób agitacji na rzecz kandydatów i list kandydatów.

2. Zabronione są wszelkie formy agitacji w lokalu wyborczym oraz na terenie budynku, w którym ten lokal się znajduje."

PKW wylazła przez szereg i się nie przygotowała do tychże zapytań. Straszenie nie jest fajne, w szczególności w mediach.

A w ogole wyobraziłam sobie tych szpiegów siedzących na profilach kandydatów, na fanpage kandydatów, na fanpage ugrupwań politycznych :) - i szukających lajków :)

Poza tym będąc, rozumiem, w tym czasie w USA spokojnie mogłabym sobie lajkowac - mając wśród znajomych 99% Polaków będących w kraju :)

Ha, a już widzę taka sprawę przeciwko osobie udostępniająca np. zdjęcie z wczoraj na grillu z jakimś kandydatem (prywatne).

Jak można mieć prawo niedostosowane do rzeczywistości?

Co do sondaży - pamiętacie grypsy z np. referendum w W-wie? Grypsy w internecie - o zakupionych warzywach na targu? Ze kupiło się tyle a tyle więcej jabłek niż pomarańczy ?

Czy ta cisza w ogóle w dzisiejszych czasach ma jeszcze sens?







czwartek, 22 maja 2014

Dzień pięćset siedemdziesiąty - Stary a głupi

Historia sprzed kilku dni...

Siedzę sobie w Spokojna Cafe i próbuje pracować. Raczej nie bardzo spokojna. Bo patrzeć na siebie nie mogę. Bo kolczyk ulubiony - nie został odnaleziony (zwinięty przez kota). Bo reguły w tabelkach sie pochrzaniły. Bo danych za mało....Bo pogoda przedburzowa.

I przysiada się starszy gość - znany mi z widzenia. Zapewne artysta malarz. Wszystkie stoliki puste. Więc grzecznie informuje gościa, że nie został przeze mnie zaproszony do mojego stolika.

A ten nadal siedzi.

Grzecznie więc pytam - a może pan po polsku nie rozumie, a może wolałby pan, żebym przetłumaczyła na język znany po praskiej stronie Wisły.

Pan się popatrzył na mnie i powiedział: Nie wiedziałem, że jesteś lesbijką. I odszedł.

No comment :)

poniedziałek, 19 maja 2014

Dzień pięćset sześćdziesiąty ósmy - Takie kwiatki

Ciężki tydzień za mną - dwa ciężkie tygodnie przede mną.
Codziennie jazda do Siedlec. A po przyjeździe siedzę w tabelkach.
Mamy dwa tygodnie na zamkniecie 2 biznesplanów - i słabo to widzę.
Niestety bez mojej pomocy - pół charytatywnej te grupy nie zdążą - a jak nie zdążą to im kasa sprzed nosa przepadnie.
Wściekła sama na siebie jestem, że tak się angażuje - ale przecież to jest moja życiowa misja.

Wczoraj dostałam kwiatki. Kwiatki dostaje albo z okazji imieninowo-urodzinowych albo na przeprosiny. Inaczej muszę sobie sama kupować. A bardzo kocham kwiaty. Z oczywistych powodów nawet w tym roku sobie głupiego tulipana nie kupiłam. Dlatego była to wielka radość, że przywiozłam do domu kwiaty.

Liczyłam na to, że kwiaty te jakoś przetrwają moje dwa koty. Chodzi o to, że gerbery mają długie łodygi, które świetnie nadają się do zabawy.
Kilkakrotnie pogoniłam kociaki - a szczególnie wymagał pogonienia kot mniejszy.
Niestety nie przewidziałam tego, że gdy jestem w pomieszczeniu z kwiatami, to kot nie będzie próbował ich atakować. Wystarczyło, że na chwilę poszłam do łazienki....
Skubaniec wyciągnął łodygę i latał za kwiatem po całym mieszkaniu.
Rano znalazłam jeszcze takie 2 gerbery - rozszarpane na strzępy.
Kwiatki musiałam przenieść do pokoju synka.

Naprawdę, ten mój mały rudy kociak, to ma adhd.

Ciągle szukam po mieszkaniu gąbki do zmywania - bo świetnie skacze jak kotki się nią bawią i codziennie zostaje ukradziona w czasie mojej nieobecności w domu.
A kolczyków nie jestem w stanie odnaleźć. Nie wiem, może zostały zakopane w żwirku i już zostały wyrzucone?
Człowiek się nie spodziewa, co może zainteresować kota :)



wtorek, 13 maja 2014

Dzień pięćset sześćdziesiąty drugi - Jaki poniedziałek...

Jaki poniedziałek, taki cały tydzień?
Wysiadając z samochodu w Siedlcach w poniedziałek zorientowałam się, że mam na sobie niedoprane dżinsy i na dodatek zapomniałam zabrać z domu szpile...
No i paradowałam w crocksach, zresztą też średnio czystych (bo po powrocie ze wsi nie trafiły do pralki). Wstyd...
Na dodatek na drodze jakiś masakryczny był wysyp białoruskich TIRów, które jechały sznurkiem, tak, że człowiek musiał się namęczyć, żeby je wyprzedzić... ech...

No a dziś?
Wstałam bardzo rano. 5:30. A, że dzieciak także wstał tak wcześnie postanowiłam, że pojadę ciut wcześniej dostarczyć go do szkoły, bo chciałam spokojnie sobie pojechać do Siedlec.
Po drodze musiałam wstąpic do bankomatu (ech), żeby zapłacic juz po terminie za obiady.
No i pech. najbliższy bankomat - zniknął. Dalszy bankomat - nieczynny. A po drodze do szoły innych nie było.

W związku z tym wdepnęłam w korek na Al. Jana Pawła. Efekt? Bylismy w szkole tuż przed 9:00. Czyli dotarliśmy na drugą lekcje.

Pędziłam jak wariatka - co spowodowało spalenie większej ilości benzyny (ech).

Na szczęście zdążyłam na czas. Jednak pierwsze co usłyszałam od koleżanek, to to, że coś mi się przykleiło do spodni. To coś, to była długa naklejka ze spodni synka. Taka z rozmiarem.

Ale to nie koniec. Okazało sie, że jedna z moich grup się rozpada. Pierwsza ma kłopoty personalne. Samo zło. Same problemy. A i jeszcze mi nie zrobiła ta jedna grupa pracy domowej. Sajgon. Krzyczałam. Klęłam. Motywowałam. Cały dzień to była ciężka praca - ale nie z biznesplanem lecz majaca na celu poprawienie stosunków i zniwelowanie problemów.

Udało się... Jednak w tym całym zamieszaniu problemem były dla mnie moje czyste spodnie, do których nie wciągnęłam paska i cały czas zjeżdżały mi z tyłka...

Jednocześnie przez cały dzień otrzymywałam bardzo niesympatyczne smsy. Rozwalały mnie totalnie i przyprawiały o drgawki. Na szczęście wieczorem sytuacja się uspokoiła... Choć ja nie byłam spokojna...
Taki to początek tygodnia, niech reszta będzie dobra... i ta noc, bo pełnia...




niedziela, 11 maja 2014

Dzień pięćset sześćdziesiaty - Kiełbasa

Muszę, bo choć mi broda przeszkadza w połączeniu z kobiecością, tak jak pewnie moja figura w spodniach może komuś przeszkadzać . Mimo tego, że kompletnie mi tez nie przypadła do gustu i ta piosenka jak i w naszych talent show wielokrotnie lepiej by ja zaśpiewali... To przypomnę, że parę lat temu Eurowizję wygrała Dana International - izraelska transseksualistka. Kompletnie nie pamiętam czy również było tyle emocji...

Kiedys dużo emocji tez wzbudzała sinead o'connor z łysą głową...

Człowiek jest człowiekiem.

Jednak wokół całego tego show było też wiele ciekawych innych sytuacji - jak to nasi politycy się podczepili głupkowato, jak wygląda glosowanie jury vs ludzie, jak ludzie reagowali na głosowanie na Rosję (tak, tak, za politykę Putina odpowiadają dwie dziewczynki). A samo show zrobiło na mnie wielkie wrażenie... I może się starzeje, że podoba mi się Eurowizja :))))

czwartek, 8 maja 2014

Dzień pięćset pięćdziesiąty siódmy - Grypa żoładkowa

Podczas weekendu majowego mój bratanek został dopadnięty przez rota wirusa.
Było niefajnie.

Oczywiście natychmiast zaczęłam się interesować, jak uniknąć zarażenia.
Cholerstwo przenosi się droga pokarmową, więc wydawało się, że łatwo jest uniknąć zarażenia. Przecież mu z miski nie jem i łyżek nie oblizuję. Ręce myję.

Przeczytała również, że to, że raczej staruchów to nie dotyczy, bo człowiek podczas całego życia każda kolejna grypę żołądkową znosi łaskawiej, aż uodporni się. Choroba wylęga się przez 4 dni.

No i myk, przyszedł wtorek, czyli dokładnie 5 dni od mojego i mojego synka kontaktu z chorym dzieciakiem.
I co? I dzwonią do mnie ze szkoły synka, że nieszczęście się wydarzyło, że nie mają w co go przebrać, że słaby... A ja w Siedlcach. Niestety musieli sobie beze mnie poradzić.
Smecta, probiotyki, krople żołądkowe, dieta i wieczorem dzieciak już normalnie jadł. Goraczki nie było.
Puściłam go do szkoły...i było ok... no prawie, ale już nie tak strasznie.
A dziś w nocy powrót złego - do mnie :(
O 4 rano sie obudziłam i spac nie mogłam... bo moim nieodstępnym towarzyszem stała się toaleta....
W takim stanie byłam, ze nie mogłam synka odwieźć do szkoły nawet...

Ale Smecta sprawia cuda... Po paru godzinach poczułam się zdrowa... A może jednak jest racja, że im starszy człek tym znosi to lżej...

No więc jutro jest szansa na normalny dzień.

Zastanawiam się jednak, w jaki sposób się zaraziłam. Gdybyśmy jedli np. wszyscy to same owirusowane np. truskawki (podobno właśnie w sezonie truskawkowym łatwo to świństwo przyjąć) to dopadła by nas choroba w tym samym czasie. Ale tak nie było. Dziwne.

P.S. Pytałam znajomego lekarza czy można wziąć smectę zapobiegawczo, kiedy w bliskim otoczeniu ktoś się rozchoruje. Powiedział, że niestety lepiej nie brać, bo trzeba pozwolić, żeby choć raz organizm oczyścił się z tego wirusowego syfu a następnie dopiero wziąć...








niedziela, 4 maja 2014

Dzień pięćset pięćdziesiąty trzeci - Kotek na uwięzi

Mimo tego, że dni minęły pod znakiem kilku katastrof (np.musiał jesienią przejść przed moja wsią niezły huragan, bo zastałam przewrócony do góry dnem i dziurawy basen) i zimno było jak na Mont Evereście - to jedna historia mnie rozśmieszyła do łez.

Otóż zabrałam na wieś koty - Bazyl juz na niej przebywał w zeszłym roku - lecz małego kotka to była podróż pierwsza. Cwaniak juz w samochodzie dokazywał i udało mu się zepsuć drzwiczki do kontenerka - tak, że koty buszowały mi przez kawałek drogi po samochodzie. Nie było to bezpieczne, kiedy maluch nagle znalazł mi się pod nogami. Ale jakos udało je sie storpedować.

Na wsi Esterek kilkakrotnie przebywał na wolności, ale nie był tak uciązliwy jak Bazyl.

Na dodatek mój brat zabrał ze soba psa - mopsa. I wbrew moim obawom - koty i pies zgodnie przebywały w jednym pomieszczeniu.

Bazyl urywał się na spacery - lecz gdy go się wołało - pojawiał się bez problemu.
Do czasu... Jednego wieczora wołam kota i wołam i nic...
I pasni sąsiadka zawołała mnie i pyta czy szukam kota...
I wskazuje mi na największe drzewo u sąsiadów - a tam na samym czubku siedzi mój kot.
Okazało się, że sąsiedzi przyjechali z wilczurem, ktory to nie był tak miły jak mops... I kotek z przerażeniem uciekł na drzewo.

Zastanawialiśmy się co zrobić. Sasiadka jednak powiedziała, ze zaraz wyjada z psem i pewnie sam zejdzie.
Zastanawialiśmy się co tu zrobić - może zawołać straz pożarną?

Kot siedział na tym drzewie i siedział... płacząc rozpaczliwie.
Jednak i na FB powiedzieli, żeby sie nie przejmowac - bo jak kot poczuje sie bezpiecznie i zgłodnieje to zejdzie...

Zostawilismy go w spokoju... i po jakims czasie pojawił się - miaucząc pod drzwiami...
Żałuje, że nie widziałam tej akcji schodzenia = bo podobno koty norweskie złążą głowa w dół z drzew :)

Taka to historia...


wtorek, 29 kwietnia 2014

Dzień pięćset czterdziesty ósmy - Ścinka

Taka historia...

Opiekuję się od jakiegoś czasu grupa dziewczyn, które chcą w Siedlcach założyć gabinet odnowy biologicznej.

Niestety jedna z nich musiała odejść z grupy - fryzjerka. Cały koncept jednak opiera się na tym, że dziewczyny będą świadczyć usługi kompleksowe. Nie ma możliwości, żeby usług fryzjerskich nie było...

Sytuacja na rynku siedleckim jest taka, że nie ma BEZROBOTNYCH fryzjerek.
Dziewczyny szukały wszędzie... i w szkołach fryzjerskich i w urzędzie pracy i poprzez ogłoszenia i na FB...

I znalazły jedną jedyną....
Nie było czasu na dalsze poszukiwania w związku z tym musiały ja dokooptować do swojego zespołu...
Nie było szans na sprawdzenie jej umiejętności, a miały być to szczególne umiejętności - stylizacja oraz fryzury z pazurem...

No i zażartowałam sobie prowadząc dla nich i dla drugiego zespołu, że poddam się testom jako model...

I stało się... Ja sobie prowadziłam szkolenie (teorię) a dziewczyna się mną na sucho zajęła...

Efekt? Nigdy nie miałam takich krótkich włosów. No i mam grzywkę :)
I dostałam jeszcze sugestie co do koloru włosów...

Podoba mi się. Wszystkim na około poza jednym okazem się równiez bardzo podoba...
Czuje się lżejsza, zadbana i młodsza...

Lubię taką zmianę w swoim zyciu :)))))) (i to za free i na dodatek dla dobra ogółu - bo koleżanki wyciagnęły pewne wnioski...  dziewczyna nie ma pazura - ale go wyhodują :) )


niedziela, 27 kwietnia 2014

Dzień pięćset czterdziesty szósty - Świętość

Nie jestem dewotką, jestem zwątpieniem i poszukiwaczem swojej wiary...i jestem zła.... ale jestem fanką słów JPII - jak i słów Kaczmarskiego, Herberta i wielu innych...Zagłębiam się w słowa Benedykta XVI i nadzieją dla mnie jest Franciszek. Czytam dużo o historii Kościoła, Katechizm Katolika ale też apokryfy mnie intrygują...

Przerażona jestem tym co się dzieje w Kościele - benedyktynki, pedofilia, zamykany kosciół...

Moja droga nie jest prosta... i pewnie tez taka bo czegoś w zyciu doświadczyłam i wygodniej mi jest iść w tej trudnej sytuacji mając przeżycia związane i z Taize i z spotkaniami młodzieży...

 I trochę czuje się zaatakowana dziś.

Nie dlatego, że kanonizacja JPII - dlatego, że dla niektórych świętość jest zabawna...
Rozumiem, to może być śmieszne dla niektórych i kontrowersyjne dla niektórych...

Ale dla mnie jest to ważne.

Ja wierzę w dobro... nawet to niedoskonałe... Ale to przeważające w życiu... Jesteśmy powołani do świętości - do czynienia dobra...

Dlaczego tym co nie wierzą najbardziej przeszkadza, że JPII został świętym?
.



czwartek, 24 kwietnia 2014

Dzień pięćset czterdziesty trzeci - Kot kontra szkolenie

Szkolę w Siedlcach, więc po powrocie padam na pysk.
Niby praca podobna do konsultacji - jednak gadanie non stop i uczenie ludzi rzeczy, o których nie słyszeli... wykańcza... I ta monotonna droga codziennie...

A na dodatek mam fajnego kota :)
Za każdym razem jak prowadzę dla kogoś szkolenie - szczególnie z Marketingu - to staram się tak poprawiać prezentację cz.1 (część druga to firma w internecie, więc nie ma prezentacji - tylko żywe działania  ), żeby była odpowiednia dla danej grupy. A to dlatego, że ludzie są różnie zaawansowani, a to, że mają inne potrzeby, a to, że działają w różnych branżach (obrazki, przykłady, linki, zadania). No i tak w poniedziałek pomiędzy zajmowaniem się synkiem a pisaniem wniosku poprawiłam sobie prezentację.

I znów pękniecie ze śmiechu, bo nie wiem jakim cudem Esterek - bo nikt inny tego nie mógł zrobić... nacisnął jednocześnie shift i del i enter łapami....To jest możliwe bo oba są po skrajnej prawej stronie a zaznaczony był ten plik, bo własnie go zamknęłam. Synek nie miał dostępu do kompa. Prezentacja bez możliwości odzyskania poleciała w kosmos

A rano jak wstawałam pomyślałam, że chyba sobie poprawianie dziś powinnam odpuścić, bo to świezynki te dwie grupy.... :))))))))))))

Mam magicznego kota :)))))

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Dzień pięćset czterdziesty - Lany poniedziałek

Gotował się synkowi makaron do rosołu. W tym czasie siedziałam w kuchni z komputerem na kolanach i słuchawkach na uszach.
Nagle poczułam zapach jakby makaron się przypalał, więc nie wiele myśląc rzuciłam się do niego. Złapałam garnek i sito i rzuciłam się do zlewu.
Wszystko to robiłam w słuchawkach na uszach (długi kabel).
Nie przewidziałam jednak, że mój ukochany kotek jak tylko zauważy poruszający się kabel - na niego zapoluje. Niestety tak się stało nieszczęśliwie (uchwycił łapkami bliżej kompa), że musiałam puścić garnek i łapać kompa.  Dobrze, że poczułam pociągnięcie kabelka, bo byłoby po kompie...

Kompowi nic się nei stało, wrzatek za to poleciał mi na nogi - na szczeście niewielka resztka, ktora ostała się w makaronie (bo nie do końca jeszcze się przypalił).

No i lany poniedziałek miałam, oj miałąm...
No i oparzenie - jak zwykle w święta... na szczęscie już nie boli :)))))

P.S. Poniżej zbój, który traktuje krzesła jako najlepsze zabawki do wspinaczki :)



piątek, 18 kwietnia 2014

Dzien pięćset trzydziesty siódmy - Wielkopiatkowo

Może powinnam biegać z odkurzaczem, ścierkami po mieszkaniu, może powinnam od rana do teraz stać przy garach, może powinnam paść ze zmęczenia - bo wtedy te myśli, wątpliwości, zapytania o przemijaniu, odradzaniu nie siedziałyby mi w głowie.

Bóg w moim życiu jest. Wiem. Ale taki nienamacalny. I miłosierność jego żadna. Właśnie do mnie dotarło, że w tych najtrudniejszych sytuacjach kiedy te moje prośby były wypłakane na kolanach - to ich nie słuchał...

To co mi utkwiło z wielu moich rozmów z moim tatą o Bogu, w szczególności gdy urodził się mój synek, to pytanie mojego taty - skąd ja sobie wbiłam do głowy, że miłosierdzie to odpowiadanie na prośby. Brakuje mi tych z nim rozmów. Brakuje mi teraz, gdy mam tak wiele wątpliwości... bo byliśmy takimi umacniającymi się w wierze niedowiarkami... I ten jego miesiąc odchodzenia powinien mi coś powiedzieć. I po latach nadal pustka. Po co to wszystko się dzieje? Po co te krzyże? Po co czynić dobro, kiedy trudno? (nie piszcie mi, że wraca, bo tez mi w to trudno uwierzyć) I czymże jest Zbawienie, że warto?

Dobrej nocy... Niech już będzie spokojnie...

niedziela, 13 kwietnia 2014

Dzień pięćset trzydziesty drugi - Jaka kurde praca???

Siedzisz sobie przeziębiony okrutnie.
Ale mimo tego przeziębienia i zmartwień wszelakich (bo chciałbyś tylko usnąć i obudzić się gdy wszystko co złe przeminie) wziąłeś się w garść i chałupa ogarnięta, dzieciak najedzony, pranie się suszy, kuwety tez ogarnięte a i na dodatek złożyłeś w wniosek po unijna kasę.

I w taki spokojny niby wieczór sobotni, kiedy oglądasz sobie w spokoju VoP, w swoim kąciku w kuchni i nagle dopada Cie agresja... Której nie jesteś w stanie zrozumieć.

Nagle słyszysz zarzut, że czyjejś pracy nie szanujesz - oraz to, że najwyraźniej rodzice mnie tego szacunku nie nauczyli....

Ale kurde jakiej pracy???????????

I jak się do cholery objawia brak szacunku do czyjejś pracy?????? Znów czegoś nie powiedziałam? A powiedzieć powinnam? Czego nie zrobiłam?

Co znowu? Znowu demagogia? Czy może czyjeś wyrzuty sumienia? Bo to może ja powinnam powiedzieć , że mojej pracy nikt nie szanuje bo ani słowa dobrego nie usłyszałam a tylko wiecznie coś nie tak - a niosę ten ciężar utrzymania sama na swoich barkach... I jeszcze jest źle, bo za mało?

I usłyszałam wreszcie, że powinnam się wynieść z mojego kącika. Wyłączyć TV. Zając się synem. Bo tekstu ów nie może się uczyć - bo tylko w kuchni można palić - a w kuchni ja oglądam VoP - a musi być cicho, a w ogóle to już pora uśpić dzieciaka. A w ogolę to jestem złą matką, bo dzieciak ma mokrą głowę po wyjściu z wanny i powinnam natychmiast mu wysuszyć!

No co jeszcze, co jeszcze... bo widzę, że wszystko prowadzi do tego, żebym zamieszkała w piwnicy - ale nadal wszystko utrzymywała, sprzątała, gotowała, kupowała... brawo...

.....

Idę chorować, bo inaczej sobie strzele w łeb!

sobota, 12 kwietnia 2014

Dzień pięćśet trzydziesty pierwszy - Cyferki, cyferki, cyferki

Pojechałam do Siedlec zdrowa. Przyjechałam chora...

I choć mi sie ta bardzo nie chciało, padałam na twarz to wzięłam się za nowy biznes plan. Dlaczego? Bo musiałam złożyć projekt po fundusze unijne. Może kiedyś mi się uda coś dostać :)

Poszło dość szybko - bo już w trakcie jazdy samochodem liczyłam sobie projekt :)
Doszłam do takiej wprawy, że zaczynam biznes plany robić sobie w głowie.

Projekt dotyczy ośrodka integracji społecznej autystów dla 15 osób.

Biznes plan w wersji minimalistycznej. Nie przechowania ale tez nie wodotryski. 

Założenie - ośrodek otwarty jest od 8:30 - 17:30. Pracuje stale 5 terapeutów - dwie osoby administracyjne - wolontariusze oraz kupujemy dodatkowe usługi po 8 godz. mies. dla podopiecznych (terapia SI, masaże, dogoterapia). Koszt wyposażenia i remontu tylko 50 tys. (marzenia  ). 

Rodzice opłacają obiady. 

Kto zgadnie jaki jest koszt miesięczny na jedną osobę pod opieką ośrodka?

4 300 zł/miesięcznie :(

Co to oznacza? bez dofinansowania żadnego rodzica nie będzie na taki Ośrodek stać!
Ale tez zauważcie, że to jest kwota niższa od kwot jakie Państwo daje - dofinansowuje - na umieszczenie osoby w ośrodku całodziennym. Tam jest przechowalnia. Tu aktywna rehabilitacja...

Ech...






czwartek, 10 kwietnia 2014

Dzień pięćset dwudziesty dziewiaty - Ranny samochód


Ranny samochód... uszkodzenie - wgniecenie i obdarty lakier widoczne po prawej stronie :( 
Listwa odpadała już wcześniej - aż odpadła definitywnie przy tej okazji :(

środa, 9 kwietnia 2014

Dzień pięćset dwudziesty ósmy - Zaskoczył mnie słupek

Ciężki był dzień. To jeżdżenie od lokalu do lokalu przy takiej pogodzie. W sumie od rana coś śmierdziało atrakcjami, bo od rana jeździłam bez świateł... za każdym razem po uruchomieniu samochodu... a mi się to nie przytrafia.  To był znak.

Do tego wszystkiego jestem przemęczona, a na koniec biegania po lokalach - osoba, która towarzyszyła mi w piwnicy jednej się skaleczyła. Skończyło to się nieprzyjemnym atakiem. Tak, tak, nawiązując do mojego jednego z wpisów - tym razem nie zareagowałam - w sensie takim, że poprzednim razem byłam zbyt empatyczna - teraz pozostając zimna - również oberwałam...

No i taka rozwalona psychicznie pojechałam po chleb i wodę do sklepu.

No i stało się!

Samochodzik mój został zaatakowany przez słupek na parkingu
Dokładnie tak, bo nie było szansy, żeby go zobaczyć. Szary, niski, stalowy słupek zamontowany na szarym podłożu i nie wiadomo z jakiego powodu

I uśmiecham się, bo dotarło do mnie, że taki pierd przestał mnie już wyprowadzać z równowagi. Mam zbyt dużo ważniejszych spraw na głowie. Samochód to nie człowiek. Nie dla niego sie żyje. To narzędzie nam ułatwiające zycie.

Choć z drugiej strony jestem trochę na siebie zał, bo nie posłuchałam intuicji, która mówiła mi, odpuść te lokale dziś - obejrzysz je jutro...

Spokojnego wieczoru

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Dzień pięćset dwudziesty szósty - Lokal

Pamiętacie taki lokal, 400 m2, do którego miałam przygotowana pełną dokumentacje architektoniczną,wykonana za free przez super architekta?

Zwinęła mi ten lokal sprzed nosa organizacja, która chciała zrobić w nim szkołę prywatną?

No to właśnie po 8 miesiącach lokal wrócił do puli lokali do wynajęcia.... tylko, że w całości (cały budynek 600m2).

Niestety nie jestem w stanie podźwignąć taki koszt. Nie uda mi się dostać na całość dofinansowania z środków jakichkolwiek.  A rodzice moich podopiecznych nie będą w stanie dorzucić się do czynszu.

Ale może w ramach tego hałasu wokół problemów opieki nad niepełnosprawnymi ktoś się nade mna i nad moim podopiecznymi ulituje.

Jutro jadę na spotkanie pogadać! Trzymajcie kciuki!


sobota, 5 kwietnia 2014

Dzień pięćset dwudziesty czwarty - Urodziny

Jutro mój syn skończy 15 lat.

Jak to szybko minęło. Piszę banały, ale człowiek naprawde niezauważa jak czas szybko płynie i jak czesto go marnuje...

Te urodziny to dla mojego syna zapewne duże przeżycie. Nie wiem co on sobie w takim dniu mysli. Bardzo chciałąbym to wiedzieć.

Dla mnie to kolejne urodziny, kiedy ryczeć mi się chce.
Bo znów sytuacja gdy oglądam każda złotówkę kilka razy nim ja wydam. A wiadomo jest, że dla mojego synka zdobycie jakiejś fajnej zabawki - a co dopiero w ramach finansowego rosądku, to prawie rzecz niemozliwa.
Skończyło sie po 3 godzinach buszowania w sklepie na zabawce, ktora już miał - ktora lubił, a ktora się zepsuła.
Ale czuje się jakbym mu dawał to co juz ma - więc jak ma się cieszyć?
A w sumie powinnam raczej kupic mu kurtkę... spodnie...koszulki... A co ja mam zrobić z wakacjami???

Biedny ten mój syn. Biedny bo mama sobie postawiła cel w zyciu. Bo mama dała się okraść złodziejom. Bo mama sobie nie radzi...

A do tego wszystkiego jeszcze do cholery jasnej trzeba urzadzic impreze w szkole. Nie wystarcza tak jak za naszych czasów cukierki w torebce. Wymogi są innej kategorii.

Smutno... Ale synkowi musi być wesoło... Dlatego bierz się babo w garśc i przynajmniej przez te kolejne trzy dni nie dawaj się złym emocjom...

Dobrego weekendu!

czwartek, 3 kwietnia 2014

Dzień pięćset dwudziesty drugi - Dwa kluczyki

Wrzucę zapisane posty za poprzednie dni - niestety miałam utrudnienia z dostępem do sieci.

Ale nim to zrobię podzielę się taką sytuacją z dnia dzisiejszego.

Otóż przed wczoraj przyśniło mi się, że wchodzę do knajpy, która nazywa się "dwa kluczyki"... Pomyślałam, że chyba dobry znak...

Jednak dwa kluczyki oznaczały to, że jednego dnia będę jechać dwa razy do Siedlec...

Po nieprzespanej nocy, wyciągnięciu dzieciaka z domu i zawiezieniu go do szkoły w złym humorze przebijałam się przez warszawskie korki w drodze do Siedlec. Spieszyłam sie, więc postanowiłam, że zatankuje samochód, jak się juz przebije przez to zło.

Dojechałam do Zakretu i wjechałam na stację benzynową....
Sięgnęłam po torebkę (i dobrze, że nim zatankowałam). A tu portfela nie widać. Przeszukałam cały samochód. No nie ma!

Byłam pewna, że go już nie odnajdę.
Juz widziałam oczami wyobraźni jak wyrabiam dokumenty, karty itp.  Ile kłopotów! Ile kasy! Ile biegania!

Postanowiłam wrócić do domu (ok. 30 km). A nie miałam złotówki przy sobie a rezerwa paliwowa świeciła sie od wczoraj... Więc oprócz trzaskawki z powodu utraty, stresowałam się tym czy w ogóle dojadę do domu. Dlaczego do domu? Bo miałam nadzieje, jednak, ze może kot dorwał mi portfel i wala się gdzieś w domu pod jakimś stołem. Kot ostatnio nawet zwala butelki z wodą i się nimi bawi, więc mogłam się tego pomysłu uchwycić. Jakoś dojechałam, ale portfela w domu nie było.

Pojechałam do syna szkoły (kolejne jakieś 8 km). I tam cud....
Na szczęście jak syna przebierałam portfel mi musiał wypaść i wsunął się pomiędzy ławkę i szafkę.

No i znów przejażdżka przez zakorkowaną Warszawę. Jednak juz z mniejszym ciśnieniem, bo samochodzik najedzony.

Ale - tego rekordu spóźnienia na spotkanie w Siedlcach chyba już nigdy nie pobiję.
2 godziny (znów dwa - jak we śnie).

Na szczęście można było przesunąć na później spotkanie.

Masakra.

czwartek, 27 marca 2014

Dzień pięćset szesnasty - Dzielmy i rządźmy

No i zostałam zaatakowana.

Dlatego jeszcze raz napiszę: Jako mama niepełnosprawnego syna - NIEPEŁNOLETNIEGO - nie otrzymuje poza zasiłkiem pielęgnacyjnym w wysokości 153 zł. Dlaczego? Bo mimo, że mój syn jest niskofunkcyjnym niepełnosprawnym wymagającym całodobowej opieki, to jego mama niestety (!) parę groszy zarabia miesięcznie a gdyby nie zarabiała to na dodatek sobie założyła Fundacje, która ma we wpisie do KRS prowadzenie działalności gospodarczej. I guzik kogoś to interesuje, że ta działalność nie przynosi jej przychodów bo przychody lecą na działalność statutową... Frajerka jestem, prawda?

Obserwuje protest rodziców niepełnosprawnych, którzy niepełnosprawność nabyli do ukończenia przez nich 18 roku życia, albo w trakcie nauki w szkole lub w szkole wyższej (w tym przypadku nie później niż do ukończenia przez osobę niepełnosprawną 25 lat).przed ukończeniem 18 ż.r. (lub 25 jeśli podlegali pod  i opiekunów dorosłych niepełnosprawnych, którzy maja pod opieka całodobowa niepełnosprawnych, którzy niepełnosprawność nabyli po 18 roku życia. I płakać mi się chce.

Pamiętajcie ! Nie ma rodziców dzieci niepełnosprawnych i rodziców dorosłych niepełnosprawnych -  to nie ta różnica.

Są rodzice/opiekunowie osób niepełnosprawnych, którzy nabyli niepełnosprawność do ukończenia przez nią 18 roku życia, albo w trakcie nauki w szkole lub w szkole wyższej (w tym przypadku nie później niż do ukończenia przez osobę niepełnosprawną 25 lat) i rodzice/opiekunowie niepełnosprawnych, którzy nabyli niepełnosprawność powyżej wcześniej wspomnianego progu.

W pierwszej sytuacji niepracujący opiekunowie (bez stosunku pracy, bez umów o dzieło, zlecenie, niebędący członkami spółdzielni rolniczych oraz Ci co nie prowadza działalności gospodarczej) - BEZ kryterium dochodowego - maja prawo do ŚWIADCZENIA pielęgnacyjnego w wysokości wywalczonego w Sejmie czyli 1000. Świadczenie jest na czas nieokreślony. Oprócz tego otrzymują zasiłek pielęgnacyjny w wysokości 153 zł mies. (gdy dziecko ma poniżej 16 r.z ., powyżej 16 roku życia o znacznym stopniu niepełnosprawność i osobie niepełnosprawnej w wieku powyżej 16 roku życia o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, jeżeli niepełnosprawność powstała przed ukończeniem 21 roku życia,)

Ci drudzy - niepracujący jak wyżej ale z KRYTERIUM dochodowym - gdy łączny dochód rodziny nie przekracza  623 zł/osobę maja prawo do specjalnego zasiłku pielęgnacyjnego w wysokości 520 zł/mies. Zasiłek co roku jest przyznawany na podstawie dochodów rocznych...

Dodatkowo pierwsza grupa - niepełnosprawny ma prawo do renty socjalnej, o którą  można  się  ubiegać gdy dziecko jest pełnoletnie i nabyło niepełnosprawność przed 25 rokiem życia i nie może podjąć pracy z  powodu niepełnosprawności (nigdy nie pracowało - to różnica w wielkim uproszczeniu miedzy socjalna a inwalidzka) - 709 zł. Osoba ta nie otrzyma takiej renty, jeśli  pobiera  rentę  rodzinna,  posiada  gospodarstwo  rolne,  rentę inwalidzka itp itd).

Druga grupa ma prawo do otrzymania renty inwalidzkiej (jeśli pracowała wcześniej) - ale kwota ta zależy od okresów składkowych i nieskładkowych i % kwoty bazowej. O ile dobrze pamiętam - najniższa renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy wynosi 800 zł brutto. Chyba, że pobiera  rentę  rodzinna,  posiada  gospodarstwo  rolne.

Inni rodzice/opiekunowie osób do 24 r.ż., nie dotyczy to tylko dzieci niepełnosprawnych, ale niektóre kwoty są ciut wyższe z powodu niepełnosprawności) - mają prawo do zasiłku rodzinnego - zależnego od dochodu (próg 539 zł na osobę) w wysokości zależnej od wieku dziecka - max 115 zł. I w przypadku pobierania zasiłku rodzinnego rodzice maja prawo do dodatków w wysokości:
-  80 zł/mies na dziecko - zasiłek  dla  samotnie wychowujących dziecko
-  80 zł/mies - zasiłek  z  powodu wychowania dziecka w rodzinie wielodzietnej (więcej niż 2 dzieci)
- 100 zł/rok - zasiłek z powodu rozpoczęcia roku szkolnego - raz w roku

Tak - osoby niepełnosprawne lub opiekunowie niepełnosprawnych maja prawo jeszcze do odliczeń od dochodu limitowanych i nie...ale to każdy jak wypełnia pit widzi... m.in na przewodnika - limit, na dojazdy samochodem na rehabilitacje - limit, ulga na leki stale podawane i na cele rehabilitacyjne i niezbędne związane z ułatwieniem wykonywania czynności życiowych.

Mam nadzieje, że nic przypadkiem nie przekręciłam.
Ufff... teraz możecie sobie krzyczeć...

Sytuacja jak w jakimś kiepskim dramacie, opiekunowie niepełnosprawnych jednych  kontra opiekunowie niepełnosprawnych drugich. Jedni w środku, drudzy na zewnątrz. Jedni coś wywalczyli - drudzy tez by chcieli - a przecież jeszcze im zabrali 1 lipca, żeby oddać tym pierwszym... Ech...

Co zrobi premier ?



wtorek, 25 marca 2014

Dzień pięćset czternasty - Errata do wczorajszego posta

Tak się wczoraj plułam, że dostałam informacje na temat tego serwisu od źródła.
Otóż projekt internetowy kosztował JEDYNIE (hahahaha) 3,5 mln złotych.
Nie podważa to mojej wczorajszej wypowiedzi. Czy 47 mln czy 3,5 mln doświadczenie mi mówi, że to przegięcie i wszystkie wczorajsze argumenty nadal podtrzymuje.

Reszta pieniędzy poszła na (cytuje):

  • zintegrowanie systemów działających wewnątrz obszaru zabezpieczenia społecznego jak również przeprowadzenie integracji z innymi systemami nadzorowanymi i utrzymywanymi przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (w szczególności z obszarem praca),
  • rozszerzenie obecnej funkcjonalności systemów działających w JST,
  • umożliwienie współpracy i wymiany danych pomiędzy poszczególnymi systemami (dostosowanie systemów w zakresie integralności i interoperacyjności),
  • wdrożenie obsługi dokumentów elektronicznych w tym możliwości przekazywania zaświadczeń o dochodach w formie elektronicznej pomiędzy organem właściwym a urzędem skarbowym,
  • zakup terminali mobilnych dla jednostek terenowych do przeprowadzania rodzinnych wywiadów środowiskowych u beneficjentów (bez konieczności przenoszenia danych z formy papierowej na elektroniczną).

Co do ePUAPu, to podobno MPIPS też uznało to za bubel i przygotowuje zmiany legislacyjne umożliwiające składanie wniosków bez niego. Co oznacza, że nie tylko sami potrzebujący będą mogli składać wnioski, a również osoby z ich otoczenia. To jest super! Ale uwierzę jak zobaczę.

Ministerstwo uważa, że zaoszczędzi 71 milionów do 2016 roku. Projekt trwa od 2008 roku. Jeśli to nawet będzie 1/3 to już będzie to spory sukces. Niby to pieniądze, które będzie można przekazać na inne, bardziej bezpośrednie cele.

Ale nie! Bo przecież jak to w którejś reklamie mówią: Zaoszczędziłeś? A ile z tego jest na koncie?
Przecież po prostu nie założy się takiej pozycji w budżecie. Już jej nie ma.

Tak czy inaczej nadal się czepiam. Nie rozumiem celów. Nie wiem jak to wszystko ma wpłynąc na dostępność ludzi do systemu opieki społecznej. Wkurza mnie to...

poniedziałek, 24 marca 2014

Dzień pięćset trzynasty - Ministerstwo dba o wykluczonych!



"Portal emp@tia adresowany jest w szczególności do osób i rodzin poszukujących pomocy państwa oraz pracowników instytucji tę pomoc świadczących. Tworząc portal emp@tia chcieliśmy, żeby w jednym miejscu mogli Państwo znaleźć kompletne i aktualne informacje potrzebne przy ubieganiu się o pomoc i od razu o tę pomoc zawnioskować" 

Tak - Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zafundowało nam z bagatela 47 milionów złotych świetny portal. Można na nim przeczytać informacje, które są dostępne w innych miejscach (choćby na stronach Ośrodków Opieki Społecznej) i można sobie złożyć wniosek o pomoc społeczną.

Moje oburzenie wynika z kilku powodów:

  • zbudowanie portalu za 47 mln zł. - tak się składa, że przez wiele lat pracowałam w portalu z top 3 w PL. Wielokrotnie przygotowywaliśmy projekty dla instytucji rządowych jak i np. instytucji bankowych. Serwisy takie - jak i serwisy w portalu buduje się w oparciu o komponenty w istniejącym tzw. CMS (system do zarzadzania trescia. Obrazowo można to opisać w ten sposób, że serwis buduje się z istniejących cegiełek. Np. jedna cegiełka to np. news. Albo pole wyszukiwarki. Albo okienko do wstawiania zdjęć. Połączone to wszystko z baza artykułów, video, zdjęć. Sa elementy unikalne - które trzeba budowac od nowa - na życzenie np. klienta - np. w tym przypadku sam element skłądania wniosków (bo musi byc bezpiecznie to przesyłane, żeby nikt nie mógł podejrzeć i żeby rzeczywiście ten co ma zamiar to złozyc - składa). Jednak ten komponent to tzw. ePuap - ktory jest wykorzystywany juz w innych serwisach instytucji rządowych. Co to oznacza - że nie ma żadnego uzasadnienia taki koszt! Chyba, że ministerstwo sobie wymyśliło zbudowanie od nowa CMS. CO jest GŁUPIE!
  •  budowanie takiego serwisu dla osób wykluczonych - zakłądajać, że maja dostęp do komputera i internetu - mogłabym tu długo pisać o sytuacji takich rodzin. Ważne jest to, np. że wśród moich podopiecznych - 3 osoby - rodzice mają dostęp do Internetu. Już nawet nic nie napisze o bezdomnych.... Żeby złożyć wniosek, trzeba dołączyć dokumenty. Jakoś dziwnie mi to wygląda, że ludzie, ktorym na rękę chce iśc ministerstwo - maja w domu skanery :(
  • częstotliwość korzystania z takiego serwisu - niewiele osób wie, ale np. papiery na otrzymanie zasiłku pielęgnacyjnego dla dzieci składa się dwa razy w życiu - po pierwszym orzeczeniu, po drugim w wieku 16 lat. 
  • projekt systemowy z kasy UE - no i to mnie bardzo bawi, bo to jest kolejna sytuacja, kiedy jest jakis projekt systemowy dotyczący grupy społecznej, który nie załatwia żadnych dużych potrzeb. Ciekawa jestem jakie są założenia - cele mierzalne tego projektu. Najpierw należy wydać kasę jesli juz- na przebudowę systemu, w której wszystkie grupy społeczne wykluczone bądz narażone na wykluczenie będą w miarę zadowolone. W miarę, bo nie jesteśmy UK. Zobaczcie - mamy dwa przypadki - alkoholik i dziecko ze sprzężonymi chorobami. Alkoholik dostaje zasiłek ponad 400 zł - dziecko zasiłek pielęgnacyjny w wysokości 159 zł. Dlaczego na równie są traktowani niewidomi i niewidomi ze sprzęzonymi niepełnosprawnościami w orzecznictwie? czyli niewidomy funkcjonujący samodzielnie w spoleczenstwie a niewidomy niesamodzielny? Martwe rozporzadzenia ministra unimozliwiajace np. zakladanie nowych WTZ. Itd...
No dobra... co ja sie tu pluje? Ja nie jestem ministrem od polityki społecznej. Ja się zapewne nie znam... No to jeśli sie nie znam, niech minister mi to wszystko wytłumaczy...
-


piątek, 21 marca 2014

Dzień pięćset dziesiaty - Niepełnosprawni i moje oburzenie

Nie będę pisać o tym co myślę na temat zawodu asystenta dziecka niepełnosprawnego.
Mogłabym pisać tu prace doktorską na ten temat.

Oburzona za to jestem wystąpieniem Pana Libickiego w TVN24.
Jan Filip Libicki (PO) niepełnosprawny a pierdzieli takie głupoty - bo jest u żłoba - i nie walczy o innych niepełnosprawnych, ze krew mnie zalewa... Ma asystenta za 6 tysiów... i opowiada, że mu asystent jest potrzebny do organizacji dnia codziennego...zeby go ktoś podwiózł do TV... "A Wy rodzice , którzy musicie zajmować się codziennie dzieckiem nie porównujcie się do mojego asystenta. Mniej macie roboty. "
Ten Pan się dobrze czuje?

Nie wytrzymałam. Moja mało składna wypowiedź - ale emocjonująca poniżej:


Ja na wallu pana posła: ‎
jestem zszokowana Pana (niepełnosprawnego) wypowiedzią w TVN24... mam wrażenie, ze Pan dba o swój tyłek kosztem niepełnosprawnych...a to Pan powinien zadbać - choć to nie jest popularne - o interesy wykluczonych. Pan może mówić i działać, a niech mi Pan powie np. wprost, co się stanie z moim dzieckiem głęboko niepełnosprawnym - kiedy skończy 25 lat?

Lubię to! ·  · 19 marca o 23:44 w pobliżu: Warsaw ·
5 osób lubi to.

Jan Filip Libicki Zawsze głosiłem swoje poglądy i nie zamierzam tego zaprzestawać, tak też było w oglądanym przez Panią programie. Być może, kiedyś z tego powodu nie zostanę ponownie wybrany - taki są zasady demokracji, z którym się godzę. Serdecznie pozdrawiam
Wczoraj o 14:11 · Lubię to!

Ja na wallu pana posła: ‎
Ależ w tej rozmowie nie było żadnych sensownych argumentów. Świetnie, że jest Pan Posłem - tylko ja jako mama niemal dorosłego syna niepełnosprawnego z głębokim upośledzeniem oczekuje tego, że zacznie się merytorycznie rozmawiać i budować system. Osobiście mam zupełnie inne podejście do tych spraw niz rodzice w Sejmie. Obecnie prowadzę też Fundację, która ma wspierać dorosłych autystów, poprzez udostępnienie im dziennej placówki. A im rodzicom schorowanym dać chwilę wytchnienia w tym czasie. . Ale w tym kraju wystarczy popatrzeć na rozporządzenie ministra w sprawie WTZ i zobaczyc, ze to martwy przepis - bo kto mi dziś wynajmie lokal na 10 lat? Dalej idąc - nawet lokalu na 3 lata wynająć od Gmin nie mogę. Bo poza konkursem lokale są w zapluskwionych piwnicach, z wilgocią, bez okien (bez wielkiego remontu nie podchodz). A w konkursie są lokale potencjalne dla moich podopiecznych, ale w jaki sposób mam co miesiąc płacić gminie po 7 tys zł np. (minimalnie) do tego media, terapeuci - koszt 5 terapeutów dobrej klasy na grupe 15 osobową to min. - i koszt mniej wiecej 25 tys zł. (bo to ma nie byc przechowalnia), materiały do pracy z podopiecznymi. Proszę tylko to zsumować. Rodziców nie stać. Państwo nie da kasy. UE owszem - możemy startować po kasę dla aktywizacji zawodowej niepełnosprawnych - ale niestety wymogi sa takie, że po roku 20% tych osób będzie gdzieś zatrudniona!!!!!!!!! Owszem możemy zakładać spoldzielnie socjalne, czy zatrudnic podopiecznych do siebie - pefron dofinansuje wynagrodzenie podopiecznych - ale magicznym slowem jest DOFINANSUJE a poza tym w pierwszym mies. musiałaby im Fundacja zapłacić - skąd???????

A idąc dalej . Zadałam pytanie - co będzie z moim synem za 25 lat. Po cholere wsadzam swoja kase w jego rehabilitacje (zeby byla jasnosc pobieram ten 150 zasilek pielegnacyjny, ktory wystacza na dwie godziny rehabilitacji mies.) jak za parę lat - to czego sie nauczy przepadnie - bo skonczy w przytułku. Państwo bedzie placic. Rodzice wychodzą z inicjatywami budowania domów - zeby tam wspolnie z innymi rodzinami mieszkac i opiekowac się z osamotnionymi niepelnosprawnymi. Niewiele im trzeba do realizacji. Bo motywacje i plany mają, są w stanie sprzedać swoje mieszkania - ale gdzie beda mieszkac w czasie budowy? PAŃSTWO jest potrzebne do wspierania takich inicjatyw. Wiem, że nic nie ma za darmo. Wiem, że wiele osób jest przeciwne rozwoju pomocy społecznej - bo z jakiej paki - niepełnosprawni maja byc lepiej traktowani. To nie chodzi o lepsze. Chodzi o szanse. Zdrowi ludzie maja szanse na edukacje, budowanie swojej wiedzy, na pracę, na budowanie swoich sieci spolecznych (przyjaciele, rodzina). Te dzieciaki nie mają tej szansy. W jakis sposób sensowny, przemyślany trzeba ja dawać... bo jesteśmy ludzmi. No chyba, że lepiej zamknąc je w zoo... ale przynajmniej tam by dostawały jedzenie.
Bardzo prosze wziąć moje słowa pod rozwagę w dalszej działalności społecznej... Pozdrawiam.

Wczoraj o 19:09 · Lubię to!

Tyle w tym temacie - moje słowa od wczoraj wiszą bez żadnej odpowiedzi...

wtorek, 18 marca 2014

Dzień pięćset siódmy - Słowa nie te...

Taka scenka.
Ktoś  mówi  do  Ciebie, że bolą go wszystkie mięśnie i kości, bo dzień wcześniej miał dużo ruchu fizycznego.
Ty  odpowiadasz: Oj no to słabo. Bo rzeczywiście, jest Ci przykro, że kogoś coś boli.
I  następuje  atak,  bo według tego kogoś powinieneś powiedzieć, oj to dobrze, dobrze pracowałeś, że Cie boli.
Smutne  jest  to,  że  gdybyś odpowiedział w pierwszej reakcji - no to fajnie, że Cie boli - też byłoby źle.

Bo  są tacy udzie, którzy szukają byle jakiego punktu zaczepnego, żeby Ci  robić  przykrość.  Żeby atakować.  Bo  to  tylko  była zaczepka, kończąca się wielogodzinnym dręczeniem. Żeby doprowadzać Cie do płaczu. Do tego,  żebyś tracił w swoich oczach swoją wartość, żebyś czuł się źle, żebyś  czuł  się  nikim, żebyś był psychicznie sparaliżowany i znowu, żeby   Twoje   wszystkie   plany na dany dzień legły  w gruzach.
Człowiek  nękany psychicznie jest martwy.

Zaczyna  się  bać  odezwać.  Czuje,  że  nie  ma  bezpiecznego swojego miejsca. Zaczyna gadać sam ze sobą.

Gdyby  człowiek  dostał  w  twarz,  przynajmniej  bez  problemu  mógłby oddać...

Nie rozumiem, znów czegoś nie rozumiem.
Co  taki  człowiek  czuje? Czy sprawia mu to przyjemność? Czy to jakaś metoda  na załatwienie czegoś? Ale czego? Może pozbycie się kogoś? Ale to  nie  łatwiej  po  prostu  wprost  powiedzieć?

Dlaczego  udzie  potrafią  być  tak  okrutni.  Zazwyczaj  Ci,  których wspierasz, pomagasz, którym dajesz serce na dłoni.

Jak  kiedyś  jeszcze  od  kogoś  usłyszę,  że  dobro czynione - do nas powraca - to mu się roześmieję prosto w twarz.

niedziela, 16 marca 2014

Dzień pięćset piąty - Znowu jesień

No i znowu zimno.
I znowu szaro.
I znowu bez słońca dołująco.

Ale, ale poza tymi wszytkimi dołującymi akcjami (brak złotówek na koncie) dzieje się, oj dzieje...
Sklep dla moich wykluczonych ruszy w tym tygodniu.
Kolejna ekipa podopiecznych - trzymac kciuki!!! - dołaczy do Fundacji w tym tygodniu.
Projekt gotowy do złożenia.
Drugi się pisze.
Strona dla Osrodka Trzeźwości w Krzesku - prawie gotowa.

Jednak wszystko jak zwykle rozbija sie o lokal. I mimo, że miasto Warszawa poszło po rozum do głowy i zmieniło zasady udostepniania dla trzeciego sektora lokali, ja ciagle mam ten sam problem. Skąd do cholery mam znaleźć kase na wadium. Do złodziei nie będe już apelować. Bo oni powinni ulitowac sie nad moim dzieckiem. Nie zrozumiem tego nigdy. Nigdy. Ze moga miec niewinne dziecko w dupie (przepraszam).

Tu chodzi o pomoc dla innych. Moja misję. Mój cel.
Dlatego wymyśliłam sobie, że pora zbierac darowizny na rzecz lokalu.
Ale do tego potrzebuje napisania małej aplikacji na strone WWW.
I poprosiłam ludzi o pomoc. Znam może z 400 programistów. Zawsze wydawało mi sie, że mnie cenia i lubią. Ale ani jednego odzewu. Ani jednego. A ja nie prosze o pomoc, żeby się nachapać. Ja prosze o coś, co pozwoli dorosłym autystom przyzwoicie spędzać czas. ja na tym nie będe zarabiać.

NASZA FUNDACJA nie jest po to, żeby zarabiać. Nie jest pralnią pieniędzy. Nie sięga po kasę do UE po to, żeby realizwac prjekt tylk dla swojej wygody. Widzimy, że coś nei jestesmy w stanie zrealizować (np. wg wytycznych projektów UE dać p 12 mies. trwania projektu zobowiązac się do zatrudnienia 20% naszych podopiecznych). Nie będziemy kręcić i zatrudniać tych ludzi na mies. do Fundacji, żeby poxniej dac im kopa, żeby tylko zrealizować wytyczne. Nam chodzi o stałe wsparcie dla tych ludzi.

No ale coż, ludzie maja zupełnie inne wyobrażenie o trzecim sektorze.
Kiedy wyciagasz ręke po pomoc, a nie jesteś człowiekiem zarzadzajacym w wielkiej firmie - gdzie warto się z Toba przyjaźnić, bo od Ciebie sie zależy - to dobre stosunki i obiecywana pomoc okazuje sie słowami na wietrze.

Oj, bardzo mocno poznaje relacje między ludzkie.
Oj bardzo mocno zawiodłam sie na ludziach.
I tych dalszych i tych blizszych.

I coz mi pozostaje w temacie lokalu?
Znów czegos sama bede musiała się nauczyć i znów być Zosia - Samosia w temacie programowania... świetnie...
I znów będe pisac pismo za pismem, żeby jakas gmina się nad losem moich podopiecznych uliowała. Trudno. Nie ma nic za darmo. Trzeba się napracować.

Ale niech wiatry wiosny juz tu powieja i niech cos sie odrodzi - zmieni - poprawi...

<3




























sobota, 15 marca 2014

Dzien pięćset czwarty - Oj...

jutro, jutro napiszę...
bo w dołku jestem, do tego ufo porywa samoloty, na Ukrainie zielone ludziki górą, a w PL nieoczekiwane zamiany miejsc (Kamiński, Sawicki)...

A serio... to do poniedziałku musze złozyc projekt... więc zajęta jestem :)

Jutro już zajęta nie będę, bo niedziela i dzień święty trzeba święcić...

Dobrej nocy :)

środa, 12 marca 2014

Dzień pięćset pierwszy - No ja to potrafię :)

Ojejejejeje...
To juz mineło 500 dni :)
A zaczęło sie od diety...
Zastanawiałam sie dzis, czy nie zmienić nazwy bloga. Uznałam jednak, że historycznie jednak powinna nazwa zostac a i w sumie moje zycie to nieustająca dieta - czyli styl życia. Nadal podzielony na kawałki po 3 godziny. Nadal pod presją i ze stresem. Nadal i codziennie życie uczace mnie pokory. I caly czas ten sam cel przede mną. Małe kroczki do przodu i czasami wielki krok w tył. Uśmiech przez łzy. Ale zycie z nadzieją...
Niech tych kolejne dni - ta kolejna 500 - będa lepsze.
Tego sobie zyczę :)

A dziś...
Wstałam jak skowronek. Dzieciak mi przespał całą noc. Więc od samego rana - od 6:00 wzięłam się do roboty. Nadrabiam zaległości w sprawach swojej Fundacji, ale też miałam do wydrukowania dokumenty pitowe.
Żeby odzyskać szybko - tym razem te niewielkie pieniadze - które jak przed wczoraj pisałam nie wystarcza mi na wyjazd syna na obóz ale pozwolą w przyszłym miesiącu przezyc kilka dni :) - musiałam wydrukować pełna dokumentację.

Znajdziecie tu na blogu moje historie z US. Co roku musiałam w zębach przynosic urzedowi moje wydruki roczne z konta, akt urodzenia dziecka, orzeczenie o niepełnosprawności, wszystkie rachunki rehabilitacyjne, skan dowodu rejestracyjnego samochodu, kwit z meldunkiem dzieciaka i chyba to juz wszystko.

Same wydruki z konta to ok. 100 stron. A tu jak na złość wysiadł toner w drukarce.
Toner oryginalny kosztuje 279 zł. Świetnie, prawda? Dziś odwołałam wizyte weta - ze szczepieniem kotka z powodu kasy - i ta niespodzianka mnie nieźle wkurzyła. A na dodatek wczoraj przyniósł mi administrator kwit z dopłata za wodę - 500 zł - choć przez ostatnie pół roku synkowi nie pozwalam lac wody w wannie. Ale coz, spisywali liczniki, gdy mnie nie było w domu i dowalili dopłatę jak za poprzednie półrocze. Myslałam, że się zapłaczę - spróbuje cos zrobić. Najwyzej będa mnie straszyc komornikiem.

Tak czy inaczej - po akcj, jak mi firma, ktorej zrobiłam robote-  nie zapłaciła pieniędzy - znów jestem w sytuacji podbramkowej - nie miało tak być- i znów mam problemy. Takie akcje z niespodziankami finansowymi raczej mnie nie podnosza na duchu.

Zastanawiałam się co mam zrobić z tym tonerem. Pomyślałam sobie, że w takim razie podjade do jakiegos Copy Center - ale po pierwsze wydam znów jakies 20 zł a na dodatek cos mi się chrzani pen drive. No i znów problem. Poza tym w piatek składam papiery na dotacje - co wymaga znów wydrukowania dokumentów w 2 kopiach i znów wydam jakieś 30 zł.

Postanowiłam poszukac zamienników tonera. I znalazłam za 99 zł (!!!!!). No ale to nie 279 zł. Uznałam wiec, ze to jednak bardziej opłacalne niz ciagłe jeżdzenie do Copy Center.

Wsiadłam w samochód i pojechałam kupić badziewie. Badziewie bo przeczytałam, że niekoniecznie to będzie działać długo. Kupiłam. Wrociłam home.

Otworzyłam pudełko. Dobrałam sie do drukarki. i wyjmując stary toner cos mi nie pasowało. No nie pasowało, bo to co wyjełam z pudełko było innej wielkości.

No wsciekłam się - pod nosem mamrocząć niecenzuralne słowa.
Po tych wszystkich akcjach z oszustami - oczywiście - pierwsze co mi przyszło do głowy - to fakt, że pewnie znów ktos mnie oszukał.

No ale popatrzyłam na pudełko...i przeczytałam, że kupiłam toner do egzemplarza 3400 a nie do egzemplarza 4300....

Aaaaaaaaaaaa..............

Na szczęście final tej historii jest taki, że udało mi się zamienić niefartowny toner na odpowiedni...
Szkoda tylko, że tyle czasu zmarnowałam na taki głupi błąd... i nie dotarłam dziś do US.

Dobrej nocy :)

poniedziałek, 10 marca 2014

Dzień czterysta dziewięćdziesiąty dziewiąty - Niech ich szlag trafi...

Liczyłam, że się uda... Policzyłam zwrot z podatku.
I się nie uda.
W tym roku syna nie poślę na obóz rehabilitacyjny. Chyba, ze cud się stanie.

Posłałabym, gdyby ludzie nie byli podłymi złodziejami i oszustami.
Gdyby zarobiona przeze mnie kasa trafiała uczciwie do mojej kieszeni.

Ale nie...

Niech tych ludzi wreszcie ruszy sumienie!

sobota, 8 marca 2014

Dzień czterysta dziewięćdziesiaty siódmy - Ukradzione

Czujecie tę wiosne w powietrzu?
Pierwszy raz od kilku miesięcy wietrzę mieszkanie. Wszystkie mozliwe okna otwarte! Koty na balkonie.
A ja pracuje :)))))
Mały kot z kolei chyba najadł sie szaleju wiosennego i pokazuje swoje nowe oblicze - oblicze złodzieja (no ja to ma szczęście). Nie, nie jak normalny kot łapie papierki, patyczki, sznureczki... Nie on sobie dziś upodobał zmywaka gąbczastego z zlewu. Strasznie to smieszne jak kot w paszczy z gabka i lejaca sie z nia woda ucieka przede mna i drugim kotem po mieszkaniu :)

A zapomniałam dodac, że to najczystszy kot pod slońcem, bo codziennie kapię sie z moim synkiem w wannie!

No i tak jest wesoło. I choc znów kolejna noc nieprzespana - to mam dobry humor, chyba głównie przez to wiosenne powietrze i słońce!.
A i rano mnie historyjka w odcinkach kolezanki prosto z sanatorium rozśmieszyła - więc pozwolę sobie jej słowa ukraść...(Dorotko S. musiałam)

"Poranek. Lokatorka zaspała na zabieg. Z lekkim obłędem opuściła pokój. Ja już po prysznicu, więc ze spokojem przygotowałam sobie poranną kawę... 8.15 śniadanie. Gdy zeszłam do stołówki przy "moim" stoliku siedzieli już: pani w pełnym makijażu, szpilkach, czarnych rajstopach, czarnej mini, czarnej bluzeczce ze, srebrnym, długim naszyjnikiem. Oczywiście zestawu dopełniały kolczyki i pierścionki. I... dwaj amanci, których zauważyłam poprzedniego wieczoru, gdy komentowali poznane wcześniej panie! No oczywiście pełna szarmancja! Elokwencja! Troska! Konwersacja! Cóż, napiszę tylko, że już mam zaproszenie do pokoju dwieście coś (nie pamiętam ani imion współjadaczy, ani numeru pokoju - taka pamięć, mocno wybiórcza!) na miód, gdyż jeden z panów jest (podobno) pszczelarzem... Ja to mam szczęście!"

 "Rozmowa przy obiedzie zaszła na temat wagi, Stwierdziłam, że mam parę kilogramów za dużo ale to akurat moje najmniejsze zmartwienie. Współjadacz siedzący po mojej prawicy odsunął się odrobinę z krzesełkiem, odchylił, obejrzał mnie od góry do dołu i stwierdził szarmancko: "dobrze jest"! No gdzie mi będzie lepiej
Od razu przypomniał mi się Młynarski ze swoim: jest pani niestety prześliczna! Poezja!"