czwartek, 30 stycznia 2014

Dzień czterysta pięćdziesiąty dziewiąty - Ostatni apel

Czytelników przepraszam za poniższy apel, ale w inny sposób nie mogę dotrzeć do tej osoby, a jeszcze wierzę, że pogubiła się tylko i z jej strony nie ma złej woli... I jeszcze otworzy oczy nim wejdę na drogę sądową i ostrzegę przed nim innych ludzi...

Brak odzewu będzie świadczyć o tym, że to nie jest zagubiony człowiek – tylko złodziej. A wiem, że czyta tego bloga...

Drogi Panie,

To jest już naprawdę mój ostatni apel w sprawie odzyskania  przeze mnie od Ciebie moich pieniędzy.
Jak zapewne wiesz, kontaktowałam się w tej sprawie oficjalną drogą z Twoimi szefami i zgodnie z ustaleniami mam zamiar zgłosić sprawę do Prokuratury.

Wykorzystałam wszystkie możliwości kontaktu z Tobą. Zabawa w ciuciubabkę – poprzez kasowanie adresów mailowych czy zmiana numerów telefonów, czy unikanie miejsc gdzie mogłabym Cie spotkać, czy ignorowanie moich apeli na spotkanie pokazuje to, że jesteś człowiekiem pozbawionym honoru i tchórzem. Bawiłam się w ten sposób przez rok – i moja cierpliwość wygasła.

Nie wiem jakim podłym człowiekiem trzeba być, żeby krzywdzić w ten sposób dzieci. Nie znam osoby, która wybaczyłaby komuś takie zachowanie. Wszak krzywdziciele dzieci są najniższą kategorią ludzi w więzieniu. Gdyby to tylko mnie dotyczyło, pewnie machnęłabym ręką. Zapomniała o wszystkich kłamstwach, tłumaczeniach, opowieściach oszusta. Nie wiem jakie są prawdziwe powody twojego postępowania – może jesteś hazardzistą, może wisisz jakimś ludziom kasę, może masz problem, którego kompletnie nie znam. Ale to nie mój problem. Najważniejsze jest dla mnie moje dziecko. I żądam natychmiastowego oddania całej należnej mi kasy wraz z odsetkami oraz sprzętem elektronicznym.

Ale mimo wszystko daje Ci ostatnia szansę.

Jeśli do jutra (piątek 31.01) do godziny 20:00 nie skontaktujesz się (skutecznie – czyli otrzymasz zwrotna informacje, że informację odebrałam np. gdy napiszesz maila lub sms-a) ze mną dowolną drogą – wówczas w sobotę umieszczę w sieci (nie, nie na tym blogu) opis całej historii jako ostrzeżenie przed Tobą innych osób (innych naiwnych, które będą chciały coś dla Ciebie zrobić) – wraz z Twoim nazwiskiem i zdjęciem oraz informacjami o twojej firmie – o czym został poinformowany Twój szef. Znając ta branże wiesz, że jak coś pójdzie w świat internetu – to nie da się tego wykasować – szczególnie kiedy informacja np. leci przez FB  albo przez zagraniczne serwery.  Nie sądzę, żebyś chciał zmieniać swoje nazwisko.
Dodatkowo myślę tez o tym, aby wywiesić plakaty z Twoim nazwiskiem i wizerunkiem z prośba o kontakt ludzi – którzy wiedzą gdzie przebywasz – w okolicach potencjalnego Twojego zamieszkania i pracy.
W poniedziałek w przypadku braku odzewu zgłoszę sprawę do Prokuratora.

To nie jest szantaż. To jest ostatnia prośba. Jestem otwarta jeszcze przez ta chwilę na rozmowę.
Nie pozwolę krzywdzić nikomu swojego syna. Niepełnosprawnego syna. Nie pozwolę nikomu na wykorzystywanie mojej osoby.  Nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie .

I nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek został przez Ciebie skrzywdzony.





poniedziałek, 27 stycznia 2014

Dzień czterysta pięćdziesiąty szósty - Co jest na rzeczy? pospolitej rzeczy?

Ja jestem gooopia.

Oglądałam wczoraj Kawę na ławę... i mnie ruszyło - po tygodniu tych sensacji:

  • jeśli komuś postawiono zarzuty w sprawie Kiejkut (czy jak to się odmienia?) to jest coś na rzeczy czy nie?
  • jeśli Rada Europy ma jakiś raport w tej sprawie i wywala 4 nazwiska - to jest coś na rzeczy czy nie?
  • jeśli Trybunał Europejski nie ucina sprawy - to coś jest na rzeczy czy nie?
  • jeśli wszyscy wiedza, ze przylatywały samoloty - chyba sobie puste nie przylatywały - to jest cos na rzeczy czy nie?
  • czy jeśli jest coś na rzeczy to premier i prezydent moja mieć inny poziom wiedzy? a jeśli tak - to dobrze czy źle? i na kogo niekorzyść to działa jeśli źle?
  • a czy dzisiejszy premier i prezydent mogą nic nie wiedzieć?
  • a co się z taka kasa w pudełkach dzieje?
  • i czy dla bezpieczeństwa narodowego - można przekroczyć granice (tortury?)?
  • czy ś.p. Lepper był czy nie był szalony?
Ja wiem, że to pewnie w większości są tajemnice państwowe i nikt nie kwapi się do bycia oskarżonym o ich ujawnienie. No ale jakie tajemnice państwowe, jak prokurator potwierdza, że jednak komuś postawiono zarzuty w tej sprawie... 

Ja wiem, że cokolwiek wyjdzie na jaw to każdy może z obecnych polityków beknąć - a przed eurowyborami chyba nie mają na własna obronę ochoty. 

I chciałabym, żeby pierdykneło - bo może ludzie otworzą szerzej oczy...

Marne to nasze Państwo. Słabe to nasze Państwo. Na dodatek pełne kłamców i złodziei.

Uśmiałam się (trochę przez łzy) gdy usłyszałam Czarzastego w TOK FM, który zadał pytanie Najsztubowi - Czy wyobraża sobie pan co stałoby się gdyby wrak tupolewa wrócił do Polski...? Cisza. - Święte krzesełka w każdym kościele...

No i w sumie to podsumowanie tego wszystkiego co się dzieje w tym kraju... Nie ma ważnych spraw obywatelskich do załatwienia. Jest rozgrzebywanie tego co daje wiele szumu. Albo rozlewa się jakieś brudy, żeby Polak trochę sobie w nich popływał - nie zauważając co się dzieje naprawdę. 

A tak przy okazji szukania kolejnych jakiś programów dotacyjnych dowiedziałam się np., że niedawno prezydent ratyfikował  ustawę znoszącą kare śmierci. Ja byłam pewna, że to stało się w 90 roku - a jednak zniesiono wówczas karę śmierci - ale tylko w czasie pokoju. Polska była jednym z ostatnich państw członkowskich Rady Europy, w których kara śmierci dozwolona jest podczas wojny. 

Albo, że rząd wpadł na pomysł opodatkowania kabli (w tym światłowodów z Internetem) - ma za to odpowiadać Ministerstwo Finansów oraz część samorządów. Nowa danina miałaby dotyczyć wszystkich operatorów i część sieci akademickich. A wiadomo operatorzy przerzuca koszty na kogo? No na nas malutkich...

A o czym ja się standardowo dowiaduje w mass mediach? No ostatnio chyba wszystko przebija gender... Co znów mnie śmieszy,w kontekście tego co chyba napisał ksiądz Sowa na FB:

"Jak myślicie, komu zawdzięczamy "gender w Polsce"? Oczywiście Prawu i Sprawiedliwości  Otóż 29 listopada 2006 r. rzad Jarosława Kaczyńskiego przyjął dokument "Program Operacyjny Kapitał ludzki.
Narodowe Strategiczne Ramy Odniesienia 2007 – 2013". Właśnie w nim, na stronie 95, w rozdziale "Zasada równości szans kobiet i mężczyzn", znajdujemy określenia i pojęcia żywcem wyjęte z ideologii gender. Poza "gender mainstreaming" czy "gender impact assessment" jest prawdziwa perła w koronie - twarde zobowiązanie do popierania gender: "W ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki zasada gender mainstreaming będzie wdrażany na każdym etapie realizacji programu". Przypomnijmy premierem był wtedy Jarosław Kaczyński, Ministrem Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ( a jego zastępczynią p. Beata Kempa) zaś Szefem Kancelarii Mariusz Błaszczak."

Och. I się rozpisałam... A mam tyle roboty do zrobienia.... do napisania :) 

niedziela, 26 stycznia 2014

Dzień czterysta pięćdziesiąty piąty - Telefon

Nie mam siły. Po prostu nie mam. Mało mam wszystkich kłopotów?

Mój ukochany syn zepsuł mi definitywnie telefon.
I sobie nie wyobrażam jak teraz będę żyć.

Tak. Jestem uzależniona. I nie wiem czy od komórki czy od poczty czy od FB czy generalnie internetu. Jazda samochodem bez możliwości sprawdzenia tego czy tamtego powoduje to, że mam totalnie zły nastrój.
No ale też muszę przecież być w kontakcie i z opiekunkami mojego syna, ze szkołą, z mamą. A jak odpukać coś się stanie?

Ale tam - nic się nie stanie - za to przecież muszę się kontaktować z podopiecznymi. Przecież ktoś może do mnie zadzwonić w sprawie lokalu. Albo ktoś coś pilnego napisać. Przecież nie wie, że nie mam telefonu. Zniknął.

Dość, że wyłączyli mi telefon stacjonarny - to teraz taki numer?

Nie wiem co mam zrobić.
Ja chce się już obudzić z tego koszmaru...

piątek, 24 stycznia 2014

Dzień czterysta pięćdziesiąty trzeci - Historie szpitalne c.d.

I znów historia szpitalna...

Sytuacja jest taka - człek po ciężkiej operacji jest zaniepokojony, ma gorączkę i coś nie jest ok z raną.
No to jedzie do szpitala, gdzie miał operację. Bo gdzie mógłby pojechać?
No i wpada w głęboką dziurę. Na izbie przyjęć.
Zaczyna się od tego, że musi po raz kolejny wypełnić kwity odnośnie ubezpieczenia - bo ewus nie działa i nikogo nie obchodzi, że przecież dwa dni wcześniej wyszedł z tego szpitala. No dobra - małe zło.

Siada na izbie przyjeć i siedzi i siedzi. Obok jest babka z bólami porodowymi - ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu zajmują się ta panią po jakimś czasie pielęgniarki. Nie ważne, że dwa dni wcześniej wybucha w PL afera z śmiercią bliźniaków. Lekarza nie ma.

I kiedy człek dopytuje się o to kiedy, ktoś człeka obejrzy - to dowiaduje się, że lekarz pojawi się za godzinę (dwie godziny od człeka przyjścia) - bo nie ma go na oddziale! Jak to?

To nie system jest do dupy.... to ludzie są do dupy (sorry, za wyrażenie, ale to jest delikatne podsumowanie tego, jak człowiek człowiekowi pomaga. Szczególnie, gdy człowiek ma misję pomocy człowiekowi. I gdy jest tak poważna i szczególna sytuacja...

....

I tak niech trochę już słońca zawita w życiu... Dobrego początku weekendu...





wtorek, 21 stycznia 2014

Dzien nie wiem, który - bo nie chce mi sie liczyć :) - Sorry, mieszkam w PL

Sorry, ale wolę panią premier niż wszystkich zamiatających pod dywan, pudrujących czy tuszujących problemy i tych oderwanych od rzeczywistości.

I jakoś sobie nie wyobrażam tego, że którakolwiek ze stron politycznych ma genialny, innowacyjny pomysł na to aby od lodzić trakcje. Każdy kierowca wczoraj widział co się działo z szybami - nawet płyn, nawet nadmuch, nawet wycieraczki sobie nei dawały rady - z marznąca wodą...

Znów się zirytowałam. Nie, nie ma do czego naprawdę sensownego się przyczepić... trzeba się czepiać przejściowych sytuacji a nie permanentnych problemów tego kraju. należy kur... powołać komisję w sprawie lodu...

sobota, 18 stycznia 2014

Dzień czterysta czterdziesty ósmy - Stanął czas

Wydawało mi się, że żyjemy w XXI wieku.

Chyba mi się tylko wydawało.
Ten szpital, to beznadziejne miejsce. Miejsce gdzie czas się zatrzymał. Chyba w 1902 roku, kiedy go wybudowano.

I chyba nigdy od tamtego czasu nikt nic w nim nie robił.
Tak sobie myślę, bo chyba z powodu wadliwej kanalizacji od 22:00 do 6:00 rano nie ma wody. I jak człek chce załatwić swoje potrzeby, to zalewa się kibelek woda z kubła po myciu podłogi.

A łóżka - takie bez ruchomego podparcia. Może człowiek tylko leżeć na płasko. A i nie wolno mu schodzić - bo takie wysokie, ze trzeba z niego zeskakiwać. Jakby nie można było dokupić chociaż takiego schodka w IKEA za pół darmo. A może chodzi o to, żeby ludzie po ciężkich operacjach jednak trochę rozruszali się - takie przeciwdziałanie powstania zrostów... Albo chodzi o to, żeby pacjenci się nie szlajali po korytarzach?

A taki przycisk do wołania pielęgniarki - wciśnięta jest w niego zapałka - to chyba tez chodzi o to, żeby pacjent nieświadomie przypadkiem go nie włączył i żeby pielęgniarka nie musiała za bardzo biegać po długich korytarzach. Musi wykonać następującą czynność świadomie. Wyciągnąć zapałkę i nacisnąć przycisk.

Kiedyś pewnie nie używano papieru - toaletowego - bo nie ma go na wyposażeniu łazienek... A nie, to może jakieś prl-owskie zwyczaje, bo podejrzewa się ludzi może o kradzież papieru?

A kolacja o godzinie 17tej? Czyli co - przez 12 godzin człek musi być o suchym pysku. I liczą na to, że głodny uśnie? No ale sprawę załatwia środek nasenny. Pacjent i tak będzie spał.

Zresztą pewnie wszyscy wychodzą z założenia, że jak człek chory to nie będzie pyskował... dopominał sie innych warunków... że będzie się bał tych co o nich jego zdrowie zależy...

To jest Polska - to jest Stolica - to jest polska służba zdrowia.

A najbardziej zabawne jest to, że ich strona www kompletnie nie ukazuje rzeczywistości.
Chwalą się nowoczesnością... Gdzie - ja pytam - no gdzie?





czwartek, 16 stycznia 2014

Dzień czterysta czterdziesty szósty - Piaskownica

No i teraz dotarło do mnie - ze OFE od wczoraj nie może się reklamować...a ZUS to może?

A mam psi obowiązek kolegować się z ZUS...

Przecież miałam te naście lat temu zakolegować się właśnie z OFE...!

Czyli teraz OFE jest be... bo już nie powinnam się z nim kolegować... w każdym razie nikt mi tego nie powinien doradzać... bo to ZUO!
Bo koledzy z piaskownicy już nie chcą się z nim bawić...

No to sorry - TO nie moja piaskownica (no w każdym razie koledzy nie będą za mnie decydować i uszy mi zatykać - z kim wolno mi się bawić)

A ja będę bawić się z OFE.

Dobranoc

...a i tak mi pozostanie parę marnych ziarenek piasku. w butach w przyszłości... z tej zabawy więc po co ja się zastanawiam i buntuje?

wtorek, 14 stycznia 2014

Dzień czterysta czterdziesty czwarty - Szpitalne historie again

Szpital w Centrum Warszawy.
Na umówione przyjęcie do szpitala człek czeka trzy godziny.
Ok. Można jeszcze to jakoś sobie wytłumaczyć. Nie wiem. Jakieś nieplanowane zabiegi?

Człek ma jutro operacje - w szpitalu tym miał już inne operacje - trzy miesiące temu.

Szpital 1 stycznia tego roku staje się sp. z oo.

I co?

I nie ma dostępu do poprzedniej dokumentacji!

Lekarz do tego pyta człeka co i jaka metodą będzie operowany!

A na koniec poza badaniem ciśnienia żadnych innych badań nikt nie robi przed operacja mimo, ze będzie to zabieg w znieczuleniu ogólnym.

Ludzie! Ratuuunku!!!!


czwartek, 9 stycznia 2014

Dzień czterysta trzydziesty dziewiąty - Dotacja UE

Cierpię od kilku dni. Zapewne to głównie problem z przemęczeniem.

Ale pierwszy raz od nie pamiętam jakiego czasu usiadłam nad pieprzonym wnioskiem na dotację z UE i gapię się jak sroka w gnat. Wena mnie opuściła. A może brak wiary, bo wydaje mi się, że w tym przypadku kompletnie nie mam szansy. Zagubiłam się. A może właśnie to nie ta droga i coś mi mówi, że tracę w tym tygodniu czas, zamiast zająć się pożytecznymi sprawami. nie wiem - szukanie dalej lokalu, napisanie innego jakiegoś wniosku, ściganie człowieka, który winny mi jest cash...

I w sumie coś tam napisałam. Ale mi się nie podoba.

Wszystko mówi, żeby nie składać  Choć skończę.

Rzecz w tym, że ten wniosek naciągam.

Otóż moja grupą docelową są dorośli autyści i ich rodziny i ich aktywizacja głównie społeczna - niekoniecznie zawodowa.

Druga grupa są bezrobotni - ale na działania w tym zakresie kasa mi nie jest potrzebna. W sensie takim, że nie wymagana jest inwestycja w postaci wielkiej kasy na wyposażenie ośrodka. Nie jestem pazerna.

Dla osób niepełnosprawnych - podobny projekt trzeba złożyć do 10 lutego.

Problem polega na tym, że trzeba się zobowiązać, że do czerwca 2015 roku 20% podopiecznych będzie na rynku pracy.

A dla mnie to nie jest priorytet, bo z doświadczenia tego roku wiem, że nie chodzi o ich wypchniecie - trzeba bardzo dużo czasu poświęcić na prace psychologiczna, na prace u podstaw... i to z osobami pełnosprawnymi a co dopiero z autystami, którzy w mojej grupie sa niskofunkcyjni.

BP plan mam od dawna, opisy projektu na różne modły również... i jednak serce mi mówi, że nie tedy droga.

Na dodatek zapodziała mi sie gdzieś (a nie zdarza mi się) pieczątka i znów stanęłam źle i noga boli... (może jednak pora na jakąś kulę?)

Nie będę uczciwa wobec siebie i ludzi. Jak złożę. Tak myślę.

A jak dostałabym ta kasę, i nie wykonałabym planu - to jeszcze wpakowałabym się w kłopoty (kary).

Aniele mój, ja Cie proszę, niech mi moja kasa wróci do kieszeni. Przecież to załatwiłoby wszystkie problemy. Wszystkie...

Bo ja naprawdę nie mam już siły.

wtorek, 7 stycznia 2014

Dzień czterysta trzydziesty siódmy - Przemysł alkomatowy

Łażę nadal po ścianach. A kolejny wniosek do napisania.
Gapię się jak sroka w gnat i mi nie idzie, no nie idzie...
Głowa wie co ma napisać. Ale jak trzeba to opisać ni chu chu. Licze jednak na to, że już dzień normalny - szkolny - to się jakoś doprowadzę do jutra do porządku i w te dwa dni napiszę i skończę i zawiozę w zębach.

A dziś przy okazji słucham tych całych pogadanek o alkomatach a właściwie o przeciwdziałaniu wsiadania ludzi po alko do samochodów.

I ok. Rozumiem, że społeczeństwo oczekuje zmian w prawie.
Niech będą niewiadomo jakie kary.
Ale z tymi alkomatami to mnie nasz rząd rozbawił. Nie, nie obowiązkowe dmuchanie do alkomatów - tylko obowiązkowe wożenie alkomatów w samochodach, że niby to spowoduje, że ktoś jednak dmuchnie.

Ja tam będąc jakimś ubezpieczycielem bym mocno lobbowała na górze, że nei tam tylko dmuchanie - ale obowiązkowe dmuchanie z odcięciem możliwości uruchomienia samochodu. Ubezpieczyciele mieliby mnie potencjalnie do wypłacania odszkodowań.

No ale w sumie alkomat da się obejść dmuchając w niego powietrzem... nawet z zużytego dezodorantu... Ech...

Ale wracając do alkomatów - to ciekawa jestem czy nasz rząd na szybko sobie policzył ile podatku mu wpłynie od zakupu tychże. Ale może nie koniecznie, bo przecież alkomat można kupić już za 5 zeta.
Że jest kiepskiej jakości? To co. Jak taki delikwent nawet w dobrej wierze dmuchnie - to wyjdzie mu, że ma 0 promili a tak naprawdę może mieć i 1 promil.

Aha, czyli co - czyli pewnie trzeba będzie kupować takie z homologacją. No a homologacja to jest koszt dla producenta. Hm, czyli cóż, znów nas będzie walić po kieszeni. No ok, niech będzie. Ale niech to ma sens.
Sensem jest gaśnica, jest apteczka jest pas, nawet nieobowiązkowa poduszka... Ale błagam - alkomat?

Ile osób dmuchnie? Jak to ma przeciwdziałać? I tak Ci co chcą będą jeździć i po pijaku i bez prawka...

No ale może własnie chodzi tu o kasę?
Mamy w PL ok. 20 mln samochodów. Załóżmy, że dobry alkomat będzie kosztował 150 zł. W tym 23% podatek VAT to 34,5 zł. Czyli 20 mln x 34,5 zł = 690 mln zł. Mało?
Czepiam się?
Czepiam...

Jakoś nikt kompletnie nie mówi o tym co najważniejsze w przypadku alkoholików - o przymusowym leczeniu... Chorego człowieka ani kara finansowa, ani zabranie papierów ani nic nie wyleczy...

Ile w tym kraju wydaje się kasy na leczenie i przeciwdziałanie alkoholizmowi...?

A alkoholik i tak zostanie alkoholikiem... czy z dmuchaniem czy bez dmuchania.... czy wożeniem czy bez wożenia... czy z karami czy bez kar... czy z prawkiem czy bez prawka...

Znów wybierana jest najbardziej populistyczna droga... i znowu żal du... ściska...

P.S. A i proponuje jeszcze wyposażyc każdy rower i każde wrotki i każdego pieszego w alkomat!
A w ogóle trzeba zabronić wychodzenia każdemu pod wpływem z domu! i To załatwi wszystkie problemy! o!




czwartek, 2 stycznia 2014

Dzień czterysta trzydziesty trzeci - Stop klatka

Nie znoszę niewyspania.

Taki stan pomiędzy. Piasek w oczach. Spuchnięte dłonie. Bolące nogi. Sucha skóra. I niemyślenie. Jakby mózg się zawiesił.
Przez ostatnie dwie noce w sumie chyba spałam 4 godziny. A mam pilną robotę do skończenia i to na piatek. Może się uda.

Stan ten w sumie tez jest dość zabawny - ale jak się przeanalizuje przypadki, które z powodu stanu zawieszenia się zdarzają. Pewnie już na wyspanego człowieka :)

Przypadek 1.

Lecisz do garażu. W pospiechu. Patrzysz a tam na miejscu parkingowym nie ma twojego samochodu. Serce zaczyna bić na wariata. Stan przedzawałowy jak nic.  Mózg się wyłącza. Rozglądasz się w szaleństwie. Biegasz jak opętany po garażu. Halo, może postawiłeś samochód na innym miejscu. A może ktoś po prostu go ukradł. Mózg nadal nie pracuje. Na szczęście sięgasz do kieszeni a tam masz pilota. I przypominasz sobie, że baterie padły i samochód zostawiłeś na zewnątrz. Mózg pracuje. Serce się uspokaja.

Przypadek 2.

Idziesz wyrzucić śmieci, bo nie ma już na nie miejsca. Zostawiasz dzieciaka w domu. Zakładasz dzieciaka croksy (przypominasz sobie schodząc po schodach, że niedawno przez te buty skręciłeś nogę - a ona nadal boli). Wyrzucasz śmieci do śmietnika i wracasz. Wchodzisz do klatki schodowej. Wbijasz kod do drzwi. I ni chu chu nie działa. Zastanawiasz się czy może przypadkiem nie wbiłeś zamiast kodu do drzwi pin do karty. Powtarzasz czynność kilkakrotnie. Wyciągasz klucze - bo przypominasz sobie, że masz jakieś do klatki schodowej. Ale nie - żaden nie pasuje. I stop klatka - mózg się wyłącza. Serce bije jak oszalałe. Przeciez nie mam nic - ani komórki ze sobą. Crocsy na gołe stopy. Dziecko zamknięte w domu. Nawet jak wezwiesz kogoś na pomoc to będzie to trwało i trwało. W domu dziecko. Wychodzisz z klatki i rozglądasz się po pomoc. I dociera do Ciebie, że nie wszedłeś do swojej klatki. Mózg się włącza. Ale ręce Ci się tak trzęsą, że gubisz klucze. I znów niestety narażasz swoja nogę, bo kucniecie to ból. Ale wszystko wraca do normy.

Przypadek 3.

Musisz kupić dziecku na uspokojenie leki, bo nie pociągniesz Ty przede wszystkim tych kolejnych trzech dni. Jesteś w Aptece. Zamawiasz lek. I gapisz się do portfela - a tam nie masz karty. Przewalasz całą torebkę. Próbujesz przeanalizować, gdzie mogłeś zostawić ta jedyna kartę z paroma złotymi. Ale stop klatka. Mózg Ci się już wyłączył. Nie wiesz co zrobić. Czy ktoś Ci znów okradł. Bledniesz. Serce szaleje.
I w tym momencie pani - oddaje Ci do Twoich rąk Twoją kartę z kwitkiem opłacenia transakcji. Po prostu nie zauważyłeś, że podałeś jej już kartę.

Idę spać :)))