wtorek, 15 lipca 2014

Dzień sześćset dwudziesty piąty - Był sobie ptaszek - fotostory

Nie mam siły dziś pisać...

Więc fotostory z moim kotkiem na polowaniu (aby obejrzeć w większym rozmiarze należy kliknąć w miniaturkę).







sobota, 12 lipca 2014

Dzień sześcset dwudziesty drugi - Alarm

Gdy wyjechałam z synem na wycieczkę do miasteczka odruchowo aktywowałam system alarmowy.

W połowie drogi, czyli po 5 minutach zauważyłam jadąca ochronę. Ale oni ochraniają kilkanaście pewnie tu domów.

No ale niestety odezwał się tel. I pan w tel mówi, że się włączył alarm.

Ale nic sie strasznego nie dzieje, ale w domu chyba są koty jakieś - bo widzieli przez okno, może nie zauważyłam, że weszły! (Ofiaro losu Ty!)

I pyta czy mogą odjechać. No a ja owszem, że tak, nie ciągnąc tematu kotów.

 To oni proszą o hasło. No psia krew. Alarm mam od dwóch lat i ani razu nie musiałam ich odwoływać! Za piątym razem strzeliłam poprawne hasło. I teraz zastanawiam się czy to dobrze, że tak sobie mogłam strzelać do skutku...

piątek, 11 lipca 2014

Dzień sześćset dwudziesty pierwszy - W czasie deszczu dzieci się nudzą

Co prawda deszcz nie pada. Wieje za to.
Ale jest dość ciepło.
Niestety przez wczorajszy dzień woda się ochłodziła i mam dziś strajk.

Woda - nie. Spacer - nie. Poczytam Ci - nie. Huśtawka - nie.
Muzyka - nie. Tv - nie. Prysznic - nie.

Przynajmniej jeść - tak. Ale w tym przypadku z kolei mam włoski strajk.
Czy można jeść śniadanie 3 godziny?
Można.

Poza tym rozbita sama jestem - może dlatego też mi dzieciak taki dziś marudny.
Fucha nie przychodzi. Za obóz nie zapłacone.
Bida panie.

Nawet się złamałam i wysłałam jakieś civiki. Potrzebuje jeszcze trochę czasu na przetrwanie. Troszeczkę.

Tylko go chyba juz nie mam.

Za to moje koty szaleją. Przynajmniej one maja radochę :)

czwartek, 10 lipca 2014

Dzień sześćset dwudziesty - Chazan

Mam radykalne poglądy w kwestiach dr Chazana.

Nie mogę juz tego wszystkiego czytać i słuchać.

Nie jesteśmy mamą ani ojcem tego maleństwa. Nie mamy prawa nawet teoretyzować co oni czują. Teraz. Jednak podjęli jakąś decyzję. Nie nam oceniać - nie my jesteśmy ani sądem ani Bogiem a przede wszystkim ich sumieniem. Prawo dało im możliwości podejmowania jakiś decyzji a za tymi decyzjami prawo umożliwia ich wykonanie. Jest mi bardzo trudno dyskutować na ten temat, bo z drugiej strony, gdyby tydzień wcześniej urodziłby mi się syn, nie ratowano by go bo wg ówczesnych przepisów uznano by to jako poronienie...

Podejmujemy jako ludzie decyzje na tym świecie za te dzieci w naszym łonie - w szczególności w tak trudnych przypadkach i żaden człowiek, który uważa się za katolika nie ma prawa być większym sędzią niż Pan Bóg i do cholery zamiast wspierać innych ludzi - kurde przez modlitwę, dobrych psycholi, wsparcie grup - opóźniać, kombinować, knuć, ściemniać, kłamać... żeby ktoś bardziej cierpiał...

W takich sytuacjach naprawdę mam ochotę krzyknąć, to dobra, w takim razie jak ktoś podpisze klauzule sumienia (taka czy siaką) to niech niesie swój krzyż - a nfz niech go nie leczy... niech decyzja należy do Boga. Jak sobie wymodli - tak będzie.

Żeby była jasność, jestem osoba wierzącą. Jednak chyba inaczej - niż większość w tym kraju. Bo nie uważam się za Boga.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Dzień sześćset siedemnasty - No, no, no

Nie czepiam się moi znajomi z Wielkopolski, ale dlaczego jak coś powiem to na potwierdzenie tego w słowach tutejszej ludności słyszę: no, no, no... za każdym razem po 3kroć

Pytam w GS: czy jest kefir - w odpowiedzi słyszę: no, no, no...
I nie wiem czy tak czy nie :)

Gadam z sąsiadem, i mówię, że basen jednak udało sie uratować - słyszę: no, no, no - to chyba dobrze?

A u nas dziś zbierało się na burzę. Zbierało i zbierało... i zaczęło padać. Ale znowu nie aż tak strasznie. Efekt był cudny bo ziemia zaczęła parować. Mgła się zaczęła unosić.

Postanowiłam w związku z tym udać się na zakupy do miasteczka. Liczyłam po prostu, że mało będzie ludzi.
Niestety nie dotarłam, bo tuz przed moim samochodem złamało się drzewo. Uznałam to za znak. I wróciłam grzecznie do domku.

Później usłyszałam u sąsiadów jak mówiono, że nad tym miasteczkiem rozszalała się taka burza, że połamane zostały drzewa, ze poupadały na samochody i jakiś chyba dach zerwało. Dobrze, że zawróciłam.

U nas cisza... przed burzą...


niedziela, 6 lipca 2014

Dzień sześćset szesnasty - Koci złodzieje

Było tak.
Gdy przyjechałam tu z moja mamą - przyjechały ze mną również moje dwa koty.
Starszy zna teren, młodszy był tu drugi raz.
Starszy się trzymał blisko domu. Młodszy właściwie z niego niechętnie wychodził.
Do czasu, aż nagle z domu wyleciał i zniknął.
Wołałam. Nie przychodził. Przez pierwsze godziny się nie martwiłam, bo najwyraźniej każdy mój kot to samo musi przejść na wsi. Zniknięcie.
Po kilku godzinach zaczęłam chodzić i szukać. I wpadać po woli w panikę.
Nie było go przez cała noc.
Moja mam wpadła na pomysł, żeby rozwiesić ogłoszenia - i to uczyniła. Następnie ja również dokleiłam chyba 3 lub 4 ogłoszenia. Ważne było to, że wpisane było na nim, że to kotek chorego chłopca.

Przyjechała moja ciocia i zaczęłyśmy modlić się do św, Antoniego. Ba! nawet ciocia starała się go przekupić, mówiąc, ze da 50 zeta na potrzebujących jak kot się znajdzie.

Chodziłam po domach sąsiadów. Prosiłam ludzi o zwracanie uwagi na koty.
Mama juz miała teorie, ze ktoś mógł porwać tego kota, jest tak piekny i milusi, że może....?

I nagle, może po 36 godzinach kot nagle się pojawił. Ulga. Płacz. Ciocia lżejsza o 50 zł.
Co sie z nim działo. Nikt nie wie.

Teraz trzyma sie podwórka.

Ale odezwała się do mnie hodowczyni moich kotów, że ktoś w Jastarni ukradł dzieciom kota z następnego miotu po moim starszym kocie.

Nie miał prawa kotek wyjść, bo są specjalnie zrobione ogrodzenia.
Ale ktoś mógł wejść na podwórko i zwinąć kota. Nie ma go druga dobę. I dzieci płaczą.

Wiec może ktoś coś przypadkiem usłyszy? przeczyta, że ktoś sprzedaje podobnego kota? a może będzie w Jastarni:

"Prosze o udostępnianie!!!
W Jastarni skradziono wczoraj kota z mojej hodowli!!!!
Chester! Jest zaczipowany i jest w bazie!
Gdyby ktoś coś wiedział prosze o kontakt: 509-331-069!
Dla uczciwego, który pomoże znaleźć Chestera NAGRODA!!!!"


P.S. Mój kotek chyba będzie bardzo podobny do tego zaginionego kotka:







sobota, 5 lipca 2014

Dzień sześćset czternasty - Kryzys wakacyjny

Dziś chyba zaliczyliśmy z synkiem kryzys.

Furia - bo basen ma za zimna wodę (26 st). - ale grzałka nie jest na tyle wydolna, żeby przez dobę woda nagrzała się do 30 st. Mało tego nie stać mnie na to, żeby grzała non-stop.

Spacer. Jakiś atak agresji po 10 m od domu.  I tak stał w miejscu ponad pół godziny. Jak się zbliżałam to atak. Nawet sąsiad starał się coś z tym zrobić. Namawiał na lody. Na truskawki.

Teraz usnął na siedząco. Jak go położyłam. To natychmiast zażądał mamy. I oczywiście nie mam szansy usiąść sobie na tarasie w tą pierwszą tu ciepła noc, bo muszę mieć rękę na nim położoną.

Żaden środek zastępczy w postaci ciężkiej kołdry nie skutkuje.

Skąd w nim od tylu miesięcy strachu przed spaniem samemu?

Zeszłam na dół. Trudno, będzie kolejna dziura w ścianie.

Chcę posłuchać kumkających żab i pogapić się w gwiazdy!

piątek, 4 lipca 2014

Dzień sześćset trzynasty - Wieś XXI wieku

Idę sobie a tu na końcu wsi baner na płocie "sklepik samoobsługowy". Wchodzę przez furtkę i co widzę? :))))))))

Szok! Co prawda na wejściu można od razu sobie zęby wybić.
Gustownie wciśnięte pudło w otwór drzwiowy.
Deski chyba po to, żeby nocą potencjalni złodzieje nie wyciągnęli pudła na grzbiet :)))

Nie zdziwię się jak za rok sołtysowa będzie sprzedawać mleko z automatu :))))



czwartek, 3 lipca 2014

Dzień sześćset dwunasty - Rozczarowania siedleckie

Miałam zakończyć prace nad BP dla spółdzielni siedleckich 30 czerwca.
I tak się stało.
Smutno mi było wychodząc z biura bo intensywność kontaktów już taka nie będzie a co za tym idzie również  żadna kasa. Kolejny mój kłopot.

I gdy wsiadłam do samochodu, dowiedziałam się, że jedna z tych siedleckich spółdzielni otrzymała już wpis do KRS - co było niezbędne do tego, żeby kasa z dotacji została im przelana na konto. Nic tylko działać.

Niestety, nie dojechałam do domu a zaczęły się schody.
Członkowie jak jeden mąż postanowili zlikwidować spółdzielnie.

Żal dupe ściska... i chciało mi sie wrzeszczeć i płakać jednocześnie... Wczoraj spółdzielnia zarejestrowana w KRS - dziś własnie chce odrzucić i dotacje i plan działania i gotowy BP i projekt Sanepidu i pomoc i olewa cały rok ciężkiej pracy wielu ludzi...i sie wyrejestrować... Tego chyba jeszcze nie było...

Postanowiłam w związku z tym przyjechać jeszcze raz - rozmawiać z nimi i przekonać, że to bardzo głupi pomysł.

Trudno mi powiedzieć co sie stało. Wydaje mi się, że po prostu się przestraszyli, że od teraz musza realnie działać. Pracować na swoje.

Nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy.
Żal, że zdecydowali się w takim momencie a nie wcześniej. Może ktos inny miałby szansę, na te pieniadze i pomoc.

PO spotkaniu stanęło na tym, że 2 osoby zostają w spółdzielni ale do 9 lipca muszą znaleźć innych 4 członków - osoby bezrobotne.

Inaczej, kasa przepada. Taki regulamin.

Trzymam mocno kciuki.

A na koniec współpracy z ta czwórka, która odeszła otrzymałam wierszyk:

"Pomimo tego ze ja Ania ,Tomek i Ola nie będziemy w spółdzielni przesyłamy ci wierszyk, który i tak miałaś otrzymać tylko w innej formie. Spółdzielnia Socjalna ,,SAMI SWOI" pisze kilka słów do naszej Oli. Na początku zaczniemy od tego że chcemy Ci podziękować z serca całego, za to że zawsze z nami byłaś i że nas czegoś nauczyłaś, my Ciebie też nie raz zawiedliśmy, bo to co chciałaś nie pisaliśmy, za Twoją cierpliwość przede wszystkim bo byłaś i będziesz dla nas wszystkim. To dzięki Tobie Olu kochana nasza spółdzielnia ,,Sami Swoi'' powstała. My chcemy tylko tego, nie wyrzucaj wierszyka naszego, niech Ci o nas przypomina o tych dobrych i złych chwilach. My też o Tobie nie zapomniemy i w naszym lokalu zawsze miło Cię przyjmiemy. więc jak tylko znajdziesz czas to odwiedzaj często nas. Jeśli już nas odwiedzisz to trochę z nami posiedzisz a dla towarzystwa naszego zjesz swojaka dużego. Ola kochana, Ola wspaniała będzie nad nami zawsze czuwała. na tym kończymy nasz wierszyk wspaniały bo zawsze o Tobie będziemy pamiętali."

Wzruszyłam się.