sobota, 5 lipca 2014

Dzień sześćset czternasty - Kryzys wakacyjny

Dziś chyba zaliczyliśmy z synkiem kryzys.

Furia - bo basen ma za zimna wodę (26 st). - ale grzałka nie jest na tyle wydolna, żeby przez dobę woda nagrzała się do 30 st. Mało tego nie stać mnie na to, żeby grzała non-stop.

Spacer. Jakiś atak agresji po 10 m od domu.  I tak stał w miejscu ponad pół godziny. Jak się zbliżałam to atak. Nawet sąsiad starał się coś z tym zrobić. Namawiał na lody. Na truskawki.

Teraz usnął na siedząco. Jak go położyłam. To natychmiast zażądał mamy. I oczywiście nie mam szansy usiąść sobie na tarasie w tą pierwszą tu ciepła noc, bo muszę mieć rękę na nim położoną.

Żaden środek zastępczy w postaci ciężkiej kołdry nie skutkuje.

Skąd w nim od tylu miesięcy strachu przed spaniem samemu?

Zeszłam na dół. Trudno, będzie kolejna dziura w ścianie.

Chcę posłuchać kumkających żab i pogapić się w gwiazdy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz