poniedziałek, 7 lipca 2014

Dzień sześćset siedemnasty - No, no, no

Nie czepiam się moi znajomi z Wielkopolski, ale dlaczego jak coś powiem to na potwierdzenie tego w słowach tutejszej ludności słyszę: no, no, no... za każdym razem po 3kroć

Pytam w GS: czy jest kefir - w odpowiedzi słyszę: no, no, no...
I nie wiem czy tak czy nie :)

Gadam z sąsiadem, i mówię, że basen jednak udało sie uratować - słyszę: no, no, no - to chyba dobrze?

A u nas dziś zbierało się na burzę. Zbierało i zbierało... i zaczęło padać. Ale znowu nie aż tak strasznie. Efekt był cudny bo ziemia zaczęła parować. Mgła się zaczęła unosić.

Postanowiłam w związku z tym udać się na zakupy do miasteczka. Liczyłam po prostu, że mało będzie ludzi.
Niestety nie dotarłam, bo tuz przed moim samochodem złamało się drzewo. Uznałam to za znak. I wróciłam grzecznie do domku.

Później usłyszałam u sąsiadów jak mówiono, że nad tym miasteczkiem rozszalała się taka burza, że połamane zostały drzewa, ze poupadały na samochody i jakiś chyba dach zerwało. Dobrze, że zawróciłam.

U nas cisza... przed burzą...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz