piątek, 1 sierpnia 2014

Dzień sześćset czterdziesty - Miasto 14

Wracałam z Siedlec. Wyjątkowo wcześniej, bo chciałam byc w W-wie ok. 17. I los tak chciał, że minutę przed godz. 17 wjechałam na rondo Zgrupowania AK Radosław. Olałam zakazy i zatrzymałam samochód na rondzie na chodniku.Wyszłam z samochodu. Ludzie z ONR zatrzymali ruch. Mam wrażenie, że bez nich ten ruch samochodowy by się nie zatrzymał. Po minucie w dymie, po drżeniu serca podszedł do mnie pan, który zatrzymał się obok mojego samochodu. I zaczął do mnie mówić. Elegancki pan. W wieku ok. 50. I pyta mnie, czy wiem gdzie on mieszka (pewnie się pani domyśla? wskazujac na swoja twarz) . Byłam zbyt zaskoczona, żeby analizować. Okazało się, że przyjechał z Izraela na te obchody. Zaczęliśmy rozmawiać. To była dziwna rozmowa. Powiedział, że fajnie. że świat się zatrzymał... ale czy ja wiem o co chodziło? Zaczął mnie przepytywac z faktów... Po czym powiedział, rozumiem, że pani stanęła nie oceniając i nie pod wpływem "mody". No nie, powiedziałam, lecz nie znam opowieści dziadków z tamtych chwil, bo milczeli... bo ktos z rodziny jako członek AK zginął po wojnie....i chyba była w nich jakas obawa....Znam dyskusje rodziców, wujków, cioć...A pani wie, ze jest takie miejsce na Śląsku Cieszyńskim, gdzie ostatnie wolne wakacje spędzili przywódcy batalionu Zoska? I ja chce to miejsce wyremontować... I mi ciśnienie się podniosło - cholera jasna, po to te gadki, żebym zapewne dała mu cash...Kurde, czemu przyciągam takich ludzi....A on powiedział, niech pani poszuka tego miejsca... (choć wrażenie miałam, że zauważył to pytanie w moich oczach). Miłego dnia i dobrego życia pani życzę... i... niech pani oczy nie będą takie smutne... Cmoknął mnie w rękę. Odszedł...A za nim unosił się zapach palących się cmentarnych świeczek... To było realne... To nie był sen...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz