sobota, 7 września 2013

Dzień trzysta dziewiąty - Pożar w kuchni

Słowo daje, że powinnam zafundować sobie gaśnicę.
Nie lubię się z ogniem.
Jakas klątwa. Zaczęło się wszystko od tego, jak kiedyś machnęłam kucykiem nad grobem dziadka i włosy zajęły się ogniem od świeczki stojącej na grobie.
I co jakiś czas coś się dzieje.

Dziś byłam w Siedlcach. Po powrocie zmęczona położyłam pokrowiec od kompa bezładnie obok kuchenki gazowej. Coś robiłam i na to rzuciłam szmatkę kuchenną. Tak, że pokryła cześć palnika. Zajęłam się przygotowywaniem jedzenia dla dziecka i bez zastanawiania włączyłam palnik. Ale nie ten, którego chciałam włączyć, tylko ten na którym leżała szmatka. Takie rzeczy robi se automatycznie. Odwróciłam się po garnek z wodą i miałam zamiar postawić go na ogniu. Tylko, że zamiast ognia - miałam już ognisko.
Od szmatki zajął się tez pokrowiec. W nim były jakieś kartki. Na szczęście mało ważne.

Udało mi się szybko opanować ta sytuację i poza szmatką pokrowcem i papierami w nim - nie zanotowałam innych strat. Ale mogło być groźniej. Mógł być choćby komp w tym pokrowcu.

Nie lubię takich sytuacji. I wiem, że kiedy jestem zmęczona nie powinnam nic robić. No ale dziecko było głodne....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz