Gdy wyjechałam z synem na wycieczkę do miasteczka odruchowo aktywowałam system alarmowy.
W połowie drogi, czyli po 5 minutach zauważyłam jadąca ochronę. Ale oni ochraniają kilkanaście pewnie tu domów.
No ale niestety odezwał się tel. I pan w tel mówi, że się włączył alarm.
Ale nic sie strasznego nie dzieje, ale w domu chyba są koty jakieś - bo widzieli przez okno, może nie zauważyłam, że weszły! (Ofiaro losu Ty!)
I pyta czy mogą odjechać. No a ja owszem, że tak, nie ciągnąc tematu kotów.
To oni proszą o hasło. No psia krew. Alarm mam od dwóch lat i ani razu nie musiałam ich odwoływać! Za piątym razem strzeliłam poprawne hasło. I teraz zastanawiam się czy to dobrze, że tak sobie mogłam strzelać do skutku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz