czwartek, 8 maja 2014

Dzień pięćset pięćdziesiąty siódmy - Grypa żoładkowa

Podczas weekendu majowego mój bratanek został dopadnięty przez rota wirusa.
Było niefajnie.

Oczywiście natychmiast zaczęłam się interesować, jak uniknąć zarażenia.
Cholerstwo przenosi się droga pokarmową, więc wydawało się, że łatwo jest uniknąć zarażenia. Przecież mu z miski nie jem i łyżek nie oblizuję. Ręce myję.

Przeczytała również, że to, że raczej staruchów to nie dotyczy, bo człowiek podczas całego życia każda kolejna grypę żołądkową znosi łaskawiej, aż uodporni się. Choroba wylęga się przez 4 dni.

No i myk, przyszedł wtorek, czyli dokładnie 5 dni od mojego i mojego synka kontaktu z chorym dzieciakiem.
I co? I dzwonią do mnie ze szkoły synka, że nieszczęście się wydarzyło, że nie mają w co go przebrać, że słaby... A ja w Siedlcach. Niestety musieli sobie beze mnie poradzić.
Smecta, probiotyki, krople żołądkowe, dieta i wieczorem dzieciak już normalnie jadł. Goraczki nie było.
Puściłam go do szkoły...i było ok... no prawie, ale już nie tak strasznie.
A dziś w nocy powrót złego - do mnie :(
O 4 rano sie obudziłam i spac nie mogłam... bo moim nieodstępnym towarzyszem stała się toaleta....
W takim stanie byłam, ze nie mogłam synka odwieźć do szkoły nawet...

Ale Smecta sprawia cuda... Po paru godzinach poczułam się zdrowa... A może jednak jest racja, że im starszy człek tym znosi to lżej...

No więc jutro jest szansa na normalny dzień.

Zastanawiam się jednak, w jaki sposób się zaraziłam. Gdybyśmy jedli np. wszyscy to same owirusowane np. truskawki (podobno właśnie w sezonie truskawkowym łatwo to świństwo przyjąć) to dopadła by nas choroba w tym samym czasie. Ale tak nie było. Dziwne.

P.S. Pytałam znajomego lekarza czy można wziąć smectę zapobiegawczo, kiedy w bliskim otoczeniu ktoś się rozchoruje. Powiedział, że niestety lepiej nie brać, bo trzeba pozwolić, żeby choć raz organizm oczyścił się z tego wirusowego syfu a następnie dopiero wziąć...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz