wtorek, 25 lutego 2014

Dzień czterysta osiemdziesiąty piąty - Sen

Udało się! Spałąm 12 godzin!
Wczorajszy dzień był koszmarny.
Już tylko rano wstałam mój ukochany synek zaczął akcję walenia głowa we wszystko.
Nie dało sie opanować go. Mama powinna była zostać w domu.
Ale nie mogła.
I jeszcze jej się dostało za to, że jeździ pracować - do tej jej Siedlec. Ręce mi opadły.
Ale musiałąm jechać. Choć już wybierałam nr, żeby odwołac spotkania.
Z łzami w oczach jechałam do Siedlec.
I kiedy juz dojeżdzałam - okazało się, że z dwóch - tylko jedno się odbedzie.
Co bylo kompletnie mi nie po drodze, bo takie 2 godzinne spotkanie to pokrywa mi tylko koszt paliwa.
Na dodatek bylam niewyspana, zdenerwowana i chora. No coz - ludzie nie szanuja innych czasu ani innych pieniędzy.

I kiedy wróciłam - a przyrzekam, że nie chciałao mi się wracać do domu z kłopotami, to syn nadal mial wściekły humor, nie spał, nie jadł.

Jednak z powodu przeziębienia w trakcie powrotu zaczepiłam o aptekę. Miałąm tez kupic melatoninę, ale okazało się, że jej nie ma. I pan aptekarz polecił mi inny - dotychczas nieznany mi - lek ziołowy na sen.
Powiedział mi, że sam stosuje i człowiek śpi głeboko i spokojnie. W sumie w skladzie była głownie melisa, więc wątpiąc jednak zakupiłam.

No i zadziałał. Faktem jest, że dzieciak nie spał poprzedniej nocy - ale nie pamietam kiedy nawet po nieprzespanej nocy spał tyle czasu!

Niech działa, niech działa... Niech już będzie lepiej.

Bo wtedy bedzie normalniej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz