piątek, 14 lutego 2014

Dzień czterysta siedemdziesiąty czwarty - Dać wędkę

Kolejny ciężki tydzień.
Jeżdżenie codziennie do Siedlec i z powrotem mnie wykańcza.
200 km codziennie to czasami mi się wydaje ponad moje siły.
A jeszcze w W-wie tyle do zrobienia. Zaległości rosną.
Miałam uruchomić sklep fundacyjny dziś. Bo taka ładna data, ale fizycznie jestem w stanie tym się zająć. Trochę w tym temacie tez mnie ludzie martwią. Niby zaangażowani. Niby coś chcą. Ale jak dochodzi do momentu kiedy już dostają tę wędkę to najwyraźniej nie chce im się ruszyć tyłka.

W sklepie maja sprzedawać swoje produkty – jako fundacja oferujemy im platformę – ale tez poza tym, żeby przesłać mi zdjęcia, opis produktu i zapakować przesyłkę, gdy zostanie produkt sprzedany – nic nie muszą robić. Nawet kurier do nich przyjedzie.
 I codziennie uczę się pracy z wykluczonymi – którzy codziennie bardziej mi się wydaję – staja się wykluczonymi bo im tak wygodniej. Najlepiej, żeby świat się użalał. I najłatwiej wyciągać rękę tylko po kasę. Rozżalona jestem. Mam chwilami dość.

A w Siedlcach mam kilka nowych grup pod opieką i jedną w W-wie.
Najbardziej mi się podoba projekt, gdzie będzie tworzony dom przejściowy dla osób wychodzących z alkoholizmu. Wszystko wygląda jakbym miała wspierać ten projekt, jakby niebiosa mi go zwaliły na głowę (nikt inny nie chciał się zaangażować) – bo uzyskuje wiedzę i  doświadczenia , które będę mogła wykorzystać dla swoich pomysłów.

Podobną sytuację przeżyłam w zeszłym tygodniu. Spotkanie ze Stowarzyszeniem o podobnym profilu jak mój. Pomagam im stworzyć kampanie 1% jednak bardzo dużo się nowych rzeczy dowiedziałam. Niby wszystko dzieje się po coś. Niby cały czas wierzę i mam nadzieje. I chwilami pojawia się światełko w tunelu... Ale muszę przeżyć jakoś te dwa kolejne tygodnie jeszcze w takim totalnym dole... W marcu już będzie dobrze. O ile dożyje do marca, bo naprawdę organizm odmawia już posłuszeństwa. Newralgia wróciła. Serce wali jak oszalałe.

Ach, no i z super informacji to dostałam darowiznę dla Fundacji w postaci biżuterii do sprzedania w sklepie. No ale w sumie co z tego, jak nie mam siły ruszyć ręką i głową po tym całym tygodniu?

Do tego wszystkiego zaczynają się ferie syna. Będzie zabawnie (sark!)... Nawet nie chcę o tym myśleć. Do tego dzieciak nie ma terapii... :(((((((( Nie wiem jak to będzie... Nie wiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz