środa, 12 marca 2014

Dzień pięćset pierwszy - No ja to potrafię :)

Ojejejejeje...
To juz mineło 500 dni :)
A zaczęło sie od diety...
Zastanawiałam sie dzis, czy nie zmienić nazwy bloga. Uznałam jednak, że historycznie jednak powinna nazwa zostac a i w sumie moje zycie to nieustająca dieta - czyli styl życia. Nadal podzielony na kawałki po 3 godziny. Nadal pod presją i ze stresem. Nadal i codziennie życie uczace mnie pokory. I caly czas ten sam cel przede mną. Małe kroczki do przodu i czasami wielki krok w tył. Uśmiech przez łzy. Ale zycie z nadzieją...
Niech tych kolejne dni - ta kolejna 500 - będa lepsze.
Tego sobie zyczę :)

A dziś...
Wstałam jak skowronek. Dzieciak mi przespał całą noc. Więc od samego rana - od 6:00 wzięłam się do roboty. Nadrabiam zaległości w sprawach swojej Fundacji, ale też miałam do wydrukowania dokumenty pitowe.
Żeby odzyskać szybko - tym razem te niewielkie pieniadze - które jak przed wczoraj pisałam nie wystarcza mi na wyjazd syna na obóz ale pozwolą w przyszłym miesiącu przezyc kilka dni :) - musiałam wydrukować pełna dokumentację.

Znajdziecie tu na blogu moje historie z US. Co roku musiałam w zębach przynosic urzedowi moje wydruki roczne z konta, akt urodzenia dziecka, orzeczenie o niepełnosprawności, wszystkie rachunki rehabilitacyjne, skan dowodu rejestracyjnego samochodu, kwit z meldunkiem dzieciaka i chyba to juz wszystko.

Same wydruki z konta to ok. 100 stron. A tu jak na złość wysiadł toner w drukarce.
Toner oryginalny kosztuje 279 zł. Świetnie, prawda? Dziś odwołałam wizyte weta - ze szczepieniem kotka z powodu kasy - i ta niespodzianka mnie nieźle wkurzyła. A na dodatek wczoraj przyniósł mi administrator kwit z dopłata za wodę - 500 zł - choć przez ostatnie pół roku synkowi nie pozwalam lac wody w wannie. Ale coz, spisywali liczniki, gdy mnie nie było w domu i dowalili dopłatę jak za poprzednie półrocze. Myslałam, że się zapłaczę - spróbuje cos zrobić. Najwyzej będa mnie straszyc komornikiem.

Tak czy inaczej - po akcj, jak mi firma, ktorej zrobiłam robote-  nie zapłaciła pieniędzy - znów jestem w sytuacji podbramkowej - nie miało tak być- i znów mam problemy. Takie akcje z niespodziankami finansowymi raczej mnie nie podnosza na duchu.

Zastanawiałam się co mam zrobić z tym tonerem. Pomyślałam sobie, że w takim razie podjade do jakiegos Copy Center - ale po pierwsze wydam znów jakies 20 zł a na dodatek cos mi się chrzani pen drive. No i znów problem. Poza tym w piatek składam papiery na dotacje - co wymaga znów wydrukowania dokumentów w 2 kopiach i znów wydam jakieś 30 zł.

Postanowiłam poszukac zamienników tonera. I znalazłam za 99 zł (!!!!!). No ale to nie 279 zł. Uznałam wiec, ze to jednak bardziej opłacalne niz ciagłe jeżdzenie do Copy Center.

Wsiadłam w samochód i pojechałam kupić badziewie. Badziewie bo przeczytałam, że niekoniecznie to będzie działać długo. Kupiłam. Wrociłam home.

Otworzyłam pudełko. Dobrałam sie do drukarki. i wyjmując stary toner cos mi nie pasowało. No nie pasowało, bo to co wyjełam z pudełko było innej wielkości.

No wsciekłam się - pod nosem mamrocząć niecenzuralne słowa.
Po tych wszystkich akcjach z oszustami - oczywiście - pierwsze co mi przyszło do głowy - to fakt, że pewnie znów ktos mnie oszukał.

No ale popatrzyłam na pudełko...i przeczytałam, że kupiłam toner do egzemplarza 3400 a nie do egzemplarza 4300....

Aaaaaaaaaaaa..............

Na szczęście final tej historii jest taki, że udało mi się zamienić niefartowny toner na odpowiedni...
Szkoda tylko, że tyle czasu zmarnowałam na taki głupi błąd... i nie dotarłam dziś do US.

Dobrej nocy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz