wtorek, 18 marca 2014

Dzień pięćset siódmy - Słowa nie te...

Taka scenka.
Ktoś  mówi  do  Ciebie, że bolą go wszystkie mięśnie i kości, bo dzień wcześniej miał dużo ruchu fizycznego.
Ty  odpowiadasz: Oj no to słabo. Bo rzeczywiście, jest Ci przykro, że kogoś coś boli.
I  następuje  atak,  bo według tego kogoś powinieneś powiedzieć, oj to dobrze, dobrze pracowałeś, że Cie boli.
Smutne  jest  to,  że  gdybyś odpowiedział w pierwszej reakcji - no to fajnie, że Cie boli - też byłoby źle.

Bo  są tacy udzie, którzy szukają byle jakiego punktu zaczepnego, żeby Ci  robić  przykrość.  Żeby atakować.  Bo  to  tylko  była zaczepka, kończąca się wielogodzinnym dręczeniem. Żeby doprowadzać Cie do płaczu. Do tego,  żebyś tracił w swoich oczach swoją wartość, żebyś czuł się źle, żebyś  czuł  się  nikim, żebyś był psychicznie sparaliżowany i znowu, żeby   Twoje   wszystkie   plany na dany dzień legły  w gruzach.
Człowiek  nękany psychicznie jest martwy.

Zaczyna  się  bać  odezwać.  Czuje,  że  nie  ma  bezpiecznego swojego miejsca. Zaczyna gadać sam ze sobą.

Gdyby  człowiek  dostał  w  twarz,  przynajmniej  bez  problemu  mógłby oddać...

Nie rozumiem, znów czegoś nie rozumiem.
Co  taki  człowiek  czuje? Czy sprawia mu to przyjemność? Czy to jakaś metoda  na załatwienie czegoś? Ale czego? Może pozbycie się kogoś? Ale to  nie  łatwiej  po  prostu  wprost  powiedzieć?

Dlaczego  udzie  potrafią  być  tak  okrutni.  Zazwyczaj  Ci,  których wspierasz, pomagasz, którym dajesz serce na dłoni.

Jak  kiedyś  jeszcze  od  kogoś  usłyszę,  że  dobro czynione - do nas powraca - to mu się roześmieję prosto w twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz