poniedziałek, 29 października 2012

Dzień siódmy - Przeleciało...

Och, nie pisałam nic przez ostatnie dwa dni, ale żyję i mam się dobrze.

Wynikało to z tego, że dziewczę, które traciło czas w poprzednie dni postanowiło nadrobić zaległości. Piątek i sobota wyrwane z normalności.

Trzeba swoje pomysły zacząć przelewac na "papier" czyli do dokumentów.

Akurat znalazłam moment - kiedy nie mam żadnych pilnych fuch do zrealizowania.

To ma swoje dobre i złe strony. Dobra strona - to taka, że mogę coś robić dla siebie - bo jak nie zacznę konkretnie podchodzić do swoich pomysłów to za ruski rok żadna firma nie zakiełkuje.

Zła - bo tych zleceń potrzebuje, aby przetrwać kolejne dni.

Zlecenia maja to do siebie, że naraz się pojawiają - i nie mogę im powiedzieć "pa, pa" bo muszę ich mieć wiele - za mała kasę, żeby zebrać cash na życie i na głupi frankowski kredyt.

Efekt jest taki, że gdy wpadnę w wir zleceń to "moje ja" jest zaniedbane a przede wszystkim zaniedbany jest mój syn, który robi sobie co chce - bez żadnej kontroli. No ale co? - matka musi zarabiać, żeby miał co na grzbiet założyć.

Słabo wygląda wówczas też moja świetlana przyszłość bizneswoman.

 Trudno to wszystko pogodzić, ale ostanie dwa dni trochę przyspieszyły moje ruchy!

Tak, mam spisane i opisane moje pomysły. Całe trzy.

Teraz będę po kolei je rozkładała na czynniki pierwsze. Analiza rynku, potencjał, słabe i mocne strony, aż w końcu P&L.

Przez te dwa dni owocnej pracy właściwie zapominałam o jedzeniu. Niestety nie trzymałam się 3 godzinnych przerw.

Dziś za to, pojechałam z dietowym obiadem do mamy - a na obiad w diecie z wygodnadieta.pl była porządna fura jedzenia.

Tak więc mój talerz nie wyróżniał się wielkością od pozostałych biesiadników.

A okazało się też, że i zawartość talerza niewiele sie róźni.

Przeleciał ten tydzień....

Dobranoc :)

WIELKI obiad - Gulasz z indyka po francusku z makaronem
fussili i gotowaną marchewką z groszkiem

Kolacja - Placki warzywne z kwaśną śmietaną

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz