piątek, 24 stycznia 2014

Dzień czterysta pięćdziesiąty trzeci - Historie szpitalne c.d.

I znów historia szpitalna...

Sytuacja jest taka - człek po ciężkiej operacji jest zaniepokojony, ma gorączkę i coś nie jest ok z raną.
No to jedzie do szpitala, gdzie miał operację. Bo gdzie mógłby pojechać?
No i wpada w głęboką dziurę. Na izbie przyjęć.
Zaczyna się od tego, że musi po raz kolejny wypełnić kwity odnośnie ubezpieczenia - bo ewus nie działa i nikogo nie obchodzi, że przecież dwa dni wcześniej wyszedł z tego szpitala. No dobra - małe zło.

Siada na izbie przyjeć i siedzi i siedzi. Obok jest babka z bólami porodowymi - ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu zajmują się ta panią po jakimś czasie pielęgniarki. Nie ważne, że dwa dni wcześniej wybucha w PL afera z śmiercią bliźniaków. Lekarza nie ma.

I kiedy człek dopytuje się o to kiedy, ktoś człeka obejrzy - to dowiaduje się, że lekarz pojawi się za godzinę (dwie godziny od człeka przyjścia) - bo nie ma go na oddziale! Jak to?

To nie system jest do dupy.... to ludzie są do dupy (sorry, za wyrażenie, ale to jest delikatne podsumowanie tego, jak człowiek człowiekowi pomaga. Szczególnie, gdy człowiek ma misję pomocy człowiekowi. I gdy jest tak poważna i szczególna sytuacja...

....

I tak niech trochę już słońca zawita w życiu... Dobrego początku weekendu...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz