Nagle poczułam zapach jakby makaron się przypalał, więc nie wiele myśląc rzuciłam się do niego. Złapałam garnek i sito i rzuciłam się do zlewu.
Wszystko to robiłam w słuchawkach na uszach (długi kabel).
Nie przewidziałam jednak, że mój ukochany kotek jak tylko zauważy poruszający się kabel - na niego zapoluje. Niestety tak się stało nieszczęśliwie (uchwycił łapkami bliżej kompa), że musiałam puścić garnek i łapać kompa. Dobrze, że poczułam pociągnięcie kabelka, bo byłoby po kompie...
Kompowi nic się nei stało, wrzatek za to poleciał mi na nogi - na szczeście niewielka resztka, ktora ostała się w makaronie (bo nie do końca jeszcze się przypalił).
No i lany poniedziałek miałam, oj miałąm...
No i oparzenie - jak zwykle w święta... na szczęscie już nie boli :)))))
P.S. Poniżej zbój, który traktuje krzesła jako najlepsze zabawki do wspinaczki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz