niedziela, 29 grudnia 2013

Dzień czterysta dwudziesty dziewiąty - Historie wigilijne - part 2

Historie wigilijne, które poznaję jak pisałam wcześniej są wesołe ale tez te smutne, tragiczne.

Dziś będzie ta smutna - choć nie miała być - ale jakoś tak w związku z śmiercią wrażliwego Kilara a trochę też z wydarzeniami w Wołgogradzie.
Dlaczego? Dlatego, że wrażliwych ludzi często zauważa się po ich śmierci. I dlatego, że cały czas zastanawiam się jakim desperatem trzeba być żeby popełnić samobójstwo.

Ona i on. Ona na rozstaju dróg. Skrzywdzona w poprzednim związku. On pojawia się nagle. Jak wybawiciel.
Ona nie chce żadnego związku. On mówi jej, że nie pozwoli nigdy jej skrzywdzić. Zaklina się na swój honor i przysięga na swoja zmarłą mamę. Że zabije jak ten poprzedni jeszcze raz ja skrzywdzi.
Mówi, że jest dla niej wszystkim. Że zaopiekuje się nią. Że nie będzie musiała nawet pracować - bo ma kasy jak lodu. Ona mu ufa. Ona się zakochuje. I oddaje się cała. Ale jemu to nie wystarcza.

Ale pojawiają się problemy. Bo on ma remont mieszkania i problemy chwilowe finansowe. Które zresztą trwają ponad rok. Ona go utrzymuje, daje kasę, kupuje ubrania, codziennie chodzi na obiady i to nie do baru mlecznego (przecież on shitu nie będzie jadł), zabiera go ze sobą jeśli gdzieś wyjeżdża, pożycza sprzęt elektroniczny - bo coś mu się zepsuło, czasami gotuje, a i daje mu dach nad głową. On kocha. Przeprasza. Mówi, że to chwilowe. Ale ona mu nadal wierzy. I brnie dalej. Nie widzi, że jest całkowicie pod jego wpływem. A on - coraz częściej ją rani, coraz bardziej nią manipuluje - bo gdy się chwilę spóźnia - robi  jej awantury, jak zagada się z koleżanką - to ją rzuca - bo ona go nie szanuje. Rollercoaster. Ale ona nadal mu wierzy, że ją kocha. Nabiera się na drobne kłamstwa. Choć mówiła mu, że najważniejsze dla niej to mówienie prawdy. Bo ten poprzedni ja okłamywał.

A i jeszcze - mówi jej, że za mało spędza z nią czas, że w pracy jej nie szanują, że powinna to rzucić w cholerę. No i robi to. Ale jak znajomi ja urządzają huczne pożegnanie, to nawet nie może tam być - bo nie odbierała setek telefonów w tym czasie od niego - i on przyjdzie i zrobi jej publicznie awanturę.
I kiedy nie ma za co on i ona żyć - to znika z jej życia. Nie ma odzewu na maile, sms, telefony - błagania o litość o znak życia, o powiedzenie prawdy...

Dziewczyna z długami nie do przejścia, zaraz bez dachu nad głową, bez zasiłku - bo niestety dłużna jest jakiś podatek vs US. Wpadła w spiralę finansową. Bo chwilówki. Pętla się zaciska. A gdy ktoś pyta o ten sprzęt, co mu pożyczyła - i którego sprzedaż pokryłby chociaż czynsz za mieszkanie - to tłumaczy, że pewnie mu jest bardzo potrzebny - do kontaktu ze światem. Z nią. A sama już nawet nie może do nikogo zadzwonić. Bo rachunki niepłacone.

Do tego jeszcze bliska jej osoba wymaga eksperymentalnej terapii rakowej - a ona nie ma jak pomóc. Czyż nie on będzie miał życie ludzkie na sumieniu?

Nikt nie może jej pomóc. Nikt. Poza nim.

I w wigilie - przepłakała cały dzień siedząc nad kuchenka gazową. Szukała winy w sobie. Widzi ją tylko w sobie. Nie w nim.

Nie wierząc w słowa ludzi. Że on po prostu ja wykorzystał. Że dała się nabrać. Że to drań i pewnie dziś uczestniczy w kolejnej podobnej historii - z inną kobietą. Wierząc, że on nadal ją kocha. Licząc, że się obudzi i powie jej przepraszam. Że się pojawi i wyjaśni jej dlaczego ta się stało. Czy może jej pomóc. Czy ja kochał chociaż przez chwilę. I dlaczego ona ta cierpi. Najbardziej w swoim życiu.

W wigilie zakręciła ten kurek. Dała sobie czas do Sylwestra. Mam nadzieje, że da sobie więcej czasu. I mam nadzieje, że historia dobrze się kończy.

Kochani ludzie. Patrzcie szeroko otwartymi oczami na swoje i innych życie i na miłość... bo pod wpływem emocji człowiek ślepnie... i często jest później trudno wyplatać się, odwrócić sytuacje i odbudować swoje życie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz