piątek, 6 grudnia 2013

Dzień czterysta szósty - Czas, którego nie lubię

No i zaczął się ten najgorszy okres, którego nie lubię.
W tym roku szczególnie nie lubię. Nie lubie bo komercha. Ale nie lubię tez, bo już nie wierzę w to, że kiedyś mój syn będzie czekał tak jak inne dzieci z mlekiem i ciastem na przyjście Mikołaja. To, że Mikołajem dla mnie będzie - tez nie wierzę. Po prostu jest mi strasznie przykro. Pomijając to, że ja naprawde nie mam pomysłu na niespodzianki dla niego. A jak coś widzę, to akurat w tym roku jest to poza moim zasięgiem. A już dziś naprawdę poryczałam się po wyjściu ze szkoły dzieciaka... bo te wszystkie prezenty - a czuje jakby mój syn dostał guzik z pętelką...

Do tego wszystkiego przez to wietrzysko noc była ciężka. Cięższa niż poprzednie. Bo jak już trochę zaczynam akceptować fakt, że od momentu, kiedy jest śpiący - muszę przy nim być - a każde moja próba wyjścia z łóżka - nawet do kibla - kończy się natychmiastową syna pobudką i waleniem w ścianę głową. Inna sprawa, że bardzo krótko śpi. Ale z tym jakoś sobie radzę. Psychicznie sobie nie radzę, że musze spać z dużym chłopcem, i że de facto jestem od 21 do 7 rano jego niewolnicą.

Dziś o tyle było gorzej, gdy zerwał się orkan, zerwał się tez mój syn i zaczął mnie gryźć... i atakować. Nie da się uciec. Az do krwi.
Och, chyba mi się blogi pomyliły, bo miałam tu o moim synu - autyście nie pisać... Ale te noce to chyba konsekwencja tego, że odszedł Kazik. Bo od tego czasu trwa ten koszmar...

A orkan? Poczułam się dziś w pewnym momencie dnia jak w grze komputerowej. Poranny wypad do Centrum Onkologii - ładne 30 km drogi obwodnicą - był spokojny i uśpił moja czujność.. Lecz koło 14 rozpoczął sie atak konarów z drzew, oślepiającego śniegu w pysk i ślizgawka... Więc musiałam unikać przeszkód - tak jak w grze :) - a to konar - a to kierowca bombowca, który najwyraźniej nie zmienił jeszcze opon. W sumie to trochę adrenaliny. I pozytywnej, bo wysmarowałam kolejnego maila w sprawie osoby, która mnie skrzywdziła... A szczególnie dziś mnie to dotykało rano. Ale o tym może jutro...

Ale szczęśliwie dotarłam do domu, choć przez te zabawy w test drive 3 niestety znów zaczęła mnie bolec noga. No tak - przy takiej pogodzie - to częściej się naciska sprzęgło... sama jestem sobie winna...

Och, niech dziś będzie spokojniej, niech chociaż dzieciak prześpi noc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz