Nie jest mi dziś do śmiechu. Cała noc i dzień bez snu. Atak za atakiem dziecka. Ani leki, ani uspokajanie, ani nawet podwójne dawki leków uspokajających nie dawały rady. Mama w zasięgu reki - to drapanie, szczypanie, gryzienie, wyrywanie włosów. Brak mamy - to wrzask, walenie głową w ścianę, w kaloryfer... Pewnie i sąsiedzi przez to nie spali...
Do tego jeszcze usłyszałam dziś potok niemiłych słów.
Ile mam jeszcze wytrzymać? Co ja zrobiłam złego?
Synku - co ja Ci zrobiłam złego... Jak ja mam Ci pomóc? Jak Ci ulżyć? Jak dać Ci spokój?
Nie umiem. I wiem, że tego wszystkiego nie robisz specjalnie - nie zależy to od Ciebie. Jak Ci zrobić milszym ten świat?
I dlaczego mnie otaczają do tego dranie, chamy, kłamcy, oszuści i złodzieje, którzy obciążają moje myśli i moje działania tak mocno, że czuje się zagubiona....i tyle we mnie nerwów, smutków, niepokoi, które przekładają się synu na Twój stan...
Co ja Ci robię....?
Wzięłam sama leki na uspokojenie. I może po tych wariackich 24 h dzieciak wreszcie padnie....
I znów zapytam...
No i Panie Boże - gdzie Ty jesteś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz