czwartek, 19 grudnia 2013

Dzień czterysta dziewiętnasty - Świąteczni męczennicy

Zaraz zawisnę na suchej gałęzi - ale tak sobie przeglądam to co moi znajomi piszą na FB i mam wrażenie, że okres przedświąteczny to czas samych - no prawie samych - męczenników :)))
Cel: zajechać się - i przy stole wigilijnym mieć oczy na zapałki i umierać ze zmęczenia.

Mnie to już sam poziom stresu w powietrzu wokół ludzi przeraża - oddychać się nie da... Żywi ludzie zamieniają się w zaprogramowane androidy (trzeba to, trzeba tamto, muszę kupić, muszę zrobić aaaaaaaaa) A ja myślałam, że święta są dla ludzi...

Wracając z Krzeska wstąpiłam do L. tylko po papier toaletowy i owoce dla syna...
Cała podróż i konsultacje tak mnie nie zmęczyły - jak rozmowy ludzi w kolejce, jak rozpychanie się łokciami, jak rozmowy przez tel, gdy matka wrzeszczy na córkę, że jeszcze nie wytrzepała dywanów...
A jeszcze tekst - no to cioci kupmy te rajstopy ciepłe i ten portfel - tani jest - bo ona i tak nam nic atrakcyjnego nie przyniesie... Boszzzzzz....

Dla tych androidów brak karpia na stole - to koniec świata...

A brak w nich też empatii - bo bez znaczenia jest to ich gadanie o mieć, chcieć, kupić, brać... a tyle osób obok nich nie może ani mieć, ani kupić, ani dać a nawet zjeść...

Nie lubię Świąt... w świecie androidów i męczenników.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz