poniedziałek, 8 lipca 2013

Dzień dwieście czterdziesty ósmy - Walka z lwami

Zamiast się skupić na pracy - to mam same atrakcje.
Zamiast wyluzować - to tylko się denerwuje.

Pogoda dopisuje - to dzieciak wyrywa się do wody.
Jak wychodzi z wody to chce jeść.
Jak już padnie w sen - to ja też padam.
A do tego koty szaleją i się szlajają.

Przy okazji denerwuje się na cały świat, na ludzi, na konflikty, na kłamstwa, na obietnice, na niemoc.

Mam niemoc.
I chyba z tego powodu przyśniło mi się dziś, że jestem na Jelonkach. Całe Jelonki obrośnięte są gigantyczna roślinnością.W tej roślinności królują lwy.
Ale z jakiegoś powodu codziennie muszę wychodzić z moimi kotami na smyczy - tak jak zwykle robi się to z psami. I przedzierając się przez te chaszcze wyłania się przede mną wielki lew. Przynajmniej 5 krotnie większy niż przeciętny lew. Wyglądał jak olbrzym prawie równy niskim blokom. I ten lew mnie zaczyna atakować - nie koty - lecz mnie. I koty próbują go drażnić, żeby mnie zostawił w spokoju. I dochodzi do walki. I jeden z moich kotów (nie wiem który) wbija mu pazury w oczy. To go oszołamia, lecz zdołał kotu wyrwać obie łapy. Drugi kot chwyta te łapy. Ja chwytam rannego kota i uciekamy... ale za nami biegnie reszta lwów z stada olbrzymów...

Może mnie nie dopadnie...

Kot jak lew w buszu





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz