środa, 17 lipca 2013

Dzień dwieście pięćdziesiąty siódmy - Diseastery

Pisze tak co dwa dni  - wakacyjnie... tak jakoś mi wychodzi.
Może to też przez to, że w sumie nic specjalnego na głuchej wsi się nie dzieje.

Niestety juz jutro wracamy. Niestety bo pogoda się polepsza - a ostatni tydzień to dla mnie była gehenna.

Z planów niewiele wyszło. Z planów pracowych - bo wiadomo - w czasie deszczu dzieci się nudzą.
Dlatego tez spędzaliśmy czas na spacerach. A ja oprócz tego na gotowaniu, czytaniu, bawieniu a jeszcze na dodatek na ratowaniu łazienki przed potopami - bo dziecko kapało się zamiast w basenie w brodziku.
Ech, na dodatek zauważyłam, że jedna deska nie została właściwie polakierowana - i ta woda może być problemem. Ale martwic się tym będę później.

A wczoraj to już miałam naprawdę wszystkiego dość.
Zaczęło się po północy - gdy jak zwykle mój ulubiony bank o 0:57 poinformował mnie o tym, że spłata raty kredytowej nie została przeprowadzona automatycznie.

Kolejno - mój ulubiony pies sąsiadów zaczął strasznie szczekać - tak koło godziny 6 rano... a ja po tym sms od banku jakoś nie bardzo mogłam usnąć.

O 8 rano moi ulubieni sąsiedzie - zaczęli stukać talerzami. Szlag by to trafił, że musza akurat pod moim oknem sobie uskuteczniać życie towarzyskie!

Następnie gdy zobaczyłam słońce - mimo, że temperatura była dość niska - odsłoniłam basen. I zobaczyłam kolor ciemno zielony!

Nie odsłaniałam go prawie przez tydzień. Jednak temperatura wody była wysoka i co - i zalęgły się algi.
Urządziłam dziecku wycieczkę do Gniezna - a miałam nigdzie nie jeździć samochodem! Kupiliśmy butelkę Algi off (na szczęście za całe 10 zeta) - ale buteleczka ta wystarcza tylko na połowę pojemności basenu. I to nie na kuracje szokową. Cały wieczór się tym zamartwiałam - na szczęście dziś pogoda znów nie jest rewelacyjna i może do jutra basen zmniejszy intensywność zieloności.

Na koniec dnia - mój ulubiony kot wpadł jak do pożaru z patykiem od szaszłyka w zębach. Wpakował się na kanapę - tłustym patykiem ja obsmarował i zaczął fuczeć - gdy zabierałam mu złodziejską zdobycz. Wyobrażam sobie miny sąsiadów - gdy nagle w trakcie jedzenia - wpadł taki kot i im porwał patyk sprzed nosa :)

A dziś z rana - znów u sąsiadów stukanie talerzami. I dziecko mi się obudziło nie w humorze. I co? I zaczęło szarpać zasłony - tak, że wyrwało karnisz. Znalazłam wściekła strasznie - jakas resztkę gipsu budowlanego i zatkałam otwór - ale czy to wytrzyma?

Diseastery były na powitanie. No to są i na koniec...
Więc na koniec tej części lata parę zdjęć z ostatnich dni...

Ciasto ucierane z malinami

Nieszczęsny karnisz :(

Patyczek ukradziony przez mojego kota

Kot i próba wskoczenia na drzewo

Pożegnalny wieczór




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz