sobota, 13 lipca 2013

Dzień dwieście pięćdziesiąty trzeci - Nie lubię śnić

Ostatnio rozmawiałam dużo z znajomy, który dostał nieprawdopodobna propozycje pracy od człowieka, którego właściwie nie znał. Ale to było dość nieprawdopodobne to co miał robić. Wiele osób jest na rynku takich, które miały większe kompetencje i doświadczenie. Mało tego wiązało się to z wyprowadzka na jakiś czas z miejsca gdzie mieszkał. Dla mnie to było dziwne, tym bardziej, że jeszcze ta osoba zapłaciła parę złotych za fakt, ze się nie wycofa z projektu. Ale wszystko poza tym było realne. Znany na rynku człowiek. Z powiązaniami. Żadna ściema.


Ale pierwszego dnia po naszej rozmowie przyśnił mi się taki sen.

Jestem u mojego znajomego w domu. I przychodzi do niego staruszka podparta na ramieniu innego staruszka. Ledwo żywa. Okazuje się, ze przychodzi do niego po to, żeby grac na perkusji - uczyć się.
Ale znajomy nie miał ochoty na to. I ta staruszka odchodzi, po czym dzwoni ten schorowany starszy pan i mówi, ze pan wielka krzywdę jej zrobił. Bo ona żyła tylko po to by grać. I zmarła po powrocie do domu.

I następna scena. Nie możemy się skontaktować z tym znajomym i jedziemy do jego domu. Wiedząc, ze mógł sobie coś zrobić. Bo miał broń.

I podchodzimy pod dom, a tam się otwierają wielkie okna - i wyglądają dwie kobiety ubrane na czarno. W koronkowych woalkach. I mówią, chodźcie, chodźcie, musicie nam pomóc.
Nogi pode mną się ugięły.Byłam pewna, ze nasze obawy stały się faktem.
Weszliśmy - a tam w wielkim pokoju leżą ludzie pokotem na podłodze - ubrani w białe stroje (jak do karate) i sie nie ruszają. I wtedy ta starsza pani w koronkach mówi, ze trzeba zabrać mojemu znajomemu broń, bo jak sie rusza to pistolet strzela na wszystkie strony i dlatego nikt sie nie rusza.

Wtedy zapytałam - a dlaczego pani jest ubrana na czarno? Ona odpowiedziała, że oni są ubrani na biało i prosto - to ona jest na czarno i w koronkach. I obudziłam się.

A w życiu prawdziwym... Znajomy już siedział na walizkach gdy zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Otóż ten oferujący pracę zadzwonił, ze jest w szpitalu - bo tak jest przejęty tym projektem, ze ma kłopoty z sercem. Niby to realnie zabrzmiało - do czasu jak nie poprosił o kasę na leki. Mi to już śmierdziało i mówiłam, stary z moimi doświadczeniami z oszustami - to jakaś ściema na maksa. Jak to ON nie ma kasy? No ale człowiek człowiekowi pomaga. Niezależnie od tego czy to prawda czy nie prawda. Ufa naiwnie w takich sytuacjach.

Dzień przed wyjazdem kolejny telefon, że ten facet wyszedł ze szpitala ale jechał na inauguracje jednego projektu (co znów było prawda - bo można było o tym przeczytać w net) - ale miał wypadek samochodowy i leży ze złamana ręka i jest na obserwacji z obandażowana głowa. Tym razem znajomy zaczął dzwonić po policji ale dowiedział się tylko, ze  wypadków jest tyle i tyle w Polsce i niczego konkretnego się nie dowiedział. Miał dostać od tego człowieka kontakt do kogoś kto go w tym mieście przejmie, ale nic nie dostawał... Dzwonił i dzwonił i wreszcie postanowił jednak pojechać.

No i szlajał się po tym mieście zastanawiając się co zrobić przez cały dzień, bo nadal nie mógł sie skontaktować. Kupił powrotny bilet i kiedy już był w pociągu zadzwonił telefon.

Słowa były okrutne - ten człowiek zmarł - godzinę przed wyjazdem tego znajomego z tego obcego miasta.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz