piątek, 11 października 2013

Dzień trzysta czterdziesty drugi - Życie - nie ma na to rady

Masakryczny ten tydzień.
Poza zjedzeniem telefonu dziecko mi urwało kabel od prysznica. Lokal przeleciał koło nosa. A jeszcze zapomniałam dodać, że w zeszłym tygodniu dostałam mandacik za niedopłatę za parking.
Same straty. Do tego planowany na dziś wyjazd do Siedlec został odwołany - a wiadomo - takie odwołanie to dla mnie mniejszy zarobek.

Wczoraj był 10-ty czyli płacenie rachunków. Wczoraj też po raz kolejny zrozumiałam, że nie mam co liczyć na zrozumienie ludzi albo wsparcie tych od których jego powinnam wymagać. A słów, które mnie ranią przez ostatni tydzień usłyszałam tyle, że zastanawiam się czy do cholery ja naprawdę nie widzę wszystkiego inaczej niż inni. I to jest straszne, że zaczynam w taki sposób patrzeć, zamiast przeciwdziałać tym słowom.

 I tak sobie dziś rano popatrzyłam na tą kupę kubków do umycia po kawie z fusami - nie moich, na stos brudnych ubrań - nie moich, na kupę kota, bo zrobił ze złości pod drzwiami, na ten kabel, na zepsutą zmywarkę, a urwaną klapę do kibla, na urwane drzwi od szafki i po prostu się z bezsilności rozpłakałam.

I nawet już się nie wściekam. Po prostu nie mam siły już nawet na złość. To bezsilność.

Więc zamiast do Siedlec jechać, poszłam na spacer. Na spacer, żeby pogadać ze swoim aniołem o to, żeby dał mi tylko chwilę wytchnienia. Bo coraz bardziej mnie paraliżuje strach. Bo w takim psychicznym stanie nie będę mogła skoczyć choćby projektu, który mam do wtorku złożyć - choć już mi życzliwi ludzie zasugerowali, że nie mam żadnych szans.

Nie, nie będę ich słuchać. Lokale już kolejne dwa mam do obejrzenia. Dziś napiszę dwie umowy, odpiszę jednemu panu na temat warsztatów, napiszę pismo do US, zrobię tabelkę dla księgowości, no i rzucę okiem na rachunki, żeby wiedzieć co mnie czeka :(((( Jutro skończę projekt.
Plan jest. Nikomu nie pozwolę go zniszczyć.

Dobrego weekendu :))))))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz