niedziela, 27 października 2013

Dzień trzysta pięćdziesiąty ósmy - Wojna?

Myślę sobie, że pora na mocniejszą grę...
Ile mam błagać kogoś o oddanie mi kasy?
Maile, poszukiwania, smsy, informacje, że nie pracuje - tzw. pierdolenie o szopenie...
Ile mam czekać? Grzeczna, cicha, spokojna, błagająca, cierpliwa byłam...
Nie chciałam nikogo skrzywdzić - tylko odzyskać to co utraciłam...
Łącznie z tym, że wybaczyłam - ba! nawet chodziło mi o to, żeby oczyścić co złe... i zapomnieć o tym co złe.

Chodzi o życie... Jakim prawem mam na to, komuś pozwalać? Nie chodzi o mnie. O syna.
Jak mogę tak dalej tkwić i całować stopy a nie postawić na swoim? Jakim prawem ten ktoś może mi to robić?

Wszak mogę wykorzystać narzędzie, które mam... Media...

W tym FB. Taki obrazek z opisem i z prośbą o udostępnianie znajomych i ich znajomych - pójdzie w świat i nikt go nie zatrzyma - choćby chciał...

Jak ma coś mi zrobić, to za późno, bo jak nie daj Boże coś mi się wydarzy (wyobraźnia moja jest wielka) - nawet jak moje serce tego nie wytrzyma, to już jest za późno....

Jestem załamana, bo złamałabym wszystkie moje moralne zasady... Ale czy ludzie nie walczą o swoje i swoich bliskich życie...

Mam czas na myślenie do środy rano - i wreszcie coś muszę zdecydować...

A dziś i byłam w pracy i rzygam jak kot i każda żyła mnie już tak boli, że żadne środki nie pomagają...
Jutro muszę jednak się zawziąć i pojechać do Siedlec...











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz