poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dzień dwieście dziewięćdziesiąty siódmy - Śmiecie i w realu i w głowie

Słowo o śmieciach bo winna jestem ta opowieść jako errata do całej historii śmieciowej: Otóż miałam w sobotę bliskie spotkanie z panami od śmieciarki. Pan zajrzał do mojego wora ze śmieciami. Czepnęłam się go, że mi zagląda w życie. Pan zaczął się tłumaczyć, że to niezwykłe, że tylko jeden worek z plastikami mu daje - myślał, że mieszane śmieci mu dałam. Wytłumaczyłam panu, że nie mam tylko jeden kosz w kuchni na plastiki a papierki lądują w kominku, odpadki kuchenne w kompostowniku, a że się dobrze prowadzę to szkła nie produkuje :)))) Pan skwitował moje słowa stwierdzeniem, że dziwna jestem. No cóż...

A poza śmieciami wydarzeń niet.
Nie mogę się podnieść i przestać myśleć.
Nie chce mi się z nikim gadać.
Ale z drugiej strony niewątpliwie jestem na siebie wkurzona. Bo w tym hałasie myśli nie mogę ruszyć się dalej.
Odnośnie klienta, który powiedział mi, że sobie dam rade postanowiłam jedynie, ze dość już z nim jakiejkolwiek współpracy - chociaż to kompletnie nie załatwia żadnych problemów. No w sumie załatwia tyle tylko, że w jednym przypadku już nie nastawie się na oszustwo.
W tym przypadku...
Jak ma odzyskać swoje - też nie wiem. Beznadziejnie wierzę w to, że kogoś ruszy sumienie. I to już! Natychmiast!

Nie wiem co mam zrobić, dokąd pójść... Nie wiem...
Sama sobie chyba dziś kopa sprzedam, żeby przynajmniej załatwić sprawy nie cierpiące zwłoki - a jak się nie skupię przez kolejne dwa dni, to będę mogła zapomnieć o realizacji celów.

Co z prywatą? Powiem tak jak Scarlett O'Hara - pomyślę o tym jutro - a tak naprawdę w czwartek.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz