środa, 14 sierpnia 2013

Dzień dwieście osiemdziesiąty piąty - Promyk słońca

No nie jest tak jakbym chciała, żeby było.
Ciągle się wkurzam - i bez kija do mnie nie należy podchodzić :)

Ale czasami człowiek nieoczekiwanie w taki niby kiepski dzień napotyka się na życzliwość innych ludzi i słońce mu zaczyna świecić.

Mój syn niestety cierpi przez moje działania. A właściwie nie moje - tylko nieuczciwych ludzi.
Siedzi teraz w Warszawie i się nudzi. Poza jedzeniem specjalnie dla niego - nic nie dostaje extra. Ani ciuchów ani zabawek. Ciuchy nie rosną - a zabawki zdychają. Dziś rano padł definitywnie keyboard - to wielka rozpacz.

Strasznie mi smutno z tego powodu. No ale nie mogę nic na to obecnie poradzić. Liczę na to, że się to zmieni.

No i dziś przyszła przesyłka. Zdziwiłam się, że kurier zadzwonił do drzwi.
Kurier przyniósł książeczki dla mojego syna. Książeczki od kompletnie nieznajomego mi człowieka.

A historia jest taka, że jeden pan z Wielkopolski czytał mojego bloga. Dotarł do mnie i napisał, że chce mi wysłać katalog z różnymi produktami. Cóż - zgodziłam się. Ale nie spodziewałam się tego!

Pół dnia mój syn siedział z wypiekami na twarzy. Myślę, że niejedną godzinę jeszcze tak spędzi...

W takich chwilach nawet nie wiem jak mam dziękować za radość mojego syna.
Serce mi się raduje, że ten pan wzmocnił znów moja wiarę w to, że wspaniali i dobrzy i co najważniejsze bezinteresowni ludzi chodzą jeszcze na tym świecie.

Dobrej nocy... i dobrych ludzi na waszej drodze Wam życzę...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz