czwartek, 29 sierpnia 2013

Dzień trzy setny - Nienawidzę szpitali

Przez swoje ostatnie lata życia zbyt dużo miałam do czynienia ze szpitalami.
Miałam nadzieje, że już swój przydział wykorzystałam. Niestety los nie jest łaskawy.

Te poprzednie razy kończyły się nie tak jak każdy chciałby, żeby się skończyły. A 4 miesiące z dzieckiem w szpitalu ciągiem to było zbyt dużo. Teraz będzie inaczej. Jednak uraz pozostał. Zresztą nawet po sądach się z jednym ze szpitali ciągałam...

Teoretycznie wcale mnie szpital nie przeraża, jestem spokojna, nie denerwuje się - ale mój organizm szaleje.
Wchodzę do szpitala normalnie. Nie odrzuca mnie zapach, bo dziś już szpitale tak nie śmierdzą jak kiedyś.

Ale - nie chce nikogo urazić - jak widzę to co się tam dzieje, to zaczyna mi się w głowie kręcić. I choć miałam dziś nadzieje, że lata płyną i że wszystko musi się przecież zmieniać na dobre - wszak choćby w serialach tak pięknie wszystko wygląda... to nie jest prawda... nic się nie zmienia...
Normalnie fabryka. Ale taka, w której przedmiot produkowany może być lekko wybrakowany a i jak spadnie z taśmy produkcyjnej, to nie ma się czym przejmować...

Przed operacją - ktoś ma wysokie ciśnienie - i naturalnie, że przed narkoza nie powinno się takiego mieć - lekarz zleca zmierzenie przed - ale jakoś pielęgniarka o tym kompletnie zapomina...

Sala operacyjna - gdzie przez dziurkę od klucza - taką jak kiedyś były w drzwiach - właściwie wszystko można obejrzeć...

Stażyści - którzy tłumnie pakują się w trakcie usypiania pacjenta - i nikt nie spyta, czy mogą w trakcie przygotowywania pacjenta być na sali - przecież to intymne bardzo chwile. Przecież ludzie raczej się zgodzą - ale nie podoba mi się taki stosunek do pacjenta...

Pacjent wyjeżdża z operacji i jak nie ma przy nim nikogo bliskiego, to nikt nie zadba, że z gołą pupą może wyjechać z tej sali... a ludzie siedzą, bo żeby była jasność, akurat w tym miejscu ludzie siedzą tuz przy sali operacyjnej...

No i śmichy chichy, które słychać z tej sali operacyjnej... w trakcie prowadzonych zabiegów - to nie jest fajne...

Czepiam się, no pewnie trochę tak, ale to własnie nie fabryka, tu są ludzie... i nie chodzi mi o śmiertelną minę - ale o trochę empatii dla przerażonych ludzi...

Fatalnie się czuje... Psychika poszła w tango z moim zdrowiem fizycznym. Jutro będzie lepiej.

P.S. Ale, ale - jedynym szpitalem w PL (bo tez znam z własnego doświadczenia szpitale w DE) gdzie czułam się inaczej, choć niejedno tam przeżyłam - ale stosunek personelu do zagubionego i chorego  człowieka jest inny - ludzki to Centrum Zdrowia Dziecka...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz