sobota, 29 czerwca 2013

Dzień dwieście trzydziesty dziewiąty - Zmęczenie materiału

Chyba mnie dopadło zmęczenie materiału. Dzieciak potopy uskutecznia w brodziku (a niech się leje! przecież sąsiadów nie zaleje). A jak nie w brodziku to mi w kółko puszcza jakieś granie na keybordzie. 

Niech już będzie pogoda. 


Albo niech los mi przyśle jakiegoś posłańca, co zdejmie ze mnie ciężar na chwilę myślenia - i pozwoli w spokoju cieszyc sie wsią, wyczyscić basen, podlewać rosliny, umyć okna, zmienić pościel, poczytac ksiązkę o i popracować... o i wina bym się napiła (nie pamiętam jak smakuje)


I niech milczy... bo gadac mi się nie chcę :) A i niech usnie z dzieckiem i dziecka kopanie w wątrobę niech weźmie na siebie... (bo to nie jest tak hop siup - syn choc zna miejsce - przez pierwsze noce sam nie będzie spał).


 No jeszcze mógłby z nim pojsc na spacer z extra gryzieniem - bo pies zaszczeka w oddali... 


I godzinę z nim spędzi przy zupie... 


Nie, nie jestem zła matką, która ma dość dziecka - tylko sobie przez chwilę pomarzę, że jest normalnie i, że 14 latek może sobie sam zrobić coś do zjedzenia...i sam może sobie pobiegać za piłką... o! :) Chyba mi wolno... a może nie? :)))))


Jutro wstanę i nie będę marzycielka - mam kupę roboty do zrobienia. I wstane nim on wstanie. Tak będzie najlepiej.


P.S. Dzis zadnych disasterów nie było :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz