sobota, 16 marca 2013

Dzień sto czterdziesty czwarty - Papa - papież

Podoba mi się Franciszek.
Nawet w wymowie brzmi tak blisko.
Benedykt tak wielce, możnie, zimno. Choć dobroć w nim też była.

I te buty takie niedoczyszczone. I ten uśmiech. I te gesty. I to takie normalne potknięcie się. A i spacer po Rzymie. I nie robienie tajemnic z konklawe.
Tak wszystko prosto.
No bo on nie ma być księciem, któremu bić pokłony należy.  Bogu hołdy oddawać. On nie ma być Bogiem. Tylko ojcem. Wzorcem. Przewodnikiem. Opieką. Wsparciem.

Niech będzie prawdziwym Franciszkiem.
Zostać biednym jest łatwo - wziąć i porozdawać swój majątek jest łatwo. Namówić do tego innych jest trudno. Oby mu się udało.

Na mnie działa - bo od dwóch dni, jak myślę sobie o instytucji Kościoła - to mi się buziak śmieje. Może nie będę mieć powodów do gadania :) Chciałabym.

Pokoju nam brak. Miłości nam brak. Prawdziwego życia - a prawdziwość nie zależy od tego co i ile się ma. I o ziemię dbać trzeba. On to wie.

I tylko się boje, że długo pożyć nie będzie mu dane. Bo świat jest zły.
I sobie o nim wspomnę przed pójściem spać... Niech ma siłę i moc... Niech robi to co dobre.

P.S. A jutro z ciekawością obejrzę Anioł Pański - ciekawa jestem co powie....
Może to Anioł właśnie :)
Obiad - Pojechałam :) Ziemniak pieczony z twarożkiem z koperkiem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz