poniedziałek, 4 marca 2013

Dzień sto trzydziesty drugi - Szkolne menu

Miałam do tej pory takiego pecha, że mimo tego, że muszę wszystko wiedzieć rzadko kiedy udawało mi się dowiedzieć co dziecko moje je w szkole.

Czasami ze szkoły przynosi kartonik mleka albo jabłko, ale jak wyglądają obiady się dowiedzieć nie mogłam.

Rano nigdy nie ma czasu o dopytanie. A po szkole dzieciak wraca z opiekunka do domu, która tez jakoś nie ma możliwości dowiedzieć się co było i czy dzieciak zjadł wszystko.

Po powrocie ze szkoły nie wygląda na głodnego :).

Pamiętam, że u mnie w szkole podstawowej obiady inaczej jakoś wyglądały. Jakoś wszystko trzeba było zjeść na jednej długiej przerwie. W szkole mojego dziecka obiad je się na raty. Są dwie długie przerwy. Na jednej dzieci jedzą zupę. Na drugiej drugie danie.

Do tego jeszcze dostaje do szkoły dwie kanapki + owoc + serek lub jogurt + wafelek + pół litra picia. I zazwyczaj już jak jestem koło godziny 18 tej wszystko jest wciągnięte.

Obiady kosztują ok. 5 zł dziennie. Panie gotują na miejscu - jedynie surówki są dostarczane z zewnatrz.
Ale rano ładnie pachnie.

No ale ciekawość mnie zżerała. I zostałam zaspokojona dziś.

Wyjątkowo odebrałam dziecko ze szkoły i ku mojemu zaskoczeniu na drzwiach wisiało całotygodniowe menu.

I jakoś mnie to menu wcale nie zaskoczyło. Myślałam, że przynajmniej ziemniaków teraz w szkołach mniej dają. A tu jak nie ziemniaki na drugie to kartoflanka na pierwsze :)

Ale chyba nie jest tak źle? Ech leniwe to sama bym zjadła...


Szkolne menu



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz