Czasami ze szkoły przynosi kartonik mleka albo jabłko, ale jak wyglądają obiady się dowiedzieć nie mogłam.
Rano nigdy nie ma czasu o dopytanie. A po szkole dzieciak wraca z opiekunka do domu, która tez jakoś nie ma możliwości dowiedzieć się co było i czy dzieciak zjadł wszystko.
Po powrocie ze szkoły nie wygląda na głodnego :).
Pamiętam, że u mnie w szkole podstawowej obiady inaczej jakoś wyglądały. Jakoś wszystko trzeba było zjeść na jednej długiej przerwie. W szkole mojego dziecka obiad je się na raty. Są dwie długie przerwy. Na jednej dzieci jedzą zupę. Na drugiej drugie danie.
Do tego jeszcze dostaje do szkoły dwie kanapki + owoc + serek lub jogurt + wafelek + pół litra picia. I zazwyczaj już jak jestem koło godziny 18 tej wszystko jest wciągnięte.
Obiady kosztują ok. 5 zł dziennie. Panie gotują na miejscu - jedynie surówki są dostarczane z zewnatrz.
Ale rano ładnie pachnie.
No ale ciekawość mnie zżerała. I zostałam zaspokojona dziś.
Wyjątkowo odebrałam dziecko ze szkoły i ku mojemu zaskoczeniu na drzwiach wisiało całotygodniowe menu.
I jakoś mnie to menu wcale nie zaskoczyło. Myślałam, że przynajmniej ziemniaków teraz w szkołach mniej dają. A tu jak nie ziemniaki na drugie to kartoflanka na pierwsze :)
Ale chyba nie jest tak źle? Ech leniwe to sama bym zjadła...
Szkolne menu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz