niedziela, 24 marca 2013

Dzień sto pięćdziesiąty drugi - Palmy voo doo

Niedziela Palmowa - i co to za niedziela palmowa jak bazi nie ma? No niby jakieś tam próbują się wybić ..ale nie są to bazie prawdziwe tylko jakieś na podobieństwo prawdziwych bazi...

Te polskie palmy niebaziowe tylko robione z suszków przypominają mi lalki voodoo.
Kojarzą mi się tak od dawna, bo babcia mi mówiła, że takiej palmy to nie należy wyrzucać do śmieci tylko trzeba spalić. Bo inaczej nieszczęście w domu zagości.

No dobrze, nie jestem pewna czy tak babcia mówiła, ale z jakiegoś powodu mi to siedzi w głowie.
I tak sobie wyobrażałam, że taka palma to trochę jak postać człowieka. I trochę jak z tymi lalkami - lalkę skrzywdzisz - człowiekowi coś się stanie. Palme wyrzucisz - szczęście z domu wyrzucisz...

Naciągane podobieństwo? Może. Ale czasami odczuć związanych z przedmiotami nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Więc w kościołach widzę las palmowych lalek.

A jak widzę lalki, to myślę sobie czasami, że chętnie bym zrobiła takie cztery laleczki. Tyle się ich nazbierało. Tylu mam takich ludzi, co mi dali popalić, sami wbili mi szpile w serce i wiele złego mi uczynili. I myślę, że świadomie. Tak naprawdę to gdyby nawet mi tylko krzywdę zrobili, to nie myślałabym o nich źle, ale przekłada się to na życie mojego dziecka.

A kto pośrednio nawet przyczynia się do jakiejś nawet niewielkiej krzywdy mojego dziecka - jest moim śmiertelnym wrogiem.  Przez ułamek sekundy tak myślę tylko. Kiedy mi jest gorzej. Smutniej i trudniej.  Bo serio, to im wybaczyłam... ale sobie nie umiem jeszcze wybaczyć, że dopuściłam do tego... Więc te lalki to raczej mi się należą :)

A zatrzymując myśl na chwilę na tych ludzkich krzywdach, mam nadzieje, że nie jestem powodem dla nikogo do stworzenia takiej kopii mnie w postaci takiej lalki. I mam nadzieje, że nikomu nie jestem powodem do smutków. A jeśli jestem - to chciałabym o tym wiedzieć, żeby wszystko zrobić, żeby zostało mi wybaczone...

I może te dni wielkopostne - w tradycji - dni skupienia -  to tez moment na to, żeby zatrzymać się na chwilę i zastanowić się czy jest ten ktoś zraniony przez nas... Bo czy można być szczęśliwym jeśli nasze szczęście osiągamy kosztem kogoś. Kto stał na naszej drodze. A kto jedna łzę uronił przez nas? I nie pisze tu o wielkich złych czynach, tylko takich drobiazgach - np. złym słowie, braku chęci zrozumienia, czy z powodu naszego zaniechania...

I sobie myślę, że sam akt przeproszenia, zadośćuczynienia nie jest tak trudny do zrealizowania jak sam fakt odkrycia tego, że komuś coś złego uczyniliśmy przez słowo lub uczynek... w tym szaleństwie życia, gdzie częściej ważniejsze jest nasze ja... niż inni - inne stworzenia.

Precz z lalkami voo doo :)

Obiad - Postnie - Kasza kuskus z pieczarkami duszonymi na łyżce masła


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz