niedziela, 16 grudnia 2012

Dzień pięćdziesiąty piąty - Niebieski miś

Dzis byłam u mamy - jak co tydzień.
I sobie rozmawiałyśmy o tym, czy jako dzieci - ja z bratem - bardzo czegoś pragnęliśmy pod choinkę dostać.
W trakcie tej rozmowy przypomniałam sobie jedno Boże Narodzenie.
Z moja mamą mamy dwie różne wersje tego zdarzenia. Ale jako mały smyk to przeżyłam i mogło w mojej głowie to się inaczej poukładać. Może dlatego, że dla mnie malucha to było wielkie przeżycie.

Otóz pamietam, że dostałam od Mikołaja takiego niebieskiego misia. Misia w jasnych spodenkach na szelkach. Misia z pięknymi oczami. Byłam zachwycona. Był oryginalny. Inne dzieci nie miały takich misiów.
Ja go do dziś widzę!
Nie pamiętam czy jeszcze coś dostałam - ale myślę, że to były ciężkie czasy - więc niekoniecznie.
I tu się zaczyna rozbieznośc w wersji mojej i mojej mamy.
Mama mówi, że była już wiosna.
Ja upieram się, że to była jeszcze Wigilia. Ze spadł śnieg. I dlatego nasi rodzice zgodzili się, abyśmy wyszli na dwór. Nam - mi i mojemu ciotecznemu rodzeństwu.
I posadziłam misia pod drzewem. Żeby grzecznie siedział. A my bawilismy się jak szaleni.
Wróciłam do domu i zorientowalam się, że nie ma ze mną misia. Tata poszedł po niego - niestety miś zniknął.
Do dziś jak mijam to drzewo - przypomina mi się ta historia.

P.S. I jeszcze u mamy obie uznałyśmy, że tegoroczny Mikołaj chyba się walnął z jedna rozmiarówką - trudno - najwyżej będzie podmieniał prezent po świętach - bo teraz się już nie wyrobi :(


Obiad - Polędwiczki wieprzowe faszerowane suszona
śliwką podane z białym sosem, ziołowym spaghetti i marchewka z groszkiem

Podwieczorek - Naleśnik z płatków owsianych z kremem z ricotty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz