piątek, 14 grudnia 2012

Dzień pięćdziesiaty trzeci - Choinki

Kolejna atrakcją w tym wariackim czasie jest nabycie choinki.
Lubie choinki.
Nie lubię choinki u siebie w domu.
Bo jest tak jakbym jej nie miała.
Kojarzy mi się z dzieciństwa wielka choinka - pachnąca - ubierana w Wigilie - gdy miesza się jej zapach z zapachem pierogów i sałatki warzywnej.
A później ten czas kiedy człowiek wyleguje się w dużym pokoju na kanapie w blasku jej świec.
Tak ciepło... Ale to było.

U mnie nie ma takiego miejsca jak w domu rodzinnym.
Choinka zazwyczaj stoi w pokoju dziecka - a i z jakiegoś powodu od lat - nie była ubierana - no  poza światełkami.

Ale jakoś mi się tęskni.

Więc tak sobie myślę, że może w tym roku taka malusia postawię na oknie w kuchni?
Więc muszę kupić trzy choinki.

Jedna do szkoły - szlag mnie trafia - co ja sponsor jestem? Ale jak dzieci nie maja mieć choinki w klasie????
Jedna do pokoju juniora.
I taka jedną tycią - co tylko żaróweczki da się na niej przywiesić w kuchni.
To się nadźwigam cholercia. Wszystkie muszą być w donicach - a ważyłam w zeszłym roku jedną - tak ca 18 kg :((((
Ale nie ważne...
Choinka...

Jakoś tak mi się sentymentalnie zrobiło - dobranoc...

Śniadanie - Pieczone racuszki otrębowe z waniliowym serkiem homogenizowanym

Obiad - Tortilla ze szpinakiem i warzywami podana z surówką z rzodkiewki i kalarepy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz