Takie stanie w miejscu. Takie zawieszenie. Takie oczekiwanie. Ale przecież sam Nowy Rok nic nagle nie zmieni.
Ani nie ma gdzie pójść specjalnie. A jak się już ruszysz np. na basen to napotykasz dzikie tłumy.
Pogoda nie zachęca zresztą do wyjścia. Co roku. Bo albo mróz albo takie szarości jesienne jeszcze. No i jeszcze ten sezon grupowo - grypowy.
Jak chcesz pogapić się w TV - to lecą jakieś odgrzewane kotlety.
Jak chcesz coś załatwić - to sezon urlopowy.
Dziś przejeżdżałam obok Arkadii - a tam korek - chyba jeszcze większe zgromadzenie ludu niż przed świętami. Może wyprzedaże.
Co jakiś czas jakiemuś oszołomowi myli się dzień i strzela już petardami.
W pracy pamiętam tez zwykle o tej porze była plaża - bo wszystko co ważne i tak załatwione - rozliczone było już przed świętami. Gadki szmatki przy kawie i koszmarnie ciągnący się czas.
Najchętniej zawinęłabym się w koc, zasnęła i zapomniała o tych paru dniach...
A tak naprawdę to niech się już skończy ten 2012 rok - bo nie był fajny...
Śniadanie - Kanapeczka z serkiem ziołowym, rzodkiewką, ogórkiem i szczypiorkiem |
Obiad - Sola pieczona w ziołach z sosem cytrynowym z kuskusem i surówką z kapusty włoskiej, marchwi i jabłka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz