sobota, 20 kwietnia 2013

Dzień sto siedemdziesiąty dziewiąty - Bunt zmywarki

Ja bardzo lubię wszystkie moje narzędzia gospodarstwa domowego.
Gadam do nich często.
A one chyba nie są wdzięczne.

I tak co jakiś czas, któreś z nich się buntuje.
A to multi narzędzie takie do dziabania i ścierania kiedyś się tak zbuntowało, że trzeba było kupić nowe. Później czajniki. Później mikser wciągnął ciasto drożdżowe,  które rosło w środku. Ale udało mi się go odratować. Niedawno kawiarka - niestety tym razem moje działania nic nie wskórały.
No i pralka - która, aby zrozumieć, że jest zamknięta musi dostać drzwiczkami w łeb tak z kilkadziesiąt razy.
Na to szanowny pan naprawiać tez nie był w stanie nic zrobić. Mówi, że to wada konstrukcyjna i pierwsze partie tegoż modelu tak mają :( - no wymienić pralki to jakoś nie mam ochoty...

O buncie laptopa to napiszę jutro - bo mi się przypomniał list, jaki do niego napisałam, żegnając się :)))) Nowy jest nie lepszy - i przyprawia mnie o bóle migrenowe. A komórki jeszcze mnie zdecydowanie nie lubią. O i także elektrowkretarkę szlag trafił  - moja ulubioną. nie wiem jak sobie bez niej na wsi poradzę. Same porażki...

No i po stronie nielubiących mnie stanęła dziś ostatecznie zmywarka.
Było z nią już tak, że się zawieszała. Co jakiś czas. Ale kop wystarczył - nie mój pomysł - tylko fachowca. Odwieszała się.

Jakiś czas temu coś się stało z ramieniem od sikania wodą - sika głośno - mimo, że to model cichej zmywarki.

Ostatnio zaczęłam używać tańszych środków do zmywania. I od tamtej pory zaczął się sajgon. Bo zamiast czystych naczyń - wyjmowałam naczynia do przepłukania. No ale uparłam się zużyć to "tańsze" pudełko - które jak się okazuje tańsze nie jest bo muszę używać dodatkowej wody.

Na dodatek mimo tego, że czyszczę regularnie filtry - nagle pozostawała woda na dnie po fazie zmywania. A na dodatek wyciągam naczynia mokre. Czyli kompletny bezsens.

No i myślałam, obserwowałam, kombinowałam i okazało się, że po prostu całe zmywanie odbywa się za pomocą zimnej wody.  Czyli ten cały tłuszcz i syf się nie rozpuszcza - dlatego się wszystko zatyka. Dlatego woda nie wyparowuje - bo zimna nie wyparowuje.

Inaczej mówiąc - szlag trafił grzałkę. No to do cholery żadna fajna wiadomość.

Za dużo tych psujących się historii. Pomijam, że powinnam kupić nowa klapę do sedesa - ta złamaną.
Że odnowić wypadałoby. Że wannę muszę pilnie wymienić. No ale wszystko rozbija się o to samo...

Ciiii już siebie sama nie denerwuj. Ale czuje to dziadostwo. Jak dziadostwo.

Ale za to dziś zrobiłam na obiad dawno nie robiona tartę. Kalorii jak diablii - ale w ciągu dnia się wszystko zbilansowało. A dostałam pleśniowe serki - których w innej postaci niż upieczone lub smażone mój syn nie zje. No a zakupy były zrobione wczoraj w takiej ilości i jakości - gdyż nie wiedziałam, że nie mam dostępu do pieniędzy. Więc kombinowałam dziś trochę.

Obiad - Tarta z serem brie, oliwkami, sałatkowym łososiem i pomidorami


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz