sobota, 6 kwietnia 2013

Dzień sto sześćdziesiąty piąty - Płonie samochodzik

Nie wiem kiedy ostatnio widziałam malucha - Fiata 126p.
Więc jestem zaskoczona tym, że mi się przyśnił...

A było tak. Jechaliśmy na wakacje. Podjechałam pod dom mojej babci. Maluchem. I czekałam na współpasażerów. Istotne jest to, że umówiliśmy się, że nie jedziemy z żadnymi bagażami - bo całą piątka dorosłych miała się w samochodziku zmieścić. A z bagażem raczej trudno bez żadnej przyczepy w takim pudełku podróżować.

Siedziałam i czekałam. Traciłam cierpliwość i nagle jakby ktoś - zamiast mnie - nacisnął pedał gazu do oporu w stojącym samochodzie. Rozległ się ryk silnika. Spojrzałam pod nogi. Nic tam nie było. Ale wyglądało jakby po prostu jakby pedał się gazu zablokował. Zaczęłam coś gmerać pod nogami ale wyciągnąć go nie zdołałam.

Żeż ja głupia, pomyślałam, trzeba wyłączyć silnik kluczykiem. No i z uśmiechem go przekręciłam. Ale nie spowodowało to żadnej reakcji. Silnik wył dalej. Na najwyższych obrotach.

Pomyślałam sobie, może jak zacznę nim jeździć to może coś się odblokuje. Ale niestety nie udało mi się  wrzucić na pierwszy bieg.

Wściekła wysiadłam z niego... Zastanawiając się gdzie szukać pomocy na złośliwego gada.

I gdy wysiadłam samochodzik zaczął płonąć, tak jakby był z kliszy fotograficznej... Z efektem jak na niejednym filmie, kiedy taśma pali się podczas projekcji filmu...

I obudziłam się...

Symboliczny sen?

Obiad - Kiełbasa biała zapiekana w cebuli i kapuście z 3 rzodkiewkami


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz