wtorek, 30 kwietnia 2013

Dzień sto osiemdziesiąty dziewiąty - Ludzie wyjeżdzają

Ojej!  majówka jutro.  Tyle  dni  niby  wolnych  a  ja  w  sumie  mam tyle do zrobienia. Zrobię, zrobię.

Moi  sąsiedzi  dziś  się  jedni  i drudzy i trzeci zbierają do wyjazdu. To jest fajny widok. Lubię sobie tak poobserwować jak  na te parę dni się pakują. Upychają się w samochody.

Sąsiedzi z dziećmi najwyraźniej  są  już  dobrze  zorganizowani. Lata wprawy. Szybko im to idzie. I co
ciekawe   nawet   nie   maja   tak   dużo  gratów.  No  tak,  przecież najważniejsze,  żeby  to  dzieci miały się w co ubrać, co zjeść i w co się bawić - rodzice nie są najważniejsi.

Starsi Państwo jada na działkę - pod Warszawę. Tłumaczyli mi, że musza z  działki  po  zakończeniu wszystko zabierać - i pościel i naczynia i garnki i kosiarkę. Maja duży samochód, ale jest zapchany po dach.

No  a  najmłodsi  moi  sąsiedzi  - bez dzieci to dopiero pakowanie się z  awanturą. Maja niewielki samochód - cos wielkości a'la tico - ale tez mają  przerobiony tak, że tylko maja przednie siedzenia. Bo sąsiad  jeździ  w  wyścigach.  Więc  co chwilę słychać kłótnie o ilość rzeczy zabieranych w podróż...

A  mi  się  w  trakcie  takich  sytuacji  przypomina się jak to kiedyś było...  Jak  kiedyś  się  udało  zabrać  do malucha 5 osób. Zapakować wszystkie  graty,  często  wielki  namiot,  butle  gazową, maszynkę do
gotowania,  jedzenie  - bo przecież wtedy trzeba było ze sobą zabierać cudownie  kupione  konserwy...  i jechać przez cała Polskę. A często i do Bułgarii.

Cuda Panie, cuda...

Pamiętacie? Och mam sentyment do tego maleństwa :) Źródło: motoweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz