poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Dzień sto siedemdziesiąty czwarty - Włosy

Jestem naturalną brunetką.
W swoim życiu chyba od ostatniej klasy liceum zaczęłam się farbować.

Pierwsze farbowania w tamtych czasach były jednoczesnie farbowaniem dla zdrowia włosów. W każdym razie tak sobie wmawiałam. Ale faktem było to, że miaąłm piękne i długie włosy. farbowałam je wówczas ziołowymi mieszankami - pół na pół - basma i henna. Lubiłam tamten kolor włosów.
Właśnie, nawet nie wiem, czy te ziołowe mieszkanki mozna jeszcze gdzies kupić...

No bo jak zaczęłam się farbować, to do tej pory to robię. No ale nawet nie wiem kiedy pierwszy raz zaczęłam stosować chemię.  Raz - byłam nawet blondynką :)

No i mniej wiecej co 3 miesiące zaczynam akcję farbowanie. Nie robie tego u fryzjera lecz samodzielnie w domu. Z tym domowym farbowaniem to zawsze jest ta sama akcja. Zawsze poszukiwanie jakiegos ciucha do ewentualnego zniszczenia. Zawsze musze cos przy okazj zafarbować - a to ręcznik a to deskę od kibla, a to fugę od kafelków. Na szczęscie w pore to zauważam - ale w przypadku ręcznika błyskawiczne zauważenie nic niestety nie daje. Ale straty materialne musza być. I to juz zaakceptowałam.

No ale kolejnym problemem jest dobór farby. Zawsze - no prawie zawsze - w 90% nie jest to co chciałabym uzyskac. Na pudełku, na paletach kolor jest idealny. A po farbowaniu albo wyglądam jak kruczowłosa dziewczyna dresiarza albo ruda małpa w zoo. Acha i tu warto podkreślic, że niczym Ania z Zielonego Wzgórza farbować się w "te" dni nie należy, bo albo w ogóle farba nie łapie - albo rzeczywiście kolor bliski zielonemu mi wychodzi :)

I tym razem stało się podobnie. W sensie nie tych dni - lecz koloru wyjsciowego.
Miał być mrożny orzech. Mrożny - to nie ciepły. Orzech np. na meblach - to głębszy brąz.

A co mi wyszło - powiedziałabym, że jasny brąz w odcieniu rdzy.

A, że moje piękne kiedys włosy sa dość słabe - bo i po ciazy i paliłam i wiadomo, że to wszystko ma znaczenie - nie chce ich katowac kolejnym farbowaniem - po dwóch dniach...

Zła jestem.

Ale juz jak tam mysle o tych włosach, to chyba zacznę jednak sobie wcierać we łba olejek rycynowy. Cuda sprawia.

Ale nadal jestem zła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz