piątek, 26 kwietnia 2013

Dzień sto osiemdziesiąty piaty - Konwój i ulotki

Taka scenka nr 1
Sklep. I konwój - nie napiszę jakiej firmy.
Pieniądze wnoszą do sklepu. I pan z kasą a raczej pani z wózkiem na niego wpada.
On upada. On na sportowca nie wygląda. Ale nikt się nie rzuca do niego. Nawet ten pan co za nim idzie z tyłu.
Zamieszanie i nic.
Taka ochrona? Taka praca? Czy taka płaca?

Scenka nr 2.
Stoję na swoich "ulubionych światłach" minuty....
Minuty mijają i stoi pan z ulotkami. W sumie bałabym się z nim zaznajamiać.
Pan próbuje wcisnąć ludziom ulotki - którzy go jednak omijają.
Jak ktoś nie bierze tej ulotki - pan coś mruczy pod nosem. Pewnie złorzeczy.
Może jakby nie złorzeczył to ktoś wziął od niego tę ulotkę. Jakby się choć uśmiechnął a nie udawał flejtusa.
Widać, że się nie stara. Ale jak widać to dla niego jedyna możliwa praca... Mimo pewnie słabej płacy.
Dziwne, że tych ulotek po prostu nie wrzucił do śmieci....

Praca... i płaca... Za co się płaci?
A ludzie - narzekają - a pracować im się nie chce... to po co im dawać pracę?

ech.

Obiad - Kaszanka prosto ze wsi grillowana 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz