wtorek, 22 stycznia 2013

Dzień dziewięćdziesiąty drugi - Wywiadówka

No i minęło półrocze w szkole.
Nadszedł czas wystawiania ocen.
No i czas beznadziejnych wywiadówek.

W szkole mojego dziecka zebrania są co miesiąc.
Jako, że i tak codziennie widzę się z wychowawczynią - a wywiadówka dla mnie to strata czasu - ustaliłam z nią, że raz na półrocze będę uczestniczyć w tym żałosnym spotkaniu.

W przypadku szkoły - jestem zwierzęciem aspołecznym.
Generalnie nie mam wpływu na to co się tam dzieje. Np. jeśli nie ma kasy szkoła na basen - to jej po prostu nie ma. Jeśli trzeba się do czegoś dorzucić - to dostaje info w dzienniczku.  Jak wydobyć z siebie głos - również wypowiadam się w dzienniczku. Nie jestem tez aktywistką - więc nie pcham się do rady rodziców - która debatuje nad tym jakie kwiaty albo prezent należy kupić komuś tam. No może przesadzam - ale uznaje to jako strata czasu.

Jeśli chodzi o  moje własne dziecko - to jak mam problem staram się go załatwiać na bieżąco.

W związku z tym - nie potrzebuje jakiś tam zebrań. Kompletnie nie interesuje mnie integracja z rodzicami dzieci w klasie - których sztuk jest trzy.
Mamy te są dużo starsze ode mnie. Nie pracują. Mają czas. I się chyba nudzą. Mają swoją wizje świata i szkoły - która jest mi obca.

Zebranie rozpoczyna się spotkaniem wszystkich rodziców dzieci w szkole z dyrektorem, na które nigdy nie mogę zdążyć - bo nikt nie bierze pod uwagę tego, że w dzisiejszych czasach Rodzice pracują trochę dłużej niż do 16tej.

Następnie rodzice rozchodzą się po klasach i zaczyna się celebracja - kawka - herbatka?
Pierdułki, pogadanki o pogodzie, pani A i pani B muszą się wygadać.
O dziecku słyszy się informacje przez pięć minut. Zebranie trwa ponad godzinę.

Nie wytrzymałam dziś. Kaszel mnie męczył. Nie miałam ochoty siebie i innych męczyć.
Nie zdjęłam nawet kurtki. Powiedziałam na wstępie, że nic nie będę pić, że mam dwie sprawy - ale opisze je w dzienniczku i poproszę o oceny dziecka. I na jednym wydechu jeszcze zapytałam czy pani ma jakieś sprawy do mnie...
Usłyszałam  "nie" - więc wstałam - pożegnałam się z uśmiechem i wyszłam.

I popołudnia nie zmarnowałam... ale bardzo ciekawa jestem co sobie panie A i B pomyślały.
Bo myślę, że pani wychowawczyni wcale się nie zmarszczyła :)

Kolacja - Duszone pory z szynką - zapiekane z serem żółtym






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz