czwartek, 10 stycznia 2013

Dzień osiemdziesiąty - Piwnica

Było już dość poźno - koło 23:oo.
Moje dziecię właśnie się obudziło - bo poszło spać wyjątkowo około 19:oo - padnięte po dziennych zajęciach. Dzieciakom niewiele trzeba do zregenerowania się - niestety :)

Zrobiłam mu jeść. Po czym marudzniem wymusił na mnie zgodę na kąpiel.  Nie byłam zachwycona pomysłem. Ale uznałam, że moze kapiel w ciepłej wodzie spowoduje, że znów mu się spać będzie chciało.
Ponieważ cos ostatnio nie działał dobrze kran od wanny - podejrzewałam, że przepuszcza uszczelka - zaczęłam nalewac wodę do wanny prysznicowym wężem.
Wyszłam  z  łazienki  i  rzuciłam  okiem  na  stojące rzeczy po kocie. Przypominające to co smutne.

Codziennie zapominałam o tym, że mam je wynieśc do piwnicy. Pomyślałam  sobie  -  dzieciakowi  woda  się dopiero nalewa do wanny - zdążę szybciutko zniesc graty do piwnicy.

Założyłam  buty,  wzięłam  klucze  do piwnicy, graty i nie zamknąwszy drzwi na klucz do mieszkania - szybko poleciałam do piwnicy.

W  klatce - drzwi główne do piwnicy - zawsze są otwarte. Nie mam nawet do nich  klucza. Niestety moja kłódka do schowka piwnicznego to jakaś niedoróbka - zawsze się muszę poszarpać trochę.

Kiedy  się  szarpałam  - usłyszałam trzask drzwi i zgrzyt zamka. Trochę  sie  przestraszyłam,  wiec szybko odłozyłam rzeczy i zawinęłam się z powrotem.

A tu niespodzianka... Drzwi zamknięte.
Zaczęłam w nie walić. I nic.
Krzyczeć. I nic.

Myślę   sobie,   przecież   moje  dziecko  jest  tam samo - w wannie z wodą. Może coś się stać!
Dodatkowo przecież nie zakręci tej wody. Przecież zaleje sąsiada.

Wymyśliłam  sobie,  że  może otworzę okienko  piwniczne. A tu kolejna niespodzianka  -  bo  okienko  jest  zakratowane! Otworzyć się tez nie dało.  Udało  mi  się  jakoś je wybic i zaczęłam krzyczeć. I nic. Zero reakcji.

Osłabłam  z bezsilności. Gdybym miała choć komórkę. No ale zamierzałam tylko wypaść z domu na chwilę.  Zaczęło  sie  robić chłodno przez to wybite okienko. Owinęłam się    kołdrą,    którą    przechwoywałam    w   piwnicy.   Waliłam  w rurę,  nie wiem co to za rura. Ale pomyślałam sobie - przeciez w moim bloku nikt i tak mnie nie usłyszy. Nad piwnica mieszkają starsi ludzie.
W bloku poza nimi głównie młodzi ludzie  - którzy pewnie gdzieś balują -  skoro  do tej pory nikt nic nie usłyszał. Ochrona tez rzadko obchodzi osiedle - chyba co godzinę...

I  wtedy przez wybite okienko zaczęły wchodzić koty - jakby oczekiwały na  to,  że ktos im udostępni jakies ciepłe pomieszczenie. Dziwnie się
zaczęłam czuć. Pielgrzymka kotów... Bałam się.
Nie wiem ile tych kotów się pojawiło - może setka?
Zaczęły  się  do mnie łasić. Zabrakło mi powietrza. Zaczęłam się dusić od alergenów z ich sierści....

Obudziłam się. Za atakiem kaszlu.

Kolacja - Kopytka z sosem pieczarkowo - grzybowym

Podwieczorek - Ciastka owsiane


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz