Moje dziecię właśnie się obudziło - bo poszło spać wyjątkowo około 19:oo - padnięte po dziennych zajęciach. Dzieciakom niewiele trzeba do zregenerowania się - niestety :)
Zrobiłam mu jeść. Po czym marudzniem wymusił na mnie zgodę na kąpiel. Nie byłam zachwycona pomysłem. Ale uznałam, że moze kapiel w ciepłej wodzie spowoduje, że znów mu się spać będzie chciało.
Ponieważ cos ostatnio nie działał dobrze kran od wanny - podejrzewałam, że przepuszcza uszczelka - zaczęłam nalewac wodę do wanny prysznicowym wężem.
Wyszłam z łazienki i rzuciłam okiem na stojące rzeczy po kocie. Przypominające to co smutne.
Codziennie zapominałam o tym, że mam je wynieśc do piwnicy. Pomyślałam sobie - dzieciakowi woda się dopiero nalewa do wanny - zdążę szybciutko zniesc graty do piwnicy.
Założyłam buty, wzięłam klucze do piwnicy, graty i nie zamknąwszy drzwi na klucz do mieszkania - szybko poleciałam do piwnicy.
W klatce - drzwi główne do piwnicy - zawsze są otwarte. Nie mam nawet do nich klucza. Niestety moja kłódka do schowka piwnicznego to jakaś niedoróbka - zawsze się muszę poszarpać trochę.
Kiedy się szarpałam - usłyszałam trzask drzwi i zgrzyt zamka. Trochę sie przestraszyłam, wiec szybko odłozyłam rzeczy i zawinęłam się z powrotem.
A tu niespodzianka... Drzwi zamknięte.
Zaczęłam w nie walić. I nic.
Krzyczeć. I nic.
Myślę sobie, przecież moje dziecko jest tam samo - w wannie z wodą. Może coś się stać!
Dodatkowo przecież nie zakręci tej wody. Przecież zaleje sąsiada.
Wymyśliłam sobie, że może otworzę okienko piwniczne. A tu kolejna niespodzianka - bo okienko jest zakratowane! Otworzyć się tez nie dało. Udało mi się jakoś je wybic i zaczęłam krzyczeć. I nic. Zero reakcji.
Osłabłam z bezsilności. Gdybym miała choć komórkę. No ale zamierzałam tylko wypaść z domu na chwilę. Zaczęło sie robić chłodno przez to wybite okienko. Owinęłam się kołdrą, którą przechwoywałam w piwnicy. Waliłam w rurę, nie wiem co to za rura. Ale pomyślałam sobie - przeciez w moim bloku nikt i tak mnie nie usłyszy. Nad piwnica mieszkają starsi ludzie.
W bloku poza nimi głównie młodzi ludzie - którzy pewnie gdzieś balują - skoro do tej pory nikt nic nie usłyszał. Ochrona tez rzadko obchodzi osiedle - chyba co godzinę...
I wtedy przez wybite okienko zaczęły wchodzić koty - jakby oczekiwały na to, że ktos im udostępni jakies ciepłe pomieszczenie. Dziwnie się
zaczęłam czuć. Pielgrzymka kotów... Bałam się.
Nie wiem ile tych kotów się pojawiło - może setka?
Zaczęły się do mnie łasić. Zabrakło mi powietrza. Zaczęłam się dusić od alergenów z ich sierści....
Obudziłam się. Za atakiem kaszlu.
Kolacja - Kopytka z sosem pieczarkowo - grzybowym |
Podwieczorek - Ciastka owsiane |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz