wtorek, 29 stycznia 2013

Dzień dziewięćdziesiąty dziewiąty - Psiakość

NO i mamy ferie.
Nie lubię ferii.
Będę jęczeć przez dwa tygodnie.

Na dodatek jestem złą matką - bo nie umiałam zorganizować ich dziecku.
Wszystko rozbiło się oczywiście o cash.
Wściekła jestem na swoja nieporadność.

Ale dziś chciałam przynajmniej wykorzystać fakt, że mrozu nie ma i można ulepić bałwana.
Póki śnieg jest.

Wyciągnęłam dziecko z domu. Sama trochę na siłę to wyjście zorganizowałam, bo wilgoć w powietrzu a ja nadal przeziębiona. Wcisnęłam dziecko  w za małe ortalionowe spodnie - aby uchronić go przed roztopami. Wzięłam z domu marchewkę, guziki i poszliśmy.

No i się nachodziliśmy w poszukiwaniu kawałeczka czystego śniegu.
Kupa za kupą. Siki za sikami. Nie ma miejsca na zabawę śniegiem.
Rozumiem, że zbieranie kup w zimie nie jest obowiązkiem?

A na dodatek plac zabaw jest zamknięty na kłódkę w czasie zimy.

No to wróciliśmy do domu. Ja z mokrymi nogami. Dziecko bez humoru.

II Śniadanie - Kiwi na liściach rukoli z suszonymi pomidorami,
płatkami migdałowymi i miętowym vinegrette

I Śniadanie - Pasta łososiowo - twarogowa z koperkiem
podana z cząstkami pomidora i bułeczką rustico



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz