Śniło mi się, że po Warszawie krążyły pomarańczowe, balonikowe potwory z narysowanymi buziami.
Potwory nadmuchiwały się znienacka Jak się pojawiały to zabierały każdemu jedna rzecz. I przenosiły to co zabrały do jakiejś dziwnej, niedostępnej, zimnej krainy.
Mi zabrał ten balonik kota. Bazyla.
Rozpaczałam. Ale wiedziałam, że w tej krainie będzie żył spokojnie, choć w słabych warunkach. Miałam zadzwonić do hodowcy kota, żeby powiedzieć co się stało. Ale tez się zastanawiałam jak to wytłumaczę, bo w innym mieście (tam gdzie mieszka hodowca) przecież nie ma baloników. A ludzie boją się mówić o nich głośno, bo wtedy się pojawiają grupami. I człowiek może zostać bez niczego. I
Wtedy pojawił się zmoknięty, wyziębiony kotek przyniesiony przez baloniki.
Był niewygodny w tamtej krainie baloników - bo zabijał baloniki pazurami.
P.S. Poniżej wczorajsze zdjęcia kotków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz