Jakiś czas temu pisałam Wam o tym, że jestem uzależniona od coli i kawy. Tamte uzależnienia zamieniły mi się w uzależnienie mnie przerażające.
Przerażające bo jeszcze jak uzależniona byłam od coli to kupowałam sobie czasami 2 litrową butlę i na dzień starczało. Kawa - nie zawsze jest pod ręką. Trzeba ja też zrobić. No albo kupić. Ale kupuje się zazwyczaj jedna kawę.
A ja obecnie wypijam aż 6 butelek wody po 1,5 l dziennie! Na szczęście w sklepie na literkę L. zgrzewka kosztuje 4 zł. Ale może powinnam jednak chodzić do studni oligoceńskiej, bo przynajmniej oszczędności jakieś będą. A wiadomo, że są potrzebne :(
Ja nie zauważam, że tak dużo pije. No nie do końca oczywiście - bo wielką wadą tego uzależnienia jest częstsze chodzenie do toalety. A i potrafię się obudzić w nocy - i chyba jestem tak przeciążona ta wodą,
że potrafi mi się podczas wstawania zakręcić w głowie.
No ale nie czuje tego, że piję. Po prostu ona znika. Po prostu ciągle po nią sięgam. Juz nawet jak rano zawożę dziecko do szkoły to umieram, czuje się wysuszona - jak nie mam butelki pod ręką.
Wczoraj przeszłam sama siebie, bo podczas 4 godzin wyżłopałam 4 butelki. I poczułam się tak jakbym miała kaca. Głowa mnie zaczęła boleć. Może to tez efekt zmiany pogody - ale był to taki rodzaj
samopoczucia jak po niezłym piciu. Jestem prawie pewna, że to od wody...
No i nie mam pojęcia czy to dobrze, że tak się uzależniłam. Czy to dobrze dla organizmu, że tak ja piję? Czy nerek sobie nie rozwalę?
A może to właśnie organizm mi pokazuje, że potrzebuje takiego oczyszczenia? Może.
Jednak nie czuję się dobrze, że coś ma znów na mnie wpływ...
P.S. Dziś kot udający pranie zamiast zdjęcia jedzenia :))) - bo dziś znów była zupa szparagowa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz