niedziela, 12 maja 2013

Dzień dwieście pierwszy - Uzależnienie od wody

Jakiś  czas  temu  pisałam  Wam o tym, że jestem uzależniona od coli i kawy.   Tamte   uzależnienia   zamieniły  mi  się  w  uzależnienie  mnie przerażające.
Przerażające  bo  jeszcze  jak  uzależniona byłam od coli to kupowałam sobie czasami 2 litrową butlę i na dzień starczało. Kawa  - nie zawsze jest pod ręką. Trzeba ja też zrobić. No albo kupić. Ale kupuje się zazwyczaj jedna kawę.

A ja obecnie wypijam aż 6 butelek wody po 1,5 l dziennie! Na  szczęście w sklepie na literkę L. zgrzewka kosztuje 4 zł. Ale może powinnam  jednak  chodzić  do  studni  oligoceńskiej,  bo przynajmniej oszczędności jakieś będą. A wiadomo, że są potrzebne :(

Ja  nie  zauważam,  że  tak dużo pije. No nie do końca oczywiście - bo wielką  wadą tego uzależnienia jest częstsze chodzenie do toalety. A i potrafię  się obudzić w nocy - i chyba jestem tak przeciążona ta wodą,
że potrafi mi się podczas wstawania zakręcić w głowie.

No  ale nie czuje tego, że piję. Po prostu ona znika. Po prostu ciągle po  nią sięgam. Juz nawet jak rano zawożę dziecko do szkoły to umieram, czuje się wysuszona - jak nie mam butelki pod ręką.

Wczoraj  przeszłam  sama  siebie,  bo  podczas  4  godzin wyżłopałam 4 butelki.  I  poczułam  się  tak  jakbym miała kaca. Głowa mnie zaczęła boleć.  Może  to  tez  efekt  zmiany  pogody  - ale był to taki rodzaj
samopoczucia  jak  po  niezłym  piciu.  Jestem  prawie  pewna, że to od wody...

No  i  nie  mam  pojęcia czy to dobrze, że tak się uzależniłam. Czy to dobrze dla organizmu, że tak ja piję? Czy nerek sobie nie rozwalę?

A  może  to  właśnie  organizm  mi  pokazuje,  że  potrzebuje  takiego oczyszczenia? Może.

Jednak nie czuję się dobrze, że coś ma znów na mnie wpływ...

P.S. Dziś kot udający pranie zamiast zdjęcia jedzenia :))) - bo dziś znów była zupa szparagowa :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz