czwartek, 9 maja 2013

Dzień sto dziewięćdziesiąty ósmy - Smaki dzieciństwa

Byłam na bazarku pobliskim. Bardzo lubię te wypady po odwiezieniu dziecka do szkoły.
No bo wiecie, je sie to, co obecnie rodzi ziemia. No i bazarek to oszczędniejszy sposób na warzywa i owoce...

Kupiłam rabarbaru cały kilogram. No i szparagi. Ale o nich napiszę poźniej.

I zaczęłam miec jazdę sentymentalną... ze smakami dzieciństwa. tego w PRLu.
Nie będę pisać tu o bananach czy smaku batona Mars, ktorego dzieliło się na przezroczyste plasterki, żeby starczał na dłużej.

Przypomniały mi się wakacje u mojej babci w Rembertowie.
Dziadkowie mieli dom z ogródkiem. Dziadek hodowal hobbystycznie gołębie. Babcia na dodatek hodowała kury.

Pamiętam, jak mnie to denerwowało, że trzeba było pielić grzadki. Albo podlewac ustała wodą w wannie i zasypywać kupami kur te pomidory. A bylo tam wszystko - i ogórki i pomidory i rzodkiewki i ogórki i cebula i koper i pietruszka i marchewka....

No i sad... śliwki, grusze, orzech, papierówki... Porzeczki i agrest. A i truskawki! A i rabarbar! A i słoneczniki!
A od sąsiada wystawały krzaki malin. A od drugiego spadały mirabelki.

Przed domem babcia miała jeszcze wiele pięknych bylin...

Dziś dopiero po latach człowiek docenia - to co było wtedy. Bo własny ogród to wtedy był sposób na przezycie - a dziś sposób na dobre zdrowie...

ten rosołek z warzywami z ogrodu i z kura bąź gołabkiem w niedziele...
Albo jajecznica...
Albo tak cieniutko ukrojony chleb z pomidorem tylko...
Albo rabarbar maczany w cukrze - zamiast słodyczy...
Albo taki kubek porzeczek z cukrem...

Albo...

Szkoda, że dzis nie mam takiego ogrodu. Ale nawet jak miałabym, to trzeba non stop czas mu poświęcać...
A ja głupich badyli na balkonie utrzymac w zdrowiu nie potrafię...

Ech... rozmarzyłam się :)))

Rabarbar i szparagi z mojego bazarku




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz