niedziela, 11 listopada 2012

Dzień dwudziesty - Nie lubię 10-tego dnia miesiąca

Nie cierpię 10-tego.
I to nie tam z okazji wszelakich akcji około smoleńskich.

Nie znoszę, bo to jest dzień kiedy płacę i płacze.

I wtedy wściekam, się, że mam kredyt w CHF. Bo w przeciągu ostatnich 6 lat płace o 1/3 więcej raty niż w pierwszym roku. I, że w ogóle mam jakiś kredyt. Ale przepraszam, z domu bogata nie jestem, a i żadnego banku nie okradłam. A gdzie do cholery bez tego kredytu bym mieszkała? A mieszkanie mam niewielkie i nie w jakimś super miejscu w Warszawie.

I wściekam sie na te wszystkie miesięczne wydatki - których jest mnóstwo - ale konieczne. I pojedyńczo niewielkie.

I wściekam się, że dzieciak mi rośnie i kolejne ciuchy i buty trzeba kupić.
Ale i przecież żyć musi. I się rozwijać - ksiązki, zabawki...

Teraz niestety więcej wydaje niż zarabiam... Ale to się unormuje... Musi... Wszak taki jest mój cel :)

Zawsze mogę dziecku kota dać na obiad w czasie skrajnego kryzysu :)

Śniadanie - Młode liście rukoli z mozzarellą, wędliną drobiową,
oliwkami, marynowaną cebulką i ciabatką

Kolacja - Pierożki leniwe z musem śliwkowo - jogurtowym


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz